coryllus coryllus
1107
BLOG

Wychowanie ziemiańskie i chłopskie

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 30

W jednej z moich ulubionych książek – „Rogalin i jego mieszkańcy” – hrabia Edward Raczyński opisuje metody wychowawcze jakimi poddano jego najwybitniejszych przodków Edwarda i Atanazego Raczyńskich kiedy byli jeszcze mali. To wspaniały opis, ale nie mogę go zacytować w całości, może wystarczy kilka wyjątków;

 
Chłopcy wstawali o siódmej, mycie zabierało im mało czasu, bo woda była zimna, więc brali ją do ust dla rozgrzania i myli nią ręce i twarz. Zęby wycierali palcem i ręcznikiem.
 
Śniadanie składało się z kapusty i kiełbasy lub zupy na wodzie, rzadko kawy…Po śniadaniu, bez względu na pogodę obowiązywał półgodzinny spacer…Od ósmej do dziesiątej trwały lekcje z księdzem Plucińskim, obejmujące łacinę, język francuski, niemiecki, geografię, historię i Landrecht czyli obowiązujące prawo pruskie. Ksiądz pedagog bił uczniów pięścią w kark lub ciągnął za włosy. Wreszcie dla lepszego efektu doprawiał kijem. Atanazy objaśnia, że pomimo cierpień i oburzenia nigdy nie skarżył się ojcu…
 
Od dziesiątej uczyli się obaj bracia gry na skrzypcach. O jedenastej Atanazy czytał z ojcem włoskich autorów…klęczał przy tym, a ojciec trzymał go za ucho, a w razie pomyłki lub nieuwagi szczypał nieraz do krwi.
 
Następowała lekcja konnej jazdy.
 
W czasie gdy w menażu ćwiczył Edward, Atanazy siedział w specjalnych dybach, które miały mu prostować nogi, co niezbędne było do tego, by nauczyć się dobrze tańczyć. Tancerz nie mógł przecież wywijać krzywymi nogami, jakżeby to wyglądało. W czasie siedzenia w dybach bracia wkuwali łacińskie słówka. Potem było czytanie starej ciotce kazań księdza Bourdalue, a jeszcze później zajęcia z musztry. Później następował kwadrans przerwy, następnie obiad i przerwa na zabawy do trzeciej po południu. O trzeciej znów zaczynały się zajęcia z księdzem Plucińskim – tym od pięści i kija.
 
A teraz obrazek drugi. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku telewizja polska emitowała szereg znakomicie nakręconych nowelek filmowych według prozy rodzimych autorów. Była wśród tych filmów także ekranizacja „Antka” Bolesława Prusa. To wstrząsający i rozdzierający serce film, warto go zobaczyć. W końcowej scenie, kiedy nie rozumiejący samego siebie odmieniec Antek musi odjeść w świat, odprowadza go na rozstajne drogi matka, grana przez Ryszardę Hanin. Kobieta nie idzie sama, odpędzając bez miłosierdzia swoje starsze dziecko, trzyma na rękach młodsze, także synka. Dzieciak ma na oko może z sześć lat. Nogi zwisają mu prawie do ziemi, ale nie idzie, nie podbiega za matką, wcześniej zaś nie towarzyszył bratu w jego dziwnych zabawach. Zwisa bezwładnie z matczynej szyi i gapi się bezmyślnie. Matka wróci z nim do domu i będzie hołubić i głaskać dopóki nie osiągnie właściwego wieku, a wtedy nie rozumiejącego nic i kompletnie ogłupiałego wyprowadzi na rozstaje i każe odejść. Akcja noweli Prusa rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku, wieś jest zacofana i otępiała. Nie ma co porównywać jej z pałacem w Rogalinie i metodami stosowanymi przez Filipa Raczyńskiego wobec jego własnych synów. Nawet porównanie z wsią z początku tamtego stulecia, nie tylko wsią wielkopolską, ale także nadwiślańska czy galicyjską wypadłoby blado. Nie o to idzie. O czym innym chciałem mówić.
 
Obrazek trzeci. W tomie opowiadań Stanisława Rembeka zatytułowanym „Ballada o wzgardliwym wisielcu” opisana jest scena spotkania w karczmie. Biorą w niej udział; stary już powstaniec listopadowy, chłop, jak i inni siedzący przy stole, oraz nowo mianowany przez carskie władze wiejski policjant. Ten ostatni w przeciwieństwie do starego powstańca jest znanym w okolicy przygłupem i analfabetą. Dlatego też właśnie jego władza wybrała do pilnowania porządku. Dziadek opowiada przygnębionym po upadku styczniowej insurekcji włościanom dlaczego władza wybiera na swoich przedstawicieli durniów takich jak stojący obok Wojtek Szatański, mówi także o tym, że w dawnych czasach kiedy on sługiwał wojskowo, każdy niepiśmienny chłop miał okazje nauczyć się czytać i pisać w jednostce, w której służył. Wojsko polskie mu to gwarantowało. Inaczej przecież nie mógłby służyć, bo żołnierz, polski żołnierz, czytać i pisać musiał umieć. Z rosyjskimi wojakami i mianowanymi przez państwo rosyjskie policjantami różnie bywało.
 
Połączmy te trzy wątki. Bracia Raczyńscy nie brali udziału w Powstaniu Listopadowym, ich młodość przypadła na lata Księstwa Warszawskiego i wojen Napoleona z Rosją. Jednak to tacy jak oni i im podobni ziemianie z Królestwa Kongresowego, Wielkopolski i Galicji byli oficerami w wojsku, o którym opowiada w karczmie stary powstaniec. To oni uczyli chłopów pisać i czytać po polsku.
 
W miarę, jak kurczyła się przestrzeń intelektualna zagospodarowywana przez ludzi bliskich duchowo braciom Raczyńskim malały także szanse na to, by podstawowa edukacja obejmowała chłopów. Ubywało takich ludzi, jak stary powstaniec, a przybywało takich, jak policjant Szatański. Nie było już w tym wszystkim miejsca dla chłopców takich, jak Antek. Wychowanie ziemiańskie, może surowe i twarde, ale na pewno skuteczne – nikt nie będzie podważał wykształcenia i roli jaką bracia Raczyńscy odegrali w Wielkopolsce i w całej Polsce – ustępowało wsobnemu wychowaniu chłopów. Władza zaborcza mogła tylko temu przyklaskiwać. Uprzedzę może niektóre komentarze – to nie jest tekst o głupocie ludzi pochodzących ze wsi. Wiem, że istniały organizacje chłopskie troszczące się o wykształcenie mieszkańców wsi. Tyle, że nie mogły one zastąpić tego czym była dla ludzi działalność takich Raczyńskich, a już na pewno nie mogły zastąpić niepodległego państwa z jego systemem edukacji. Nie odmawiam im zasług, mój ulubiony poeta – Tadeusz Nowak – był przecież poetą chłopskim. Twierdzę jednak, że działalność edukacyjna tych organizacji była naśladownictwem – w miarę możliwości oczywiście - tego co robili Raczyńscy i im podobni.
 
Te dwa sposoby postrzegania świata i myślenia o swojej w nim roli widoczne są do dziś. Można to w zasadzie streścić w jednym zdaniu – wychowanie dla świata i wychowanie dla siebie. To ostatnie oznacza, że dziecko, które przestaje być potrzebne rodzicom w domu, a zaczyna wręcz przeszkadzać, bo dorasta i domaga się czegoś więcej poza codziennymi posiłkami, po prostu wyrzuca się za drzwi, mówiąc mu, że już jest dorosłe i musi sobie radzić samo. Nie wynosi ono z domu rodzinnego nic.
 
Dziś jest nawet jeszcze gorzej niż w czasach Antka, ten wiszący na matczynych rękach sześciolatek siedzi dziś przed komputerem lub telewizorem i gapi się bezmyślnie w ekran pogryzając chipsy. Kiedy dorośnie zaś, pójdzie się zarejestrować w zasiłkowni, bo mu matka podsunie taki pomysł.
 
Dziś co prawda mamy państwo, które uczestniczy w wychowaniu, brakuje jednak elementu drugiego – braci Raczyńskich i ich ojca Filipa z jego rewelacyjnymi metodami nauczania i wychowania. Brakuje prawdziwych elit, a co za tym idzie brakuje wzorów. Wiem, że pisano już o tym na salonie wielokrotnie, ale co z tego.
 
Ja sam patrząc na mojego siedmioletniego syna nie wiem czasami co robić. Nie potrafię nakłonić go do posprzątania w pokoju, a on sam potrzeby sprzątania nie odczuwa. Nie potrafię skłonić go do żadnej aktywności poza czytaniem książek, a przydałoby się, by robił coś jeszcze, na przykład rysował. Zacząłbym, jak ten Filip Raczyński ze swoimi chłopakami, ale nie wiem gdzie tu kupić kazania tego księdza Bourdalue­­?
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Kultura