Im bliżej rocznicy 10 kwietnia, tym więcej głosów nawołujących do godnej postawy w tym wyjątkowym dniu polskich elit: tych politycznych, kulturalnych, świata mediów. One w dużej mierze są odpowiedzialne za to jaki wymiar przybiorą obchody mające uczcić pamięć po poległych w Smoleńsku, czy Rzeczpospolita zda egzamin, nie skompromituje się w oczach europejskiej i światowej opinii publicznej pogrążona w ordynarnej pyskówce nad mogiłami ofiar katastrofy. O to mniej więcej apeluje polski episkopat, podobne głosy słychać ze strony przedstawicieli inteligencji.
Głosiciele tych słusznych postulatów abstrahują niestety od jakiegokolwiek samokrytycyzmu koniecznego do ich przyszłego uskutecznienia.
Kościół nawołując wiernych do jedność i solidarności, sam nie jest w stanie jej zademonstrować, nie daje przykładu. Wszyscy pamiętamy kapitulacje hierarchii w kontekście walki o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Wówczas biskupi wygodnie odcięli się od zaistniałego sporu; należy przypuszczać, iż nie mięli ochoty zadzierać z żadną z jego stron: zarówno z liberalnymi elitami na czele z Prezydentem Komorowskim, jak i wiernymi i częścią duchowieństwa (np. ks. Małkowski) przybywającymi na Krakowskie Przedmieście w celu uczczenia pamięci zmarłego tragicznie Prezydenta RP. Niejednoznaczna postawa hierarchów, jej nieobecność na miejscu usytuowania spornego krzyża, przysłużyła się zaistnieniu słynnych ekscesów z udziałem D. Terasa i Zbigniewa S. ps. Niemiec, którzy bezkarnie bezcześcili symbole chrześcijaństwa, znieważali wiernych; pomogła również J. Palikotowi, który wykorzystywał zasiniałą sytuację do promocji swojej bluźnierczej de facto pseudo ideologii, bazującej na walce z Kościołem i negacji katolickiej tradycji. Jestem ciekaw jak na powyższe zareagowałby Jan Paweł II...
Jeszcze dalej poszedł prawnik-teoretyk Wojciech Sadurski, który pod płaszczykiem szczytnych intencji, brutalnie rozprawia się ze swoimi adwersarzami. Początkowe zdania tekstu profesora z Sydney, który publikuje "Rzeczpospolita", stwarzają iluzję merytorycznego, wyważonego podejścia do problemu:
"Polityczne pokłosie 10 kwietnia było wśród nas, żywych, paskudne. Wyszły z nas (używam z pewną przesadą pierwszej osoby liczby mnogiej, ale wcale nie zamierzam bić się w piersi, bo nie mam powodu) cechy publiczne najgorsze: paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota."
Mogłoby się wydawać, że opis ten odnosi się do całej klasy politycznej (, z resztą nie tylko politycznej) aktywnej po 10 kwietnia. "My" - to nie tylko J. Kaczyński i jego zaplecze, ale również rządzący, polskie elity, media. Niestety, za chwilę Sadurski pozbawia czytelnika złudzeń wskazując długą listę tych, którzy prezentują "haniebny cynizm", "bezdenną głupotę", są paranoikami i grzeszą na każdym kroku podejrzliwością:
To oczywiście PIS i jego lider:
"...liderzy partii, którzy po udanej (choć w końcu przegranej) kampanii prezydenckiej postanowili powrócić do Smoleńska jako głównego tematu programowego swej partii, w ten sposób upartyjniając i zawłaszczając politycznie katastrofę, której ofiarami byli wszak ludzie wszystkich opcji partyjnych. Lider opozycji, czynnie delegitymizujący demokratycznie wybrane władze, prezydenta bojkotując i sugerując jego wybór przez przypadek lub pomyłkę."
... prof. Zdzisław Krasnodębski:
"Oto socjolog z niedalekiej Bremy, który w serii histerycznych artykułów wyraża swą teatralną pogardę dla tych, którzy przed katastrofą ważyli się krytykować tragicznie zmarłego prezydenta.
... Marcin Wolski:
"Oto kiepski kabareciarz, który odreagowuje swą PZPR-owską przeszłość, piskliwie wzywając byłych krytyków prezydenta Kaczyńskiego „na kolana", jak gdyby ktokolwiek miał jakieś powody, by go słuchać z powagą."
... Anna Fotyga i Antoni Macierewicz:
Oto była nieudolna minister i paradny bufon jadący do USA, by tam antyszambrować u polityków trzeciego sortu w sprawie „umiędzynarodowienia" śledztwa."
... Jarosław Marek Rymkiewicz:
Oto sędziwy, ale afektowany poeta, który grafomańsko nawołuje brata poległego prezydenta, by ten coś „zrobił w tej sprawie", i odmawiający atrybutu polskości tym, którzy nie głosują na partię przeżywającą zbiorowo, lecz cynicznie los „poległych" pod Smoleńskiem."
... Tomasz Sakiewicz:
"Oto redaktor naczelny niszowego dotychczas pisemka budujący nakład swej gazety na podgrzewaniu paranoi i teorii spiskowej."
... Łukasz Warzecha:
"Oto komentator brukowego tabloidu mnożący w swym blogu dziesiątki „pytań" i „wątpliwości" dotyczących katastrofy, w tym także o sztuczną mgłę pod Smoleńskiem, przy aplauzie internetowej publiki i nieumiejący się wycofać z żadnej insynuacji..."
Sadurski już po wyżyciu się, pyta retorycznie: "Wystarczy? Jeśli nie, mogę kontynuować obraz tej galerii paranoidalno-cynicznej, ale chyba nie jest to potrzebne."
Widocznie potrzebne było. Wymienieni mogą czuć się wyróżnieni. W taki oto pogardliwy sposób polski inteligent, obecnie obywatel świata, kosmopolita pełną gębą, namawia czytelnika konserwatywnego "pisemka", do wzniesienia się ponad podziałami, do wprowadzenia w swój świat "ducha równości i pogodzenia". Boję się myśleć, jaki efekt w rzeczywistości wywoła.
Traktuje paszkwilancki tekst "kolegi" - blogera, jako wyjątkowo cyniczną próbę prowokacji. Przed 10 kwietnia będzie ich, jak mniemam, niemało. Dlaczego sygnuję jedną z nich "Rzepa"?
Na zakończenie przypominam, iż w dzisiejszej dyskusji "live" z J. Kaczyńskim na s24, ma wziąć udział ( za pośrednictwem Skype'a) właśnie m.in. Sadurski. Szkoda, że powyżej cytowanym tekstem, ustawił się już na starcie na przegranej pozycji.
Inne tematy w dziale Polityka