Daleko Daleko
2986
BLOG

Lech Kaczyński. Daleko od Wawelu - odcinek dwunasty

Daleko Daleko Polityka Obserwuj notkę 2

Kolejna scenka pokazująca, że Kaczyński miał przyjazną naturę. Prezydent ma za chwilę odlecieć śmigłowcem z dachu Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które jest położone tuż obok Pałacu. Siedzi już w maszynie, obok niego współpracownicy, brakuje dwóch urzędniczek, które też powinny lecieć. Ktoś rzuca kąśliwe uwagi pod adresem spóźnialskich, ktoś inny, że to nie wypada, by prezydent czekał. „Panowie, spokojnie, bez nerwów. Na kobiety trzeba czekać”, studził emocje uśmiechnięty Kaczyński.

Szarmancki stosunek do kobiet był wizytówką prezydenta. W ostatnim roku kadencji Lecha Kaczyńskiego odczuł to na własnej skórze minister finansów Jacek Rostowski. Przybył do prezydenta, za nim z kilogramami papierów szła urzędniczka resortu finansów. Rostowski jej nie pomógł, na dodatek wchodząc do gabinetu Kaczyńskiego, nie przepuścił kobiety w drzwiach. Prezydent delikatnie zwrócił uwagę na niestosowność takich zachowań ministrowi, który pozuje na angielskiego dżentelmena. Ciąg dalszy rozegrał się na końcu spotkania. Kaczyński na odchodnym przy drzwiach swego gabinetu wymieniał pożegnalne uwagi z urzędniczką. Rostowski bezceremonialnie przeszedł swej podwładnej koło nosa i znów poszedł pierwszy do drzwi. To już było dla Lecha Kaczyńskiego zbyt wiele. Tym razem, nie bawiąc się w konwenanse, powiedział Rostowskiemu, co myśli o jego wychowaniu.

Elżbieta Jakubiak chwaliła nam inną cechę byłego szefa: „W osobistych kontaktach ze współpracownikami i znajomymi Kaczyński nie celebruje urzędu. Mnie to złościło, że wszyscy na około mówią do niego per »Leszku«. Jak tak można? Ja mówię do niego: »Panie prezydencie«, a on: »Ty znowu to samo? Zerwę z tobą wszelkie kontakty, zobaczysz!«, groził mi półżartem”.

Ale był też inny prezydent. Spętany i niesympatyczny, całkowicie inny niż ten z historyjek opisanych wyżej. Najczęściej ofiarami jego nastrojów padały osoby najbliżej z nim współpracujące. Na przykład Zofia Gust, szefowa jego sekretariatu, w PRL-u działaczka opozycji demokratycznej, po odzyskaniu przez Polskę wolności sekretarka Lecha Wałęsy w „Solidarności”.

Na pani Zofii spoczywał obowiązek dopilnowania, by kalendarz jakoś się trzymał, żeby ze sterty papierów prezydent podpisał te, które podpisać po prostu trzeba. A prezydent miał skłonność do wpadania w dygresje, wchodzenia w pogawędki ze swoimi gośćmi, zarywania terminów. „Pani Zofia musi wchodzić i sygnalizować, że spotkanie powinno zmierzać ku końcowi. Bywa, że prezydent na nią warczy albo otwarcie krzyczy. Kilka razy widziałem Zofię Gust wychodzącą z płaczem z gabinetu Lecha Kaczyńskiego” – opowiadał nam jeden z najważniejszych ministrów Lecha Kaczyńskiego. 

Inny przykład gorszej części natury byłego prezydenta. Głowa państwa leci za granicę. Na fotelu obok niego jeden z ministrów. Kelner podał wino, rozmowa toczy się w przyjacielskiej atmosferze. Nieopatrznie współpracownik zaczyna prezydentowi wyliczać zalety polityka PiS-u, który jak się później okaże, zasili szeregi Platformy. Mina prezydenta tężeje: „Nie wspominaj mi o tym niemieckim agencie! Jeśli to zrobisz, więcej się do ciebie nie odezwę!”.

Kolejna sytuacja. Jesień 2006. Wybucha afera z taśmami Renaty Beger. W MSZ-ecie rodzi się przedziwny pomysł. Faworytka prezydenta Barbara Tuge-Erecińska wpada na pomysł, żeby kierownictwo resortu podpisało list otwarty. Chodzi o to, żeby zaprotestować przeciw „politycznemu handlowi stanowiskami”, który prowadziło PiS w rozmowach z politykami partii Leppera. Do podpisania listu Erecińska przekonała wiceministra Stanisława Komorowskiego. Anna Fotyga na posiedzeniu kierownictwa ministerstwa, gdy mówiono o tej sprawie, dosłownie się popłakała. Nie mogła przeżyć, że z kierowanego przez nią resortu wyjdzie list uderzający w braci Kaczyńskich.

Ale sprawa nabrała rozpędu. Komorowski zadeklarował, że w sprawie listu i publicznego protestu dyplomatów pójdzie rozmawiać z prezydentem. Wiceminister, jak sądził, dobrze znał Lecha Kaczyńskiego. Jako spadkobierca dóbr ziemiańskich miał ładny dworek pod Warszawą. Kilka razy w roku organizował w nim imprezy plenerowe, których gościem był Lech Kaczyński wraz z małżonką.

W pałacu rozmowa Komorowskiego z Kaczyńskim na temat listu dyplomatów trwała jakieś dwie minuty. Prezydent wstał oburzony. Wychodząc, rzucił do Komorowskiego na pożegnanie: „Jeszcze jedno ci powiem. Jedyna twoja predyspozycja do dyplomacji jest taka, że jesteś przystojny!”.

Sumując. Jeśli ktoś mówi, że prezydent był ciepły i przyjacielski – ma rację. Jeśli ktoś inny twierdzi, że był arogancki i niesympatyczny – też mówi prawdę. Był jednym i drugim. Co najważniejsze, potrafił się zmienić w mgnieniu oka.

 

Na następny odcinek „Daleko od Wawelu” zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

 

 

 

 

 

Daleko
O mnie Daleko

Czerwone i Czarne to wydawnictwo książek dobrych i pięknych. Książki wydawane przez Czerwone i Czarne to literatura faktu skupiona na polskim życiu publicznym. Czerwone i Czarne tworzy nową jakość w projektowaniu książek. W księgarni łatwo je znajdziecie. Szukajcie czerwono-czarnych okładek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka