Na piersiach dostojników i generałów wiszą zwykle niczym wyrzut umienia. Kołysane sennym rytmem kroków właściciela przypominają o chwale albo o klęsce. Nie zawsze bowiem wręczano ordery zgodnie z dewizą, która im przyświecała. Intencje dekorujących nie zawsze też były czyste. Historia orderów jest dość niezwykła. Oto kilka jej małych fragmentów.
Informacje poniższe są dostępne wszędzie, ale niewiele osób do nich sięga stąd mogą być dla wielu niejakim zaskoczeniem. Otóż najwyższe i najstarsze polskie odznaczenie państwowe Order Orła Białego utworzone zostało decyzją króla Polski i Elektora Saksonii Augusta II w dniu 1 listopada 1705 roku na zamku w Tykocinie. Dlaczego tam? Bo tam właśnie najjaśniejszy pan (niech mu ziemia ciężką będzie) spotkał się z carem Piotrem I celem uzgodnienie wspólnej polityki zagranicznej wobec Szwecji. Król występował tam jako równy carowi, który dopiero rozpoczynał swą oszałamiającą karierę, wkrótce okazało się jednak że August zwany Mocnym, a w Niemczech także wielkim, jest tylko żałosną figurą w rękach polityka prawdziwego czyli Piotra. Jego zaś układy z tym ostatnim mogą przypominać relacje pomiędzy petentem a władcą, nigdy zaś relacje pomiędzy dwoma panującymi. Order, który „wymyślił” sobie August w Tykocinie natychmiast został przyznany samemu carowi, a także jego najbliższemu współpracownikowi Aleksandrowi Mieńszykowowi, byłemu ulicznikowi, złodziejowi i sprzedawcy gorących pierożków zwanych pielmieniami, a obecnie księciu i dowódcy wojsk wszelakich. Na portrecie Mieńszykowa dokładnie widać ten order, jak lśni na książęcym brzuchu, po prawej stronie. Trudno doprawdy przecenić zasługi obydwu pierwszych kawalerów Orderu Orła Białego w rozmontowywaniu państwa polsko-litewskiego. Dalej było jednak jeszcze gorzej.
Za panowania kolejnego Wettina order był sprzedawany za pieniądze każdemu, kto mógł wyłożyć żądaną przez ministra Bruhla sumę. Do tego udekorował się nim sam król, który nie dość, że w Polsce nie bywał to najchętniej pozbył by się jej w całości, byle tylko znalazł się ktoś gotowy zapłacić odpowiednio wysoką sumę. Czasy ostatniego króla Rzeczpospolitej to już dno upadku. Orderem udekorowano Najjaśniejszą Imperatorową Katarzynę oraz różnych jej gachów, od Potiemkina począwszy. Po trzecim rozbiorze w ogóle przestano przyznawać to odznaczenie. Order powracał jednak w chwilach, gdy Polska odzyskiwała niezależność lub choćby jej cień. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie mam sentymentu do tego odznaczenia, wiem że dekorowano nim patriotów, że nosił go Jan Henryk Dąbrowski, ale jakoś nie mogę. O wiele cieplej myślę o krzyżu Virtuti Militari, który ustanowiono po bitwie pod Zieleńcami.
Najwyższe odznaczenie cesarstwa Austriackiego a potem Austro-Węgierskiego jest swego rodzaju kuriozum. Order Marii Teresy, ustanowiony 18 czerwca 1757 roku był orderem, który można by określić przymiotnikiem „wychowawczy”. Odznaczenie to po raz pierwszy nadano za zasługi w bitwie pod Kolinem nieopodal Pragi. Była to jedna z nielicznych bitew, w których wojska cesarzowej pokonały Prusaków. Błąd króla Fryderyka II i gwałtowna, spontaniczna szarża austriackiej kawalerii przesądziły o zwycięstwie. Stawką była Praga i zamknięci tam żołnierze austriaccy w liczbie pięćdziesięciu tysięcy.
Cóż więc takiego dziwnego w tym odznaczeniu? To mianowicie, że przyznawano je za bohaterskie czyny dokonywane bez rozkazu lub wręcz wbrew rozkazom. Był więc order Marii Teresy swoistym wentylem bezpieczeństwa, dającym dowódcom możliwość wyboru i podejmowania decyzji na własne ryzyko, bez obawy, że decyzja owa, nawet gdy zwieńczy ją sukces, skończy się dla autora rozstrzelaniem lub szubienicą za niesubordynację. Nie ma podobnego przykładu wśród odznaczeń innych państw. Na taki nowatorski pomysł wpadli tylko Austriacy. Order Marii Teresy był więc jednym z najbardziej pożądanych i cenionych odznaczeń w Europie. Za bitwę pod Kolinem otrzymał to odznaczenie Polak w służbie austriackiej, generał kirasjerów Sylwiusz Aleksander Bojanowski.
Rzadko zdarza się, by ordery projektowali artyści wybitni, przeważnie są to kapiące od złota i emalii cudeńka zawierające całe mnóstwo skomplikowanej symboliki. Inaczej jest z najpopularniejszym niemieckim odznaczeniem kilku stuleci. Żelazny krzyż został bowiem zaprojektowany przez Karla Friedricha Schinkla, człowieka, który pozostawił niezatarte ślady w niemieckiej architekturze XIX wieku. Jego dzieła znajdują się także w Polsce, pracował bowiem Schinkel dla bogatych polskich rodzin. Niektóre z jego budowli znajdują się dziś w granicach naszego kraju, choć kiedy je budowano leżały na terenie Brandenburgii, przykładem niech będzie zamek w Kamieńcu Ząbkowickim zbudowany dla królewny Marianny Orańskiej.
Żelazny krzyż, który siłą bezwładu kojarzony jest z hitlerowcami, ustanowiono w roku 1813 i przyznawano za zasługi w wojnie z Francuzami. Było to odznaczenie przeznaczone dla szerokich rzesz żołnierzy i oficerów. Każdy miał szansę dostać taki order. Na pomysł, by ustanowić takie odznaczenie wpadł król Prus Fryderyk Wilhelm III. Order egalitarny, ludowy miał zrównoważyć wszystkie arystokratyczne odznaczenia królestwa Prus przyznawane wielkim panom, nie zawsze za ich rzeczywiste zasługi.
Schinkel zaprojektował żelazny krzyż wzorując się na krzyżu Zakonu Najświętszej Marii Panny. Nieco tylko zmienił proporcje. Nazwą swą odznaczenie nawiązywało do popularnego wówczas w Niemczech określenia „żelazne czasy”, którym określano okres nazywany gdzie indziej, w Polsce między innymi, Epoką Napoleońską.
Krzyż żelazny to prosty, surowy projekt, który w czasach pruskich ozdobiony był jedynie inicjałami króla i pękiem dębowych liści. Adolf Hitler, który zaczął przyznawać to odznaczenie po ataku na Polskę w 1939 roku w miejsce inicjałów kazał wstawić swastykę. Po II wojnie światowej wycofano krzyż żelazny z odznaczeń niemieckich. Od 1957 roku zaś można było nosić ów order, ale bez swastyki. W 2008 roku przywrócono w Bundeswehrze odznaczenie za męstwo, które jest odpowiednikiem żelaznego krzyża. Niemcy nie zdecydowali się na powrót do swego egalitarnego orderu, gdyż w czasie ostatniej wojny przyznawano go zwykle zwyczajnym zbrodniarzom.
Kawalerami tego orderu, byli także Polacy, najlepszym przykładem będzie tu generał Tadeusz Rozwadowski i admirał Józef Unrug.
Inne tematy w dziale Kultura