Zaczęło się. Pojawiły się pierwsze glosy deprecjonowania tego, co zobaczyliśmy w wiadomym filmie. Myślałem, że sprawa jest na tyle oczywista i poważna, że nikt nie ośmieli się zaprezentować odmiennego zdania. Ale jeśli dla niektórych pani Sawicka jest niewinna, to co tam taki Ketman.
Felieton zaczepno – obronny popełniła dziś pani Magdalena Środa, opisując agenturalność Maleszki w sposób żartobliwy, lekki, ot, wiosenny temacik o zabijaniu ciem w namiocie na Mazurach. Nic o bezczelnych, funkcjonujących nadal SB-kach, nic o butnej postawie Maleszki, nic o zakłamaniu Michnika – w puencie zaś samo sedno: że to wszystko, co pokazano powodowała „ludzka zawiść, małostkowość i potrzeba odegrania się za brak politycznego znaczenia”.
Z rozbrajającym cynizmem autorka stwierdza: „Bo ja nie widzę w donosicielu demona zła”. Niby martwi się o Wildsteina, że miał takich kolegów, ale akapit wyżej jednoznacznie stwierdza, że na bohatera się on nie nadaje. Jak zwykle w języku komunistycznej kpiny zaczepia, że pewnie „cierpiał katusze oraz biedę na wygnaniu w strasznym pełnym zomo Paryżu”. Sama Pani Magdalena w stanie wojennym akurat kończyła pracę magisterską pod wdzięcznym hasłem „Godność - ujęcie historyczne i normatywne idei”, więc wie, co mówi, walcząc o godność Ketmana.
W dużo bardziej przewrotny sposób broni samego Michnika, że niby wyobrażamy sobie życie głupie, bezsensowne i „byleby bez Wałęsy, bez Solidarności, bez Michnika, bez zdrowego rozsądku”. Kto więc dostrzegł moralnego pata w postępowaniu redaktora Michnika jest pozbawiony zdrowego rozsądku.
Kuchenka mikrofalowa
Muszę zacytować cały akapit:
„W tym czasie w Polsce wszyscy dobrze się bawili – jak to w stanie wojennym bywało! - brakowało im tylko kuchenki mikrofalowej, po którą udał się do Bronka podstępny kapuś z Krakowa. Co robił z kuchenką mikrofalową Maleszka w kraju, w którym nie można było kupić nawet szmalcu? To pozostanie wielką tajemnicą, która będzie legitymizowała dalsze istnienie IPN-u.”
Ot i sedno sprawy. Polityka, polityką, ale stan wojenny i lata późniejsze był też gehenną ekonomiczna Polaków. Nie wszyscy mieli mieszkania i wpłaty na konto (nie do ręki) od Służby Bezpieczeństwa. Tak, pani Magdaleno, szmalcu nie było, ale też myślę, że i Maleszko szmalcu nie jadał, ani za nim nie przepadał. Szmalcownik ten miał apetyty wyższe. Ja tam z Paryża był przywiózł książki, może jakiś obraz, rzeźbę a nie kuchenkę.
W stanie wojennym baliśmy się. Po ulicach wałęsały się zgraje żołnierzy – Maleszko się nie bał, mógł liczyć na miłosierdzie władzy, na swoje zasługi. Dziś zapłatą za nasz strach jest pycha Maleszki i jego prymitywna twarz upadłego intelektualisty.
Pani Magdaleno, jakże chcielibyśmy mu wybaczyć. Ale jest to czynność od-podmiotowa. To podmiot musi się zgłosić o wybaczenie. Jak wybaczać, gdy zdrajca nie zauważa w swym postępowaniu nic zdrożnego? To co ja mu mam wybaczyć? Jeśli jest dobry... przecież dobra się nie wybacza. Musi zaistnieć zło. A wg niego zła nie było. Pani autorko w nim nie ma żadnej skruchy!
Początkiem skruchy mogłoby być np. oddanie na cele społeczne równowartości pobieranych sum z SB, oddanie Wildsteinowi kuchenki, albo zwykłe, nic nie kosztujące, darmowe przecież łzy, na wspomnianym filmie...
***
Pod koniec autorka zapowiada zakończenie sprawy Ketmana, wszak błahostka zwykła, zginął jeden przemądrzały student, któremu się władza nie podobała: „Może w lipcu popada i zmyje to wszystko”.
Pani Magdalena zaczyna swój felietonik: „Uff! Możemy spokojnie jechać na wakacje!” Chyba mam niekobiecą wrażliwość, bo mi te wakacje Ketman zepsuł całkowicie.
Powodowany „ludzką zawiścią”. Ciemniak.
Inne tematy w dziale Polityka