Jeszcze do niedawna część salonowych komentatorów pochylała się nad "gruzińską katastrofą polskiej dyplomacji" i zamartwiała nieunikniona zagładą naszą...
Główny zarzut był bardzo poważny: polski prezydent wyszedł przed szereg, dał się odciąć od reszty unijnej armii, w zwiazku z czym rosyjski niedźwiedź zrobi z nas krwawą miazgę...
Szans na ratunek podobno nie było już zadnych, bo nawet nasi przyjaciele z Berlina ogłaszali, że w sporze Gruzji z Rosją popierają Rosję. Lamentujący komentatorzy od początku doszukiwali się licznych błędów Lecha Kaczyńskiego. Zmusiło mnie to do... pierwszej od dłuższego czasu obrony polskiego Prezydenta!
"Bo i nie wydaje mi się, aby jakikolwiek błąd został w gruzińskiej sprawie popełniony przez naszych zacnych przywódców. Może błąd popelnił Saakaszwili? Może Rosjanie? Nie do końca wiadomo jak z tej sytuacji wybrną Niemcy... A nasi? Przemówili głosem niezgodnym z głosem niemieckiego wiceministra spraw zagranicznych...? I co z tego?" - napisałem na samym początku konfliktu.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Jak się teraz okazuje... całkiem słusznie :).
Rosjanie w ogóle nieco przelicytowali, a Niemcy przeszarżowali z początkowym poparciem rosyjskiej operacji w Gruzji.
Nawet pani Kanclerz posługuje się ostatnio surowym tonem w ocenach Rosji.
Przykre niespodzianki sprawiają też Rosji azjatyccy sojusznicy.
Gdzie w tej sytuacji są jakiekolwiek dowody na tezę o "katastrofie polskiej dyplomacji"?
Inne tematy w dziale Polityka