cogito48 cogito48
162
BLOG

CAVE INFORMATICUM

cogito48 cogito48 Rozmaitości Obserwuj notkę 3


Co złego może nam zrobić pies, przed którym ostrzegały napisy w starorzymskich domach, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Ale co złego może nam zrobić informatyk? Oj, może i to dużo. I nie chodzi mi tu o hakerów ani twórców wirusów czy złośliwego oprogramowania, ale o ludzi gnieżdżących się po wszystkich firmach czy instytucjach, a zwłaszcza tych posiadających strony internetowe.

Jeżeli prawnik, lekarz, kafelkarz czy ogrodnik nie spełnia naszych oczekiwań, możemy skorzystać z usług innego. Natomiast gdy korzystam ze strony internetowej banku, sklepu czy urzędu – jestem skazany na pomysły tych informatyków, których dana firma zatrudnia.

A pomysły te nierzadko sprowadzają się do utrudniania ludziom życia. Jak już się człowiek przyzwyczai do takiego czy innego wyglądu danej strony internetowej, co wielu osobom zajmuje jednak trochę czasu, to informatycy zmieniają jej układ. Ktoś powie, że na lepszy, bardziej funkcjonalny – otóż wcale niekoniecznie. Czasem można odnieść wrażenie, że chodzi o zmianę dla zmiany.

W banku, który szczyci się wyższą kulturę bankowości, nowy system obsługi klienta nie zawiera niektórych ułatwiających klientowi życie funkcji. Były w poprzedniej wersji systemu, więc niech mi nikt nie mówi, że się nie da. Trzeba się tylko trochę bardziej przyłożyć.

Jako posiadacze wiedzy tajemnej, informatycy potrafią się porozumiewać wyłącznie z innymi ludźmi ze swej branży. Z osobami spoza kręgu wtajemniczonych niekoniecznie. Normalnej polszczyzny nie stosują – być może jej nie znają. Zdarzyło mi się, że ktoś omyłkowo przesłał przelew na moje konto. Bankowi informatycy przewidzieli wariant zwrotu przelewu do nadawcy, za co im chwała. Tylko dlaczego odpowiedni przycisk w systemie nazwali ‘odpowiedz’, to już pozostanie ich słodką tajemnicą.

Po troszę sami jesteśmy sobie winni. Boimy się, że jak się przyznamy, że czegoś nie rozumiemy, automatycznie zostaniemy uznani za tych, co nie nadążają. Czyli gorszych. Dlatego godzimy się, by najważniejszą osobą w firmie był gość, który mówi żargonem zamiast zwracać się do nas po polsku. Brak nam tej odwagi, dzisiaj zwanej asertywnością, którą wykazała pewna pani w rozmowie z firmowym informatykiem. Ten przez telefon próbował ją instruować, jak ma uruchomić jakąś nową aplikację. Pani kliknie ikonkę w lewym rogu, wybierze zakładkę, … Na co pani odrzekła: “Gdyby mnie Pan zobaczył, to by Pan wiedział, że nie kliknę i nie wybiorę. Proszę przyjść i mi to zrobić!” Poskutkowało.

Podobnie, jak już prawie nikomu nie przeszkadza wszechobecny brak dopełniacza w datach. Ja wiem, że w angielskim jest łatwiej, bo praktycznie nie ma odmiany rzeczownika przez przypadki. Ale czy zawsze musi być łatwo? Jeden z portali, na których można kupić bilety kolejowe, postarał się o to, by w moim tzw. profilu użytkownika figurowała data 6 września, a nie 6 wrzesień. To dlaczego nie może się postarać Microsoft Polska?

Wiem, że ustawy, kodeksy czy umowy muszą być napisane językiem pokrętnym, bo w przeciwnym razie zastępy prawników nie miałyby co robić. Ale informatykom bezrobocie raczej nie grozi, nawet gdyby zaczęli mówić po ludzku.

Ceterum censeo, informatyków należy nauczyć posługiwania się językiem polskim. Na obowiązkowych kursach, w trybie skoszarowania, bez dostępu do narzędzi informatycznych.


cogito48
O mnie cogito48

Cogito ergo sum - dlatego nie przepadam za salonami

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości