coryllus coryllus
711
BLOG

O moim ulubionym nonkonformiście

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Kiedy już się nasłucham o potrzebie prowadzenia konstruktywnego dialogu, o tym że powinienem przyjrzeć się własnym błędom i wziąć pod uwagę co inni, silniejsi i potężniejsi ode mnie czują i jakie mają racje, wtedy zawsze przypomina mi się ten facet. Nie podziwiam go ani nie potępiam, po prostu czasem o nim myślę.

 

Pewnego mroźnego lutowego dnia 1909 roku żołnierze z fortu Sill położonego niedaleko miasteczka Lawton i rezerwatu Indian Kiowa znaleźli w rowie zmarzniętego i kompletnie pijanego starca. Indianin leżał tam całą noc, był ledwo żywy. Kiedy lekarz w szpitalu wojskowym, w forcie Sill zobaczył tego człowieka nie mógł uwierzyć w to co widzi – przecież to Geronimo – powiedział do żołnierzy.
 
Geronimo, najsłynniejszy Indianin jaki kiedykolwiek chodził po ziemi leżał na pryczy w forcie Sill z ciężkim zapaleniem płuc. Był już wtedy trzeźwy, choć do pełnego wody rowu zaprowadziła go whiskey i chorobliwe łapczywość na pieniądze. Geronimo wyróżniał się pod na starość smykałką do interesów, w przeciwieństwie do wielu swoich rodaków zawsze miał pieniądze i lubił zdobywać nowe, często robił to sprzedając różne wykonane przez siebie drobiazgi. W lutym 1909 chciał sprzedać w Lawton łuk. Po udanej transakcji wypił trochę za dużo i stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał anioł śmierci stał  przy łóżku na którym leżał najsłynniejszy wojownik Apaczów i chciał  by Geronimo przygotował się do przemiany. Apacze bowiem nie umierali nigdy, oni tylko zmieniali się w inne istoty. Geronimo, albo Goyathlay – jak nazwała go matka przemienił się 17 lutego roku 1909.
 
Ojcem Geronimo był wojownik imieniem Taklishim czyli Siwy, jego matką była metyska – pół krwi Meksykanka. Sam Geronimo był czwartym dzieckiem tej pary. Urodził się nad rzeką Gila w południowej Arizonie, wśród skał, sosen i wąwozów. Był czerwiec 1829 roku. Kiedy był mały przeważnie spał, a kiedy nie spał to właśnie zamierzał zasnąć. Dlatego matka nazwała swoje czwarte, pogodne i łagodnego usposobienia dziecko – Goyathlay – ten, który ziewa.
Geronimo, jak każdy Apacz poddany był rygorom plemiennego wychowania, żeby zrozumieć co to były za rygory trzeba wiedzieć na przykład, że dorosły wojownik Apaczów mógł przebiec w ciągu dnia 120 kilometrów, bez wody w palącym słońcu Arizony czy Nowego Meksyku. Ludzie nazywani Apaczami zajmowali się właściwie tylko jednym rodzajem aktywności – walką z bliskiej odległości i temu podporządkowywali całe swoje życie. Apacze, według antropologów, jako jedna z ostatnich grup dawnych mieszkańców Ameryki przekroczyli cieśninę Beringa, ich droga na południe , w góry leżące dziś na pograniczu USA i Meksyku rozpoczęła się około I wieku naszej ery, a zakończyła około 1500 roku. W tym czasie na kontynencie zwanym Ameryką byli już przybysze z za oceanu – Hiszpanie. Apacze, którzy mówili językiem z grupy Athabaska, takim którym posługują się plemiona północnej Kanady byli w spalonych słońcem górach równie obcy i wrogo traktowani, jak biali. Ich legendarna waleczność wynikała prawdopodobnie z owego stanu ciągłego zagrożenia, w którym musieli żyć cały czas, by przetrwać.
Pierwsza przemiana, jakiej dostąpił Geronimo wiązała się z jego imieniem, śmiercią pierwszej żony i dzieci. W czasach kiedy dorastał Goyathlay jego plemię walczyło głównie z Meksykanami - zabijaniu ludzi mówiących po angielsku poświęcił Geronimo dugą połowę swego życia. Masakry kobiet i dzieci nieopodal Janos dokonali właśnie Meksykanie. Zginęła tam młoda żona Goyathlay – Alope oraz jego małe dzieci. Rodzaj wzruszenia, jakiego doznał Goyathlay po śmierci bliskich był zapewne porównywalny z tym co czuje każdy człowiek w takiej sytuacji. Jednak reakcja na to wydarzenie była zgoła odmienna od przyjętych dziś norm, a nawet od norm przyjętych w świecie Apaczów.
 
 
Dzień świętego Hieronima roku 1858 był dla mieszkańców meksykańskiego miasteczka Arizpe wyjątkowym świętem, na głównej ulicy przygotowano fiestę, stoły były pełne przysmaków i alkoholu, ustawiono ołtarz, przy którym stanął miejscowy proboszcz –ojciec Dominik. Mieszkańcy zaprosili na uroczystość dwie kompanie kawalerii i dwie kompanie piechoty, które miały zapewnić im ochronę. Dowódca kawalerzystów – kapitan Felipe właśnie miał wznieść toast, gdy zauważył stojącego w pyle drogi niskiego Indianina. Człowiek ten ubrany był, jak wszyscy Apacze – w koszulę kupioną w mieście i wojskową bluzę, głowę owinął sobie kawałkiem szmaty, wydawał się nieuzbrojony, nikomu nie groził, stał tylko i patrzył. – Witaj Geronimo – krzyknął w jego stronę kapitan, a mieszkańcy Arizpe podchwycili ten okrzyk, bo wydało im się szalenie zabawne, że święty w roku 1858 przybył do ich miasta przebrany za brudnego Indianina. Wesołość trwała chwilę, po czym Apacz, wyjął spod bluzy krótki łuk i na oczach cywilów i żołnierzy zastrzelił proboszcza Dominika, a potem ruszył biegiem w kierunku gór. W pościg za uciekającym rzucił się konno kapitan Felipe. Goyathlay, który od tej chwili, nazywał się już Geronimo, nie przestraszył się jeźdźca z szablą, przystanął i ściągnął go z konia rzuconym z wielką siłą nożem. Niefrasobliwy dowódca zginął na miejscu.
 
Młody Goyathlay posiadał zdolność leczenia ludzi i potrafił rozmawiać ze zwierzętami. Kiedy stał się Geronimo zmienił się, zajmował się już tylko i wyłącznie walką. Nigdy nie był wodzem i nie miał w swoim plemieniu poparcia, które nazwalibyśmy dziś politycznym. Jego życie i walka podporządkowane były najpierw wodzowi Czerwone Rękawy, a kiedy ów został zamordowany, Geronimo przyłączył się do ludzi Chiricahua, którymi dowodził człowiek imieniem Twarde Drzewo – Cochise.  
Walki pomiędzy Apaczami a Meksykanami wyróżniały się bezwzględnością i nieludzkim okrucieństwem, właściwie były to serie krwawych napadów, które momentami przybierały kształt ekspedycji eksterminacyjnych. Eksterminującymi nie byli bynajmniej zawsze Meksykanie. Stan Sonora, w granicach którego leżały tereny Apaczów był jednym wielkim polem bitwy. Porwania, morderstwa, tortury, zabijanie kobiet i dzieci to była codzienność.
W tej upiornej rzeczywistości Geronimo jawił się, jako istota, która przekroczyła wszelkie dopuszczalne granice. Kiedy wodzowie tacy, jak Mangas Colorado – Czerwone Rękawy, a po jego śmierci Cochise rozmawiali z białymi, kiedy ten ostatni potrafił w drodze negocjacji wywalczyć dla swoich ludzi wyłączenie kawałka terytorium Arizony spod administracji amerykańskiej i żyć w pokoju, Geronimo zabijał i temu tylko podporządkował swoje życie. Kiedy w roku 1905 dyktował swój pamiętnik – „Geronima żywot własny” – powiedział, że jego zachowanie wynikało z żalu po utraconej rodzinie, po Alope i dzieciach. Nie wspomniał o swoich pozostałych żonach, a miał ich cztery i pięciorgu dzieciach z których jedno także zostało zabite przez Amerykanów.
Dla administracji w Waszyngtonie Geronimo zaczął istnieć w roku 1877, kiedy to wszyscy Apacze z Arizony mieli być przeniesieni do rezerwatu San Carlos. Indianie nie chcieli tam mieszkać, woda w rezerwacie była cuchnąca, a ziemia nie rodziła niczego poza kaktusami. Geronimo dostał się tam osadzony w niechlubnych okolicznościach, kiedy wraz ze swoimi wojownikami odpoczywał po rabunku i całonocnym pijaństwie. Warunki panujące w rezerwacie, nadużycia administracji, beznadzieja i wyzysk, jakiemu poddani byli Apacze skłoniła Geronima do ucieczki. Mordował każdego nie-indianina spotkanego na swej drodze, był nieuchwytny i groźny. Zabił nawet sędziego federalnego w pobliżu Lordsburga. Wojsko nie mogło go schwytać, brak doświadczenia dowódców, lęk przed zapuszczaniem się w góry, obawa, że Geronimo wróci i pozabija cywilów, kiedy wojsko będzie go szukać – wszystko to powodowało, że Apacze mieli dużą swobodę ruchów i siali postrach na całym pograniczu amerykańsko-meksykańskim.
W roku 1882 zawarto porozumienie pomiędzy obydwoma krajami na mocy którego armia USA mogła swobodnie przekraczać granicę Meksyku w pogoni za Indianami. W tym samym czasie dowódcą ekspedycji karnej w Arizonie został weteran wszystkich indiańskich wojen, jakie toczyły się na zachodzie Stanów – George Crook, zwany Szarym Wilkiem.
Generał zaczął swą pracę nie od ścigania Geronima, ale od poprawy relacji z Indianami pozostałymi w rezerwacie. Ukrócił samowolę agentów, przegnał z indiańskich terenów górników i rozmaitych łajdaków handlujących samogonem i tandetą. Ogłosił zaciągi do indiańskiej milicji, która miała wyruszyć w pościg za Geronimo. Posunięcia te spotkały się z zainteresowaniem i zrozumieniem Indian. Wielu z nich pozytywnie odpowiedziało na wezwanie Szarego Wilka.
W maju 1883 roku licząca prawie dwustu indiańskich zwiadowców ekspedycja przekroczyła granicę Meksyku i ruszyła w góry Sierra Madre w poszukiwaniu Geronima. Dysproporcja sił pomiędzy korpusem Crooka, a bandą Geronima była przygniatająca. Ten ostatni był ponadto obarczony grupa kobiet i dzieci – razem liczba Indian, którymi przewodził Goyathlay nie przekraczała setki.
Po udanym ataku na górską siedzibę Apaczów, w którym zginęło 10 wojowników, a wszystkie kobiety i dzieci dostały się do niewoli Geronimo zapragnął pertraktacji. Wynegocjował 2 miesięczny okres przygotowań, w tym czasie miał zebrać rozproszonych wojowników i ich rodziny i ruszyć do rezerwatu San Carlos. Rzeczywiście to zrobił, ale dopiero po dziewięciu miesiącach. Prowadził ze sobą ponad 300 sztuk bydła zrabowanego Meksykanom. Krowy te Crook natychmiast sprzedał, a pieniądze odesłał poszkodowanym farmerom. Potem zanotował w depeszy skierowanej do Waszyngtonu, że oto na pograniczu zapanował pokój, a wszyscy Apacze są już w rezerwacie. Pokój trwał rok.
Życie w rezerwacie, nawet po reformach Crooka było zaprzeczeniem tego co Apacze kochali najbardziej – walki, rabunku, ryzyka. W rezerwacie był tylko hazard i pijaństwo. Nie wiadomo dokładnie dlaczego w maju 1885 roku Apacze pod wodzą Geronima opuścili San Carlos niszcząc przy tym linię telegraficzną. Prawdopodobnie zatęsknili do dawnego życia – nic więcej. Był to bardzo zły moment ze względu na narastające wśród opinii publicznej niezadowolenie z polityki Crooka wobec Apaczów. Zarzucano generałowi łagodność i brak stanowczości wobec dzikich. Geronimo na swoje nieszczęście i na nieszczęście swojego ludu potwierdził te opinie.
Geronimo z ponad setką ludzi, w tym tylko z 40 wojownikami ruszył ku granicy z Meksykiem. Przez całe lato, jesień i zimę wymykał się pogoni złożonej z dwóch korpusów wojska, zwiadowców z jego własnego plemienia i posiłkowego korpusu Meksykanów. W sumie było to ponad 3000 tysiące mężczyzn. 
Kiedy miał już dość poddał się w Crookowi 25 marca 1886 roku. Musiał przystać na to, że na dwa lata pójdzie wraz ze swoimi ludźmi do więzienia, generał obiecał mu w zamian, że „załatwi” Apaczom powrót do Arizony po odbyciu kary. Po rozmowach z Geronimo, generał Crook udał się do fortu Bowie, by wysłać do Waszyngtonu kolejną depeszę. Kiedy to zrobił dowiedział się, że na ostatnim postoju przed fortem Geronimo wraz z dwudziestką wojowników, kobiet i dzieci znów uciekł w góry. Po otrzymaniu tej informacji generał George Crook, Szary Wilk, podał się do dymisji.
 
Prasa nie pozostawiła suchej nitki na generale, który „za bardzo się patyczkował z dzikimi”. Miejsce Crooka zajął człowiek wsławiony przed 10 laty zapędzeniem do rezerwatu plemienia Nez Perce – generał Nelson Miles, nazywany przez Indian – Niedźwiedzi Płaszcz.
Miles zmobilizował do akcji przeciwko Geronimo i jego dwudziestu czterem ludziom 5000 kawalerzystów, dwustu zwiadowców, korpusy pomocnicze z Meksyku. Na wzgórzach Arizony ustawiono ponad 300 luster, za pomocą których zwiadowcy i oficerowie porozumiewali się lokalizując zbuntowanych Indian. Po czym, kiedy już wprawił w ruch to wszystko poniósł klęskę. Geronimo dalej napadał, mordował i grabił. Nie zwracał uwagi na system zwierciadeł, na kawalerzystów, którzy go ścigali ani na jego własnych pobratymców poprzebieranych w granatowe kurtki. Miles postanowił negocjować. Wiedział, że dla ponad 60 letniego wojownika niewiele jest już spraw w życiu wartych zachodu, wiedział też że Geronimo jest zmęczony.
Goyathlay – Geronimo i garstka jego ludzi poddali się w Kanionie Szkieletów, latem 1886 roku. Prezydent Cleveland mimo wynegocjowanych warunków, według których Apacze mieli pozostać przy życiu domagał się dla Geronimo kary śmierci. Przeważyła jednak opinia doświadczonych oficerów, którzy uważali, że kraj taki jak Ameryka nie powinien szukać taniej zemsty na dwudziestu obdartych Indianach. Z chwilą poddania się Geronimo Apacze przestali się liczyć dla rządu USA, wszyscy, łącznie ze służącymi w armii zwiadowcami zostali zesłani na Florydę, odebrano im dzieci i skierowano je do szkół. Większość z nich zmarła z tęsknoty. Na Florydzie, w wilgotnym i dusznym klimacie przywykli do górskiego powietrza Indianie zostali zdziesiątkowani przez choroby. USA skazały Apaczów na zagładę. Jednym z nielicznych ludzi, którzy uporczywie domagali się ułaskawienia ich i przewiezienia w jakieś bardziej nadające się do życia miejsce, był ich niedawny wróg generał George Crook. Niestety osadnicy w Arizonie nie zgodzili się na utworzenie tam nowego rezerwatu dla niepokornych Indian. Nad Apaczami zlitowali się ich najstarsi wrogowie – mieszkający w rezerwatach Oklahomy Indianie z plemion Kiowa i Komanczów. Geronimo pojawił się tam ze swoimi ludźmi w 1894 roku. Tutaj podyktował swój słynny pamiętnik, który jest przez badaczy uważany, za podstawowe źródło historyczne do badań nad dziejami wojen z Apaczami, opinia ta trwa mimo ewidentnych przekłamań i zmyśleń wynikających być może z wieku Geronimo – kiedy dyktował tekst miał 80 lat, a być może z tego, że Goyathlay do końca nie wierzył białym i wymyślił swoją własną historię, po to by nigdy nie poznali prawdy.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura