coryllus coryllus
4339
BLOG

Włochaty, ślazowy cukierek czyli o konwencjach

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 87

Obudziłem się wczoraj w hotelu bardzo rano i zacząłem oglądać telewizję. Nie nadawali akurat nic ciekawego, gapiłem się więc na telezakupy Mango. Potem przyszedł Toyah i zaczęliśmy oglądać TVP info. Były same nudy, a to Lisicki, a to Kuczyński, a to ktoś podobny. I nagle stało się coś niezwykłego. Pokazali news z Japonii, oto okazało się, że z zoo próbował uciec mały, malajski niedźwiedź, wylazł przez ten murek kamienny i chciał zbiec, ale w końcu zdecydował się, że wróci, bo zwiedzający go przestraszyli. Kiedy przestali pokazywać nagranie, pan prowadzący, którego nazwiska nie pamiętam wypowiedział słowa następujące: on wygląda jak mały, włochaty, ślazowy cukierek. Nic nie zmyślam, Toyah świadkiem. Tak powiedział prowadzący program informacyjny w TVP info, a pani co siedziała obok miast otworzyć usta w zdumieniu i wykrzyknąć: O matko, Zdzisek....coś ty łykał....udała, że nic się nie stało i dalej informowała nas o ważnych wydarzeniach z kraju i ze świata.

Wobec takiego postawienia sprawy zaczęliśmy się z Toyahem zastanawiać czy oni rzeczywiście tak strasznie ćpają w tych telewizjach, że im się później niedźwiedź, uciekający z zoo wydaje się podobny do cukierka, w dodatku włochatego. Zgodziliśmy się, że tak, że muszą coś wciągać, bo normalnie się tego przecież nie da przeprowadzić, nie ma takich sił w mózgu, które złożyłby w jedno słowa: niedźwiedź, mały, włochaty, cukierek i w dodatku jeszcze ślazowy. Nawet jak ktoś ciężko pije to nie wymyśli czegoś takiego. W grę muszą wchodzić narkotyki. Potem jednak, kiedy jechałem samochodem, a pół drogi myślałem o tym włochatym cukierku, przyszło mi do głowy, że to jednak nie narkotyki, że to konwencja. Oni są przecież szkoleni w tym prowadzeniu programów i żeby widz nie usnął, nie zamarł w stuporze, od tych propagandowych bredni, muszą mu czasem podawać coś zabawnego. Myślę, że są nawet specjalne przepisy na te telewizyjne żarty, wyobrażam sobie to mniej więcej tak: nie może być słowa dupa, ani nic o teściowej, trzymamy się z daleka od polityki i unikamy onomatopei. Nie naśladujemy również instrumentów muzycznych, pamiętamy, że żart nie może być dłuższy niż 4 sekundy. Musi mieć głównego bohatera, którym jest ktoś z ostatniego newsa i opis jego cech, krótki i zaskakujący. Oni – ci dziennikarze – siedzą na tych kursach i notują. A potem jest sprawdzian i pani mówi – No Kurzajewski, powiedz z czym ci się kojarzy pociąg odjeżdżający na wakacje, ten z ostatniego nagrania? - Z dupą psze pani....

  • A to czemu - pani jest zaskoczona. - bo Zdzisek powiedział, że on wszystko będzie porównywał z cukierkami, a Krzysiek Ziemiec, mówi, że on będzie mówił iż wszystko płynie jak woda. No więc dla mnie została tylko dupa.

  • Pała Kurzajewski, z całego bogactwa otaczającego cie świata wybrałeś akurat słowo, którego zabroniłam używać, pała!

Kurzajewski siada pochlipując.

Teraz ty Pochanke, z czym ci się kojarzy ten pociąg

  • Z Kurzajewskim psze pani

  • A to czemu?

  • Bo jemu się wszystko z du...ą kojarzy

Pani zasłania ręką oczy.

  • Może coś zaśpiewasz Pochanke?

  • Może być rota?

  • Dawaj, ale śmiało

Pochanke śpiewa: Boże coś Polskę, przez tak liczne wieki.....

  • Pała Pochanke, to nie jest rota

  • Nie, a co to jest?

  • To jest „Boże coś Polskę” kretynko, siadaj!

Pochanke siada pochlipując

  • Teraz ty Zdzisiu - powiedz z czym ci się kojarzy ten odjeżdżający w siną dal pociąg?

  • Mnie proszę pani ten pociąg kojarzy się z małym, włochatym cukierkiem ślazowym

  • Brawo! Widzicie durnie jak wygląda prawidłowa odpowiedź wykształconego dziennikarza?

Pociąg kojarzy mu się z małym, włochatym cukierkiem ślazowym.

Teraz nowy news

Na ekranie pokazują żołnierza jak stojąc w okopie wali z automatu gdzieś w przestrzeń, w offu słychać krzyki.

  • No Zdzisiu, z czym ci się kojarzy ten news?

  • Z małym włochatym cukierkiem ślazowym psze pani...

  • Doprawdy

  • Z całą pewnością

  • Nic nie chcesz zmienić w swojej wypowiedzi?

  • Nic, a nic

  • Wróżęć wielką przyszłość Zdzisiu, trafisz do głównego wydania wiadomości.

 

Tak się właśnie robi tę całą telewizyjną technikę, tak się tworzy konwencję właśnie. I ja teraz chciałem rzez kilka słów o konwencji w sztuce, nie o konwencjach wyborczych, uprzedzam, żeby mi potem nie zarzucali, że łamię ciszę wyborczą.

Po ostatnim spotkaniu w Opolu, w czasie kolacji rozmawialiśmy o plagiatach, dokładnie zaś o tym, że w książce „Milczące psy” Łysiak umieścił całą scenę z jakiejś książki Bunscha. Tłumaczył zaś się tym, że wobec takiej masy treści jakie się produkuje codziennie plagiaty muszą się zdarzyć. I to jest moim zdaniem brednia. A to z tego względu, że prócz treści autor może jeszcze zagrać formą. Łysiak nie ma o tym pojęcia, bo on tłucze te swoje kawałki na jedno kopyto i już się od tego nie uwolni. Forma wymaga odwagi, to po pierwsze, u nas wymaga odwagi szczególnej, bo nie ma żadnego środowiska, który by autora eksperymentującego wsparło. Ludzie zaś chcą ciągle tych samych treści i tego samego poziomu emocji. Stąd bez przerwy w książkach występują ci sami bohaterowie, którzy wypowiadają te same kwestie. W powieści historycznej jest to szczególnie bolesne, bo wszystko właściwie sprowadza się do obrony czci zgwałconej dziewicy, która raz jest rzeczywistą dziewicą, choć czasami tylko udaje, a raz metaforą uciśnionej ojczyzny. Warianty tej sytuacji można mnożyć, ale nie w nieskończoność. I tak zawsze dojdziemy do ściany czyli do małego, włochatego ślazowego cukierka.

Odbywają się więc u nas swoiste zawody autorów w tym, kto zajmie swoimi treściami jak najszerszy plac i jak najpłytsze emocje czytelników zagospodaruje. Stąd właśnie sukces Łysiaka i jego nędzne tłumaczenia ewidentnej kradzieży.

Te, rzekomo przypadkowe plagiaty, biorą się też z tego, że nikt nie próbuje wyobrazić sobie rzeczywistych relacji ludzi, których opisuje. Każdy uważa, że koń, szabelka i butelka, to jest ten kierunek, który winien być ogrywany, bo każdy go rozumie.

Powtarzam więc jeszcze raz: eksperymenty formalne zabezpieczają nas przed plagiatem. Nawet przypadkowym, w którego istnienie nie chce mi się wierzyć.

Ponieważ ja mam odwagę potrzebną do przeprowadzania takich eksperymentów i ma ją także Tomek Bereźnicki, postanowiliśmy, że dziś w ciągu dnia rozpoczniemy sprzedaż naszego nowego albumu. Nie wiem jeszcze, o której godzinie, ale stanie się to dziś. Cóż to za album? Żeby o tym dokładnie opowiedzieć, musiałem zacząć od włochatego, ślazowego cukierka. Nie dało się inaczej.

W sztuce są różne tradycje, które można wykorzystywać z powodzeniem i czynić z nich atuty dzieła jak najbardziej współczesnego. Można to nazywać cytatami, albo jakoś inaczej, nie ważne....Tomek zwykle sięga w swojej twórczości do malarstwa akademickiego, co jest dość wyraźne w tym albumie, ale tu poszedł nieco inną drogą. Oto stworzył coś, co przypomina japońskie drzeworyty z epoki meiji, czyli z przełomu XIX i XX wieku. O tych czasach opowiada nasz album. I choć wszystkie prawie wydarzenia w nim przedstawione dotyczą Europy za nośnik posłużyła tradycja japońska. Album to jedyne jak na razie na świecie połączenie wątków wziętych ze sztuki akademickiej, tradycji artystycznej głęboko zakorzenionej w kulturze starego kraju i polityki, która doprowadziła do I wojny światowej czyli narodzin znanego nam świata. Myślę, że to jest dobra droga. Mamy więc prawdziwą historię opowiedzianą poprzez dynamiczne rysunki i krótki komentarz do tego, tak samo jak na tych japońskich drzeworytach. Z tym, że komentarz jest po polsku i każdy może go przeczytać. Jest on, rzecz jasna, ściśle powiązany z treściami tego bloga i tym kluczem do historii, który tu wspólnie wyszlifowaliśmy. Nie jest to rzecz dla dzieci, choć można ją dać do przeczytania młodzieży. Liczę na to, że po tym albumie nikt już nie zada mi głupiego pytania: panie, a jak tu trafić do młodzieży. Bo ciągle się takie pytania zdarzają.

Nasz album w żaden sposób nie może być nazwany komiksem, bo chodzi nam między innymi o to, by odejść jak najdalej od formuły komiksu i przywrócić należną rangę ilustracji, tak żeby ludzie zajmujący się ilustracją nie byli skazani na rysowanie dla dzieci, albo na układanie historyjek do coraz głupszych scenariuszy. To wielkie zadanie i nie wiadomo czy ono się uda, ale od czegoś trzeba zacząć. No więc zaczęliśmy.

Żyjemy w cywilizacji obrazków, co nie jest wcale nowością, bo cała nasza cywilizacja składa się z obrazków, o tym że jest inaczej przekonywali nas zwykle ludzie, którym się wszystko z dupą kojarzy, albo poważni ikonoklaści, którym obraz przeszkadzał w sposób istotny. Na pytanie więc, które pada równie często i brzmi – panie, jak ratować naszą cywilizację? Odpowiadam: rysować i malować, jak najwięcej i jak najlepiej. Nie gadać i nie drukować całych płacht gazet wypełnionych mądrościami, przez które nikt się nie przebije. Do roboty, bo nie wiadomo ile czasu zostało.

Prócz albumu, uruchomiłem dziś sprzedaż kolejnego numeru kwartalnika „Historia lokalna” wydawanego w Opolu, a także nowej powieści kryminalnej Kamila Staniszka, której akcja rozgrywa się na terenie powiatu piaseczyńskiego. Powieść nosi tytuł „Zemsta ma smak czerwieni”.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

 

A wam zostawiam jeszcze trailer do naszego albumu.

 

http://www.bereznicki.pl

 

Aha, od poniedziałku kończy się promocja na II tom Baśni jak niedźwiedź. Była to najdłuższa nasza promocja. Książka, która teraz kosztuje 20 złotych, będzie od poniedziałku kosztować 30 zł. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Kultura