Demonstracyjne lekceważenie społeczeństwa staje się wśród polskich politycznych elit coraz bardziej powszechne. Najwyraźniej działacze partyjni zakładają, że wyborcy nie są w stanie zrozumieć niuansów "demokratycznej gry" o władzę, a nawet jeśli by cokolwiek zrozumieli, to i tak nie mają pamięci, więc nie potrafiliby wyciągnąć ze swych obserwacji żadnych wniosków. Jeśli tak, to... hulaj dusza!
Partyjni aparatczycy są mocno zdziwieni, gdy ktoś próbuje im zwrócić uwagę na potrzebę odpowiedzialności polityków za słowa. Ostatnio polityków zaskoczyły dzieci z grupy „jednodniowych parlamentarzystów”. Ale dzieci kiedyś wydorośleją. Zrozumieją, że „mus to mus”.
Czy politycy mogą nie obiecywać nic ponad to, co rzeczywiście zamierzają zrobić? Nie da się! "Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami"!
O tym, że przedwyborcza rywalizacja to jedynie zabawa w nabieranie wyborców na obietnice bez pokrycia, mówią nawet ministrowie. Najciekawsze, że oceny tego typu nie wywołują przesadnego oburzenia ani wśród samych polityków, ani nawet wśród autorytetów medialnych.
Ministrowie spokojnie pełnią dalej swoje funkcje. Premier - szczerze lub nie - ogłasza, że jest z nich zadowolony bardziej niż z siebie. Dymisji nie będzie. Zresztą, za co? Za nieco szorstkie słowa prawdy? Elity dawno pogodziły się z faktem, że takie właśnie są demokratyczne normy i zwyczaje.
Wyborcy też robią wrażenie pogodzonych z losem. Jak w dawnym cyklu
filmowym "Parada oszustów", nabierani są na coraz to nowe pomysłowe
sztuczki. Przed nami kolejne odcinki tego pasjonującego filmu. Zmieniają się tylko aktorzy.
Dlaczego to działa?
Inne tematy w dziale Polityka