Przed kilkoma tygodniami przeprowadziłem znamienną rozmowę z znajomym sędzią. Opowiadał mi o tym, iż na jednej z rozpraw zetknął się ze znanym lokalnie adwokatem, który po kilkuletniej przerwie powrócił do zawodu. Otóż prawnik ten zasłynął jakiś czas temu swą ścisłą współpracą ze środowiskami mafijnymi, zbyt ścisłą. Za swoje usługi przyjmował od reprezentowanych gangsterów różnorakie drogie ruchomości, m.in. luksusowe, kradzione - jak się okazało - samochody. Po skomplikowanym procesie udało się tego człowieka skazać, co skutkowało utratą prawa do wykonywania zawodu. Po kilku latach od procesu (, gdy upłynął czas od chwili zakończenia odbywania kary - choć nie jestem pewien, czy został nasz mecenas ostatecznie skazany na odsiadkę), skazanie uległo zatarciu i ...pan adwokat złożył skuteczny wniosek do samorządu o wpis na listę adwokatów...
Zgodnie z zapisami ustawy o adwokaturze jedną z przesłanek uzyskania wpisu na listę adwokatów jest ustalenie, iż wnioskodawca cieszy się nieposzlakowaną opinią. Jednak zatarcie skazania (, a więc instytucja prawa karnego, która powoduje uznanie skazania za przestępstwo za niebyłe) pozwalało - zdaniem właściwego samorządu - ominąć ww. wymóg. W efekcie skazany prawomocnie przestępca może wykonywać zawód najwyższego zaufania publicznego.
Raczę czytelnika tym przydługim wywodem nie dlatego, by skłonić kogokolwiek do pogłębionych rozważań nad instytucją "zatarcia skazania" uregulowaną w obecnie obowiązującym kodeksie karnym; chciałem jedynie zakreślić pewną - moim zdaniem - patologię, w której odnajduje częściowe analogie do ostatnich wydarzeń politycznych.
Kiedy pojawiła się w przestrzeni medialnej zapowiedź PISu o możliwości złożenia wniosku o powołanie komisji śledczej mającej prześwietlić poczynania Mirosława Drzewieckiego, pełniącego długoletnią funkcję skarbnika rządzącej partii, wiele środowisk, także mi bliskich, wyraziło stanowczy sceptycyzm. Bloger gw1990 stwierdził, że wniosek jest bezsensowny, bo nie ma szans na przyjęcie przez izbę niższą. Premier Tusk uznał inicjatywę PISu za hucpę chwaląc się przy okazji swymi ponadludzkimi (boskimi?) zdolnościami: przyznał, iż spojrzenie Kaczyńskiego i Kamińskiego świadczy o tym, że kłamią. Inni, zwłaszcza pracownicy AGORY, przypuścili kolejny, interwencyjny szturm na PIS, które ufa bandytom, a nie np. prof. Widackiemu, adwokatowi.
Przyznam, że po początkowym powątpiewaniu w sens składania PISowskiego wniosku (, z tych samych racji co gw1990), dostrzegam - z upływem kolejnych godzin, rozwojem sytuacji - coraz więcej argumentów za.
Skutkiem najważniejszym enuncjacji M. Kamińskiego zaprezentowanych w słynnym wywiadzie dla URZ - z punktu widzenia reguł demokracji - powinna być aktywizacja opinii publicznej (mam na myśli przede wszystkim dziennikarzy, zwłaszcza tych śledczych), która winna zmierzać do poważnego prześwietlenia tej sprawy. Widać jednak, iż wielu środowiskom (nie tylko PO - co zrozumiałe) zależy na ukręceniu jej łba. Wniosek PIS, zanim przepadnie, zmusza nijako do stawiania publicznie ciągłych pytań o działalność platformerskiej wierchuszki, w tym skarbnika i ministra - M. Drzewieckiego. "Gazeta Wyborcza" próbuje skompromitować byłego szefa CBA, zarzucając mu kłamstwa i insynuacje. Posiłkuje się przy tym wyrwanymi z kontekstu oświadczeniami prokuratora generalnego, opuszczając chytrze kurtynę milczenia nad zachowaniami na wskroś skandalicznymi, o których wszak śledczy "przy okazji" również wspominają.
Powiedzmy sobie szczerze, czy gdyby nie "oszołomskie" oświadczenia M. Kamińskiego, wreszcie jego wywiad dla "URZ", ktokolwiek wiedziałby, że M. Drzewiecki i jego dzielny asystent (nijaki Rosół) stworzyli - omijając tarczę antykorupcyjną - nieformalną spółdzielnię pracy dla " znajomków" i "znajomków znajomków"? Czy wiedzielibyśmy o kontaktach skarbnika PO z środowiskami mafijnymi, uprawdopodobnionych podejrzeniach o kupowaniu przez niego kokainy, wreszcie o tym, że Drzewiecki w swej (żony) łódzkiej restauracji organizował "obiady czwartkowe" dla pruszkowskiego półświatka?
Oczywiście, że nie. Panowie Pytlakowski i Latkowski byli pochłonięci w tym czasie promocją tezy o męczeńskiej śmierci B. Blidy.
W świetle znanych faktów, opinia publiczna ma prawo pytać, co przyszły skarbnik Drzewiecki robił z gangsterami w tej nieszczęsnej restauracji? Czy takowe kontakty nie miały wpływu na rychłą i zagadkową budowę nowej formacji - Platformy Obywatelskiej. Wszak człowiek, który tą partię budował od strony finansowej, był(jest) przyjacielem przestępców, choćby Pana Sobiesiaka?
Każda partia opozycyjna w normalnym demokratycznym kraju, w analogicznym przypadku, czyniłaby starania, by taki temat nie umarł, zwłaszcza, że do wyborów niewiele czasu. To wynika z resztą jej roli.
Dlaczego na wstępie wspominałem o adwokacie, który stał się gangsterem, co nie przeszkodziło mu na powrót do zawodu? Otóż głównym argumentem, w kontekście przyznanych przez prokuratorów zeznań wskazanego przez Kamińskiego świadka koronnego, obciążających "Mira", jest to, iż te kontakty "restauracyjne" (w tym kupno kokainy) miały miejsce dawno, przed formalnym powołaniem PO do życia. A więc, jak argumentują AGOROWCY (powołując się na prokuraturę) - nie ma sensu czynić Drzewieckiemu (i dalej PO) zarzutów, bo sprawa uległa przedawnieniu.
Czy fakt, iż zgodnie z kk, Drzewieckiego nie można skazać, każe sprawę zamknąć? Oczywiście, że nie. Polityk to osoba publiczna, zawód zaufania publicznego, gdzie przejrzystość i transparentność w działaniach powinna być rzeczą podstawową. Odpowiedzialność polityczna, utrata dobrego imienia to kategorie nie zawsze dające się wprost przenieść na grunt odpowiedzialności karnej. To, że prokuratura nie może mu ze względów formalnych postawić zarzutu, nie znaczy, że IV władza nie powinna prowadzić własnego śledztwa. Wszak immunitet także nierzadko chroni polityków przed prokuraturą, co nie oznacza, że zwolnieni od drążenia tematu są dziennikarze i publicyści.
Media głównego nurtu nie wykazują chęci wyjaśnienia dziwnych kontaktów Drzewieckiego z Pruszkowem i ewentualnych tego konsekwencji w kontekście tworzenia PO, dziś partii władzy. To niepokojący sygnał, świadectwo na uwikłanie świata dziennikarskiego po stronie koalicji.
Jeśli więc wniosek PIS zmusi IV władzę do zainteresowania skandaliczną działalnością M. Drzewieckiego lub choćby przedłuży okres mówienia o tym na antenach, widzę sens w jego złożeniu. Co więcej, PISowi nie będzie można zarzucić, że nie próbował tej sprawy wyjaśnić. Oczywiście nie mam złudzeń co do tego, jak zachowa się Agora i ITI; może jednak inne redakcję choć pochylą się nad racjami CBA...
Inne tematy w dziale Polityka