Jeszcze niedawno zarabiał pisaniem o innych. Pisaniem źle(!) o innych. Dziennikarz śledczy tak właśnie musi pisać, bo jako śledczy ma dochodzić ciemnych sprawek i je ujawniać. A pan dziennikarz wie, iż o ciemnych sprawkach i ludziach je czyniących (choćby tylko posądzonych o nie) inaczej niż źle, pisać się nie da. Pisał odważnie, z zębem, swadą, nie bardzo przejmując się, że pisze nieraz na podstawie plotek, poszlak, pomówień...
Był dumny, cieszył się poważaniem kolegów z redakcji i z niezachwianą pewnością siebie wygłaszał zapewne znaną formułkę - „Prawda was wyzwoli!”. I zapewne też mając tę maksymę w myślach, na ewentualną uwagę, że może kogoś niesłusznie niszczy, że cierpi też rodzina tego kogoś, odpowiadał - ależ to nie ma nic do rzeczy! Prawda jest najważniejsza!
Ale, kiedy ABW i prokuratura zainteresowała się panem śledczym, zaczął się lament. Żenujący lament. Okazało się, że pana dziennikarza prawda nie wyzwala. Wręcz przeciwnie - prawda chce go uwięzić, więc to dla niego już nie jest prawda, tylko potwarz i zemsta służb!
A kiedy sąd postanowił przychylić się do wniosku o areszt dla dzielnego redaktora, ten napisał list pożegnalny i poszedł do kościoła popełnić spontaniczne samobójstwo. Jako głęboko wierzący, wie oczywiście, że samobójstwo wyklucza jego zbawienie. Czy zatem on rezygnuje ze zbawienia? Nieeee! Taki głupi to on nie jest! No bo zapewne pomyślał sobie tak: z grzechu oszustwa to się spokojnie mogę potem wyspowiadać, a o tym, że nie zamierzam się ani podstępnie, ani jawnie zamordować, wiem tylko ja sam i Pan Bóg. Przeprosi się potem Pana Boga, wyklepie litanię na pokutę i będzie super.
Napisał więc pożegnalny list, włożył go do kieszeni i poszedł z żoną na zakupy. Przechodząc koło starannie wybranego kościoła z tradycjami, zapragnął się pomodlić. Spontanicznie! Żonka na zakupy poszła sama, prawdopodobnie z zastrzeżeniem, że jeśli on nie będzie wracał dłużej niż przez 20 minut (bo się zapamięta w modlitwie!), to ona wie, gdzie go szukać. A pan dziennikarz w kościele - jak prawdziwy katolik podciął sobie żyły, gdyż w ten sposób umiera się wystarczająco długo. Pod wpływem impulsu oczywiście podciął i zapewne w świętym przekonaniu, że w godzinach południowych, w środku miasta nikt do kościoła nie zajrzy, więc on się sobie spokojnie wykrwawi. Oczywiście nie mógł się też absolutnie spodziewać, iż po tych wszystkich oskarżeniach, po tych niesprawiedliwych i krzywdzących doznaniach i przeżyciach, będzie miał jeszcze takiego pecha, że w kościele ktoś go znajdzie! I że to w dodatku będzie lekarka!! I że będzie ona znała numer do pogotowia ratunkowego, a toż pogotowie tak szybko przyjedzie i nawet będzie miało sprzęt do ratowania załamanego druha.
Ciekawe, czy ta sama lekarka, znieczuliła też dziennikarza przed zadaniem sobie śmiertelnego cięcia.
Pan śledczy dziennikarz napisał w swoim liście - „Zniszczono mnie, moją Bogu ducha winną rodzinę...”! On, którego własna, prywatna prawda, przez tyle lat wyzwalała rodziny ludzi, o których tę swoją prawdę pisał! Jego rodzinę prawda niszczy. Nie wyzwala!
Zdumiewająca jest w tej sprawie postawa innych dziennikarzy. Twarda, fałszywa solidarność. Nie spotkałem się z tekstem, albo wypowiedzią, choćby delikatnie poddającą w wątpliwość postępki tego dziennikarza. Jakby chcieli nam wszystkim wmówić, że całe środowisko jest poza podejrzeniem. Poprzednie skandaliczne przypadki dziennikarskich przekrętów i niegodziwości też nie miały właściwie dla skompromitowanych żurnalistów żadnych konsekwencji. Mimo pozorów sankcji, dziennikarka zwolniona z jednej gazety, pisze w innej, ten sam naczelny nadal prowadzi ukradzioną przed laty innemu naczelnemu gazetę, inni - np. podli złodzieje cudzych tekstów też piszą - a jak nazwisko własne jest skompromitowane, to pod pseudonimem. Tak, jak Maleszka.
W TVN24 słyszałem wczoraj komentarz innego dziennikarza, który zbolałym i pełnym współczucia głodem ubolewał - Wojtek się załamał, bo ma niepracującą żonę, dwoje dzieci, kredyty spłaca, pożyczki...
A co by Wojtek odpowiedział, gdyby mu onegdaj ktoś powiedział, że w takiej sytuacji jest osoba, o której on napisał oskarżycielski, a nie do końca w porządku artykuł? Powiedziałby, że prawda jest ważniejsza nie? Że rolą dziennikarza jest ujawniać, a nie martwić się o konsekwencje. Że rodzina może mieć pretensje tylko do tej osoby. Że nie jest winny ten, co ujawnia, tylko ten, co popełnia czyn niedozwolony, lub niegodziwy. Prawdziwy twardziel! Szkoda, że teraz na siebie nie potrafi tak spojrzeć.
Dziś taki dziennikarz śledczy może wypisywać bzdury i niestworzone głupoty o ludziach kiedyś prześladowanych, bo mu się wydaje, że byli Bolkami, albo w IPNie jest na niego jakiś papier.
Za młody, żeby pamiętać tamte czasy, ma jednak odwagę i tupet, żeby oskarżać, osądzać i skazywać, bo tak mu się wydaje na podstawie jego „dziennikarskiego śledztwa”. A jak sam, z własnej głupoty, wplącze się w tarapaty, to udaje pokrzywdzoną ofiarę, organizuje sobie nieudaną próbę, dla wzmocnienia w publiczności poczucia litości, a solidarne środowisko od razu usiłuje mu załatwić bezkarność. Prędzej na bezpłatne leczenie kondycji psychicznej do sanatorium go wyślą, niż do kicia.
Wszak dziennikarz to anioł!
I tak się tylko, w związku z tą sprawą zastanawiam - co też taki mięczak śledczy robiłby w czasach, kiedy za pisanie, naprawdę groziły represje!? Kiedy władza nie musiała mieć nawet takich kryminalnych powodów do aresztowania dziennikarza, a ten wcale nie musiał być śledczym. Wystarczyło, że pisał to, co myśli.
W komentarzach polityków PiSu i wielu sprzyjających im dziennikarzy (np. B. Wildsteina), po śmierci Barbary Blidy, powtarzano argument - „Jeśli Blida była niewinna, to czemu popełniła samobójstwo?”! Ja tam w taką prostą zależność nie wierzę, ale przecież ja nie znam tak dobrze środowiska PiSu i pana Wildsteina.
Może w ich środowisku istotnie tak właśnie jest?!
Inne tematy w dziale Polityka