Oto właśnie minęło 25 lat od dnia, w którym według władz PRL miał zostać zamordowany ks. Jerzy Popiełuszko. Szmat czasu, cała epoka w historii Polski. Rocznica z oczywistego powodu tragiczna. Dla mnie podwójnie bolesna, bo poza głównym powodem uświadamiająca mi mój kłopot z pamięcią. Moim problemem nie jest bynajmniej zanik pamięci spowodowany upływem czasu. Przeciwnie, kłopot bierze się ze zbyt dobrej pamięci pomimo upływu czasu. Wiem, że niejeden uzna ten rodzaj przypadłości za małostkową pamiętliwość.
Pamiętam jak dziś tzw. „proces toruński”, a właściwie jego medialną obsługę, „zabezpieczaną” przez dwóch młodych osobników. Celowo nie nazywam ich dziennikarzami, bo z dziennikarstwem tamta robota nie miała rzecz jasna nic wspólnego. Panowie ci wytwarzali reporterski materiał zarówno dla reżimowej telewizji, jak i radia. Powodów, dla których decyzyjne czynniki postawiły właśnie na nich, a nie na jakieś stare partyjne wygi, można się domyślać – z jednej strony, stuprocentowa dyspozycyjność i właściwe umotywowanie u progu kariery w peerelowskiej propagandzie, z drugiej, ich dziewicza świeżość, mająca gwarantować choćby minimalną wiarygodność. Młodzieńcy oczywiście nie zawiedli, spisali się, jak należy. Zresztą tak naprawdę nie mogli nic zepsuć, bo przekaz sterowany był całkowicie odgórnie, oni dawali tylko swoją twarz i głos. Wyreżyserowana farsa, jaką był sam proces, znalazła stosowne, godne odzwierciedlenie w totalnie zmanipulowanych relacjach serwowanych przez reżimowe media. Sąd wydał surowe wyroki, sprawiedliwości stało się zadość, a młodych, ale już zasłużonych, funkcjonariuszy pionu propagandy wynagrodzono stałymi etatami w programach informacyjnych TVP.
I tak trwało aż do roku 1989. Zbyt krótko na zrobienie naprawdę znaczącej kariery w komunistycznej telewizji – może do pełni szczęścia zabrakło jakiegoś drugiego „procesu toruńskiego”. Już nie tak młodzi, ale ciągle tylko pionki przestawiane na szachownicy przez prawdziwych graczy. Sławetny przegląd dziennikarskich kadr w TVP rozdzielił zawodowo dwóch sprawozdawców z procesu domniemanych zabójców księdza Jerzego. Jeden z nich (bardziej umoczony?) ostatecznie pożegnał się z państwowymi mediami. Drugi (lepiej umocowany?) pozostał, chociaż już raczej na zapleczu. Jego dziennikarską obecność w telewizji zredukowano do dyskretnej roli odczytującego słowny komentarz do aktualnie pokazywanych materiałów filmowych. Z czasem też nasz bohater wyraźnie postawił na radio, umiejętnie wykorzystując swój profesjonalnie wyszkolony głos. Kiedy w radiowej „Jedynce” usłyszałem jego łagodny, wzbudzający zaufanie, głos w dniu rocznicy śmierci Popiełuszki, nie ukrywam, przeszył mnie zimny dreszcz. Pomyślałem, jakąż perwersją byłoby, gdyby to właśnie jemu powierzono dziś odczytanie wiadomości o licznych uroczystościach związanych z rocznicą zabójstwa. Na szczęście ten koszmar się nie ziścił.
Trzeba przyznać, iż nasz redaktor w publicznym radiu od polityki trzyma się z daleka. Prowadzi sympatyczne programy kulturalne, o muzyce popularnej i showbusinessie. W studiu gości wielu znakomitych artystów, muzyków i piosenkarzy. Widać, że świetnie się czuje w ich towarzystwie, z wieloma jest na „ty”. Oni odwzajemniają mu się sympatią, darzą go widoczną estymą. Czy coś im umknęło, czegoś nie wiedzą, zapomnieli, czy całkiem po prostu jest im to obojętne?
Tak się stało, że wielu znanych niegdysiejszych admiratorów księdza Jerzego dziś za punkt honoru stawia sobie obronę Romana Polańskiego przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Ci zasłużeni dla kultury polskiej ludzie za nic mają strach i nędzę III RP, tej wymarzonej wolnej Polski, w której rodzina zamordowanego księdza drży o swoje bezpieczeństwo, a świadkowie zbrodni na kapelanie „Solidarności” ciągle wolą milczeć. Czy wielcy pamiętają jeszcze o Popiełuszce i jego przesłaniu? No cóż, niech sczezną artyści – internauta pamięta.
Inne tematy w dziale Kultura