Prawo i Sprawiedliwość miało swój sposób na praktyczny antykomunizm. Werbalnie nawet wspierało zakaz sprawowania kierowniczych funkcji w państwie przez byłych członków PZPR. W praktyce wyglądało to inaczej.
Przynależność do PZPR nie była żadną przeszkodą do obejmowania wysokich stanowisk z nadania PiS. Stąd kariery Jasińskiego, Kostrzewskiego, Kaczmarka itp. Politycy PiS uznali, że komunisci dzielą się na "naszych" i "nie-naszych". Wszystko funkcjonowało pięknie. Bo wiadomo, że przynależność do PZPR to najlepszy dowód profesjonalizmu.
Przez dłuższy czas "czerwoni" z PiS mieli dobrą renomę i nikt nawet nie zwracał uwagi na ich przeszłość. Sytuacja nieco zmieniła się po awanturze z Kaczmarkiem.
"NIE ZNALIŚMY JEGO PRZESZŁOSCI" - ponuro zażartował szef PiS. O innych ludziach z PZPR w PiS ani słowa...
Teraz wybucha kolejna bomba "czerwonego", który miał miejsce w rządzie PiS. Czy Stefan Meller to ostatni z komunistów promowanych przez PiS, który zrobi "antykomunistycznej" partii psikusa?
Inne tematy w dziale Polityka