Tekst ten opublikowałem wcześniej w Polis, umieszam go także tutaj, bo chyba jest tego wart. Niestety nie mam zdjęć pałacu w Rogalinie, ani innych obiektów, które się tam znajdują.
W czasie istnienia Polski zwanej Ludową z jej obszaru zniknęło ponad 11 tysięcy dworów i pałaców, tak przynajmniej twierdzi Jerzy Łojek w swoim „Kalendarzu historycznym”. Chodzi mu oczywiście o dwory i pałace związane z Polską i Polakami, a nie te pozostawione na ziemiach zachodnich, które również uległy degradacji. Obojętności z jaką komunistyczne władze i ludność odnosiły się to tych obiektów jest gorsza niż działalność podpalaczy. Oto na oczach wszystkich ginęło to, co przez cztery stulecia stanowiło o wyjątkowości kultury kraju i jego odrębności, także krajobrazowej. I nikt nie próbował tego ratować.
To zaś, co pozostało, jak na ironię, przedstawiane było, jako pomniki zdegenerowanej przeszłości, gdzie obszarnik gnębił prostego chłopa. Pałace pozamieniane na muzea i dwory z salkami pamięci przedstawiają sobą widok żałosny i nie cieszą oczu. Tak, jak nie cieszy ich upudrowany trup primadonny wystawiony na operowej scenie. To tylko atrapy, a ludzie którzy przyjeżdżają je oglądać ziewają znudzeni, bo to co widzą przestało im się kojarzyć z czymkolwiek i chcieliby, jak najszybciej iść na obiad.
Jeden z ocalałych pałaców znajduje się w Rogalinie pod Poznaniem i może być przykładem modelowym na to, jak wielka kultura i ludzie którzy ją tworzyli parcieje i rwie się na skutek działalności, rozmaitych społecznych uzdrawiaczy.
Rogalin i okoliczne wioski należały do rodziny Raczyńskich od roku 1770, wtedy też zbudowano w wiosce pałac, którego największa świetność przypada jednak na pierwszą połowę XIX wieku kiedy to rezydencją i majątkiem zawiadywał Edward Raczyński, wielki patriota i miłośnik przeszłości. On to rozpoczął materializację przedsięwzięcia, które społeczeństwo Wielkopolski chciało zrealizować już w początkach wieku – budowy mauzoleum poświęconego pierwszym władcom Polski.
Początek stulecia jednak, który zbiegł na wojnach napoleońskich nie nadawał się zupełnie do rozpoczynania takich inwestycji, nie było wtedy także odpowiednio bogatego i odpowiednio zdeterminowanego człowieka, który mógłby stać się mózgiem i duszą takiego przedsięwzięcia. Sam Edward Raczyński wraz ze swym bratem Atanazym uczestniczyli w tym czasie w walkach z Rosjanami, Austriakami i Prusakami po stronie francuskiej. Pierwszy służył w początkowo w gwardii Napoleona pierwszego, a potem w pułku Mielżyńskiego, drugi zaś był ochotnikiem i walczył w pospolitym ruszeniu ziemi rawskiej. Po pierwszej i drugiej wojnie Napoleona z Rosją drogi obydwu braci rozeszły się tak znamiennie dla naszej historii, że koniecznie trzeba o tym wspomnieć. Edward administrował majątkiem i realizował początkowo różne indywidualne pasje – o czym za chwile, Atanazy zaś zrażony do rewolucyjnych idei wybrał karierę w dyplomacji pruskiej. Podobnie, jak brat kolekcjonował sztukę i napisał trzytomowe dzieło „Sztuka w Niemczech”, a potem kiedy posłował w Lizbonie powstała jeszcze „Sztuka Portugalii”.
Edward Raczyński w miarę, jak pogarszać się zaczęła sytuacja kraju pod zaborami rosyjskim i austriackim, a także samej Wielkopolski przeznaczył wszystkie swoje zasoby na służbę publiczną. Wydał ponad 200 tomów źródeł do historii Polski, w tym rzeczy tak znaczące, jak listy Sobieskiego do Marysieńki, pamiętniki Paska i Radziwiłła Sierotki. Zanim jednak poświęcił Edward swój czas i mienie na działalność publiczną miewał zatrudnienia i pasje fantastyczne niemal. Na jeziorze w Zaniemyślu zbudował flotę, która toczyła tam bitwy morskie, założył odlewnię armat, które sam własnoręcznie ulewał. Zajmował się projektowaniem architektury i maszyn. Wykonał nawet projekt samolotu, który wykonał dlań niejaki Agrelewski, zatrudniony w Rogalinie na etacie „złotej rączki”. Spośród wszystkich projektów Edwarda Raczyńskiego najważniejsza jest jednak Złota Kaplica. Ale zacznijmy od początku.
Koniec lat trzydziestych XIX wieku był dla Wielkopolski momentem przełomowym, oto w sejmie prowincjonalnym i w towarzystwie przestawały liczyć się postaci takie, jak Raczyński, ze swoim majątkiem wpływami i kulturą, a do głosu dochodzili ludzie o mentalności skrajnie odmiennej – radykałowie nawołujący do buntu i tacy, którym dbałość o język, tradycję i dobra kultury materialnej kojarzyła się z jak najgorzej, z wstecznictwem, ze zdradą niemal. Raczyński, który przez kilkanaście lat potrafił opierać się siłą własnego autorytetu zakusom germanizacyjnym, który jeździł do Berlina i rozmawiał z królem w sprawie zachowania odrębności prowincji, stał się nagle w oczach ziomków przeżytkiem, zatrzymującym to co nieuchronne czyli rewolucję i wyzwolenie. Były to oczywiście wszystko mrzonki snute przez ludzi nie mających politycznego wyrobienia. Kilka lat po upadku Powstania Listopadowego, które dało Prusom pretekst do akcji germanizacyjnej żadne rewolucje nie miały szans powodzenia w Wielkopolsce, Galicji czy Królestwie. Było na to zbyt wcześnie, a współpraca zaborców układała się zbyt dobrze. Edward Raczyński, człowiek który doprowadził do zwolnienia gubernatora Fottwella, forsującego germanizację Wielkopolan, który w dodatku zrobił to sam, bez uzgodnienia z kimkolwiek, w obecności króla Prus i dworu, wierzył w swoją siłę i nie zauważał zmian. W takim duchu rozpoczął pod koniec kat trzydziestych starania o budowę Złotej Kaplicy.
Brat Edwarda Atanazy pisze w swoich pamiętnikach, że Edward wyjechał w tym celu na Sycylię, tam oglądał architekturę, która nosi wyraźne ślady wpływów bizantyjskich – w takim stylu miała być zaprojektowana Złota kaplica w Poznaniu – Edward objechał całą Italię, wykonał tysiące szkiców, zatrudniał fachowców, szukał rad i wskazówek, w Wenecji zamówił za własne pieniądze bardzo drogą mozaikę, która miała ozdobić ołtarz w mauzoleum pierwszych polskich władców. Był więc Edward Raczyński człowiekiem mocno zaangażowanym w tę inwestycję. To z jego inicjatywy zatrudniono najlepszego ówczesnego rzeźbiarza Niemiec – Christiana Raucha, który zaprojektował i wykonał posągi Mieszka i Bolesława (Bolesław ma rysy księcia Józefa Poniatowskiego), to Raczyński „chodził” koło robót i pilnował każdego szczegółu, tak by dzieło upamiętniające państwo pierwszych Piastów było jak najlepiej wykonane. Na swoje nieszczęście kazał na cokole posągów wyryć napis – Eduardus Raczyński dedit – co zgodne było z prawdą, bo on właśnie był siłą sprawczą i decyzyjną w czasie tej realizacji.
Napis ów został, jak najgorzej przyjęty przez aspirujących do pełni praw ludzkich i obywatelskich szaraczków z Wielkopolski. Najgłośniej przeciwko Raczyńskiemu krzyczał zaś niejaki Pantaleon Schumann deputowany z powiatu wągrowieckiego. Niemiec, rzecz jasna, radykał i człowiek postępowy. Raczyński według owego Pantaleona przywłaszczył sobie to, co należało do wszystkich Wielkopolan tak Polaków, jak Niemców. Ataki na dziedzica z Rogalina przypuścili także inni deputowani, co doprowadziło Raczyńskiego w końcu do ciężkiej choroby i ataku paraliżu. Na tym się jednak nie skończyło. Zebrany w roku 1843 sejm prowincjonalny dalej wykładał swoje – dalej oskarżano Raczyńskiego o nadużycia finansowe i „grabież” wspólnej własności. Doprowadziło go to do kroku ostatecznego.
Niemiecki sekretarz Raczyńskiego Conrad relacjonował, że dzień 19 stycznia 1845 roku rozpoczął się dla niego i dla jego pana bardzo dziwnie. Rankiem odnalazł on na stoliku książkę o artylerii, którą Raczyński otworzył na stronie omawiającej proporcje ilości prochu w stosunku do ciężaru kuli, którą ładuje się armatę. Nie wzbudziło to niepokoju sługi, albowiem Edward Raczyński znany był ze swoich artyleryjskich zamiłowań. Następnego dnia obydwaj, pan i jego sługa, udali się do Mechlina a stamtąd już sam Raczyński wybrał się do Zaniemyśla zabierając ze sobą kij i świecę. Sprzeciwił się ostro naleganiom Conrada, który chciał ruszyć w drogę razem z nim. O czwartej po południu parobcy z Zaniemyśla usłyszeli, strzał armatni, którego odgłos doleciał ich z wyspy. Nikt nie podejrzewał jeszcze niczego złego. Edwarda Raczyńskiego znaleziono kilka godzin później, popełnił samobójstwo strzelając do siebie z niewielkiej armatki ustawionej na progu kuchni w domu na wyspie nazwanej jego imieniem. Lekarz, który dokonał sekcji zwłok stwierdził, na podstawie oględzin organów, że pan na Rogalinie mógł żyć jeszcze około dwudziestu lat. W liście, który Edward Raczyński napisał przed śmiercią do proboszcza Rybickiego z parafii w Zaniemyślu przeprasza księdza dobrodzieja za zły przykład i zgorszenie, którego źródłem był ostatni jego czyn.
Śmierć Edwarda Raczyńskiego można uznać za symboliczny koniec pewnej epoki w dziejach kraju. Nikt po nim nie miał już w sobie takiego hartu i dumy, by osobistą porażkę i niezrozumienie rodaków przeżywać aż tak głęboko. Edward Raczyński rzadko wymieniany jest w panteonie narodowych bohaterów. Przyczyną tego są zapewne jego poprawne stosunki z dworem berlińskim. Tyle, że cóż to za zarzut? Dzięki owym stosunkom oddalił akcję germanizacyjną o kilka dziesiątków lat, gdyby rozpoczęła się ona na początku XIX stulecia, w wieku XX mało kto nad Wartą mówiłby po polsku.
Przejeżdżając przez Wielkopolskę warto więc zajrzeć do Zaniemyśla i Rogalina, nie tylko po to, by zobaczyć sławne dęby i galerię założoną przez wnuka Edwarda i jego imiennika. Pod murem zaniemyskiego kościoła stoi dziwna na pierwszy rzut oka rzeźba - zamyślona kobieta, siedzi na sporej wielkości cokole. To pomnik Konstancji, żony Edwarda Raczyńskiego, który ustawiony jest na jego nagrobku.
Inne tematy w dziale Kultura