capa capa
76
BLOG

Magdalena Środa stawia warunki

capa capa Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Kobieta zmienną jest. To rozkoszne powiedzonko, uwielbiane przez rozkochanych w kobietach mężczyzn, jest świetnym argumentem na rzecz parytetów. Tylko dureń domagałby się wyjaśnienia, wszak to jasne jak "Kapitał" albo może nawet jak "Materializm a empirokrytycyzm". Kobieca zmienność mogłaby ożywić politykę - dla jej dobra. Doskonale ilustruje to Magdalena Środa, która po chwili przerwy ponownie zabrała głos, głos wolny, wolność ubezpieczający. Tym razem zabrzmiała jak Semiramida, w dodatku Semiramida refleksyjna. Skorygowała wcześniejsze diagnozy. Czy politycy zdobyliby się na to? Skąd. Ci zawsze okopują się w piaskach własnych, niewzruszonych poglądów. Magdalena Środa w mgnieniu oka potrafi przewartościować własne spostrzeżenia, parytetyczka (nie mylić z parypatetykami), zachowuje przy tym równowagę. Tym razem odebrała Kaczyńskiemu kota (mam nadzieję, że nie dorabiam ideologii, bo przecież mogło być i tak, że Magdalena Środa przestała lubić koty a zaczęła hołubić orangutany), marszałkowi-prezydentowi "gajowego". A niedowiarkowie powtarzają, że na świecie nie ma sprawiedliwości.

Z troski o zieloną wyspę dostrzegła również kościół, kościół Kaczyńskiego. Kościół (cały czas mówię o tym z małej litery) ten nie jest ani cool, ani trendy, a więc trzeba mieć się na baczności. Magdalena Środa tego nie dopowiada, bo wszak zwraca się do inteligentnych czytelników, ale wiadomo, jakie zagrożenia może ten kościół przynieść. Wprowadzi inkwizycję i indeks ksiąg a może nawet osób zakazanych - i znajdziemy się z ręką w nocniku. Ktoś musi temu przeciwdziałać. Kto? Sam musi się tego domyśleć. Magdalena Środa nie lubi mieć do czynienia z ludźmi pozbawionymi spostrzegawczości. Posłowi Nowakowi podpowiadam, żeby  rozszerzył dotychczasowy repertuar środków łapiących wyborców. Schowaj babci dowód, odbierz Kaczyńskiemu kościół! To może zadziałać. 

Marszałek-prezydent otrzymał ultimatum. Wprawdzie ma tępawy (Magdalena Środa nie jest aż tak dosłowna, ale mimo innego określenia jest niemniej krytyczna) sztab wyborczy, ale nie stracił jeszcze szans na odegranie wiekopomnej roli. Wykona polecenia Magdaleny Środy, otrzyma jej poparcie - drżyjcie wszelkie kościoły - i wygra wybory. Wystarczy spełnić trzy warunki. Ludwik Dorn był wprawdzie bardziej wymagający, przynajmniej ilościowo, ale gdzież jego warunkom do warunków podyktowanych prez Magdalenę Środę. Mareszałek-prezydent, już nie "gajowy", musi: 1/ opuścić "Polski Związek Łowiecki", "by - symbolicznie - dowieść, że będzie chronił słabszych i bezbronnych", 2/ wspierać parytet, "by dowieść, że będzie się troszczył zarówno o obywateli, jak i obywatelki tego kraju (jego komitet honorowy powinien zachować wyraźną równowagę płci)", 3/ "symbolicznie odzyskać państwo i siedzibę jego władz, przenosząc krzyż z Krakowskiego Przedmieścia do jakiejś świątyni." Musi to uczynić, ponieważ: "Pałac Prezydencki, przed którym stoi krzyż, staje się częścią Kościoła. A więc z racji tragicznych wydarzeń i ich religijnej symboliki bardziej należy do PiS niż do PO. I z dnia na dzień będzie to coraz trudniej zmienić." 

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bajecznie łatwo, ale tylko na pierwszy rzut. Marszałek-prezydent może wszak bez trudu pozbyć się dubeltówki, to żadna trudność. Jak jednak wówczas realizować trzeci warunek? Na prawdziwie kanclerską głowę to wyzwanie. Przenieść krzyż. Wiśta wio, łatwo powiedzieć. Zgoda, marszałek-prezydent na czele swego komitetu honorowego może pójść, dźwignąć krzyż, przenieść go do świątyni i zająć pałac. Bez zaczarowanego ołówka będzie mu jednak niezwykle trudno wcześniej pozbyć się stamtąd kościoła Kaczyńskiego. Z dubeltówką, o, to co innego. Wkracza z nią, oczywiście bez jednego wystrzału, pokazuje, że jest symbolem siły, wojskowego porządku, niech będzie, że i sarmackiego wigoru i tradycji (dla kościoła Kaczyńskiego ma to wielkie znaczenie). Efekt byłby piorunujący. A gdybyż tak jeszcze, z dubeltówką na ramieniu, wkroczył na Krakowskie Przedmieście konno, część kościoła Kaczyńskiego natychmiast przeniosłaby się do kościoła marszałka-prezydenta. A ten jest i cool, i trendy. Jak widzimy, pogodzenie warunku pierwszego z trzecim graniczy z cudem. Na tym zresztą nie koniec. Niewinnie wyglądający warunek drugi też nie należy do łatwych. Oczywiście, marszałek-prezydent może mechanicznie wprowadzić parytet do swego komitetu honorowego, ale po pierwsze, chyba nie o taki parytet chodzi, po wtóre zaś, mogłoby to niewiele pomóc, bo jak oderwać niektórych jego członków od mikrofonów? W tym przypadku mogłaby nie pomóc nawet groźba odesłania ich do Ciemnogrodu.

I tak żle, i tak niedobrze. Magdalena Środa postawiła u stóp marszałka-prezydenta puszkę Pandory. Czy marszałek-prezydent odważy się ją otworzyć? U kogo zasięgnie rady? Kto podejmie decyzję? Doprawdy, nie jest łatwo być marszałkiem-prezydentem.  

capa
O mnie capa

"Jestem jak harfa eolska, która wyda kilka pięknych dźwięków, ale nie zagra żadnej pieśni."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości