Danae Danae
390
BLOG

How Leszek Balcerowicz got me fired (1)

Danae Danae Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

How Leszek Balcerowicz got me fired (1)

Oh, it’d been a long time coming. I’d seen the signs. But when Leszek Balcerowicz finally managed to get me fired from the Warsaw School of Economics, it still shocked me – as it would anyone who had worked for one organization for 22 consecutive years. Little did I know, but the biggest shock was yet to come.

A record number of students had enrolled for my three courses in the Fall Semester 2015/2016 at the Warsaw School of Economics. In total, 78 – the majority of whom, as is always the case, were foreign exchange students, Erasmus students or students from abroad. Over the 16 years during which I was a member of faculty at the Department of International Comparative Studies – which is chaired by Leszek Balcerowicz – I had designed, planned and improved my courses. For more about my courses and the type of methodology I employ, go to: http://www.ck.gov.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=23&Itemid=48 and look me up: Murdoch. How I came to be an Adjunct Professor in his Department deserves a full telling in its own article, and I promise to tell you all about it a future installment.

The School gave me a three months’ notice, as stipulated by my Contract. The letter of employment termination bore the date of June 10, 2015. I signed the termination letter on June 17, 2015, in the presence of the HR manageress. On July 15, 2015 I posted a letter to Mr. Balcerowicz, who I asked – as my boss – whether he would support my request for the Dean and the Academic Council of the Department of Economic Analyses (the body encompassing my department) to be employed as a teacher, not an adjunct professor but rather as a senior lecturer. I pointed out, among others, that three of my courses were to run in the Fall Semester and, if I were no longer to teach them, several students would lose their declared choice courses. The cancellation of these classes could also lead to the potential loss of credit points, especially as some of the university’s students were enrolled in more than one of my classes.

No response was forthcoming from the desk of Leszek Balcerowicz, so after waiting a reasonable number of days, I sent him an e-mail to ask him outright for a “yay” or “nay”. He did not reply. His failure to answer my letter confirmed that he would not support my request. The courses were not to be saved.

My salary was terminated, so someone at the school was notified of my severance. What’s more, I did not receive the mandatory raise which had been granted to the staff of the Warsaw School of Economics by the Ministry of Science and Higher Education in January 2015. For nine months the School had deferred paying out the raise, collecting the monies until October 1, 2015. As far back as I can remember – and I have many recollections – I’d worked for them for 22 years, after all – it has been the School’s practice to pay out the mandatory raises in a lump sum. Is the failure to forward to me my raise legal? Although I’m not sure, it probably is. Ethically or morally justified? You be the judge. Does the move appear tinged by vindictiveness – from my perspective, I believe you know the answer. I’ll come back to this issue in a bit.

In the meantime, I began to receive the typical first of the semester flow of e-mails from the students on October 7, 2015: some wanted to enroll and needed my signature on their request forms, a couple wanted to drop the course and they, too, required my signature. One asked me whether I was going to cancel my lectures in the second week of the term, too. Having had my association with this illustrious institution so unceremoniously severed, and the pay withheld, I was astonished to see my courses were still listed and I so obviously registered as the party responsible for them. Then came the most stunning surprise: I received an e-mail from the Dean’s Office Director to which was attached a complaint letter submitted by a student who was enquiring as to why I had not turned up for my classes for the second time in a row. In her message to me, the Director demanded to know what was going on. Then, it hit me. She had either not been informed about my sacking or she was trying to put the blame for school’s own mess on me. Neither option inspired confidence and I viewed them as equally disgustingly unprofessional. I replied, most politely, that I could only assume that the HR Department had failed to inform her about the trivial matter of firing a lecturer and subsequent fiasco of no cover for the courses. I jest, of course – any professional would immediately recognize this is no trivial matter at all.

Madam Director immediately responded to my letter. “Does it mean that you won’t be teaching in the Fall Semester 2016/2017?” Recognizing that I had no choice but to provide her with explicit clarification of the fact that I had been fired – an issue about which she had seemingly not been – for some reason – informed: I attached my letter to Leszek Balcerowicz and the e-mail follow-up I had sent and to which no response was forthcoming.

Even then, there was no reaction from the Dean’s Office. The students continued to come to my classes, standing and waiting in front of the lecture hall door for a teacher who so wanted to come, but was prohibited from doing so. On October 8, 2015, I received a heartbreaking letter from a student who told me just that: “We waited for you in front of the lecture hall 233G last week and yesterday” and “there is no information about cancelled classes at all”.

To be continued.

Jak Leszek Balcerowicz wyrzucał mnie z pracy (1)

To było do przewidzenia. Zajęło to kilka lat, lecz – trzeba przyznać – w końcu udało mu się. Mimo wszystko doznałam szoku, gdy Rektor Szkoły Głównej Handlowej rozwiązał ze mną umowę po 22 latach pracy dla tej uczelni. To jednak nie był największy szok.

Rekordowa liczba studentów zapisała się na moje wykłady w semestrze zimowym 2015/2016. W sumie Wirtualny Dziekanat wyliczył mi 78 chętnych. W większości – jak zwykle – byli to studenci studiujący w Polsce w ramach wymiany zagranicznej, studenci programu Erasmus, cudzoziemcy studiujący na SGH itp. Przez 16 lat mojej pracy w Katedrze Międzynarodowych Studiów Porównawczych pracowałam nad tymi wykładami: pisałam książki związane z tematyką, doskonaliłam metodologię, usprawniałam sposób komunikowania (od wewnętrznych grup na yahoo.com do „wyślij do wszystkich”). Jeśli któryś z Czytelników zechce przyjrzeć się tej metodologii, może zajrzeć tu: http://www.ck.gov.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=23&Itemid=48 i wyszukać mnie po nazwisku: Murdoch.

Właściwie jak to się stało, że przez tyle lat pracowałam jako adiunkt w katedrze, której szefem jest Leszek Balcerowicz, zasługuje na osobną (dużą) notkę. Przyjdzie na nią czas.

Rektor rozwiązał ze mną stosunek pracy z zachowaniem wymaganego trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Jego pismo nosi datę 10 czerwca 2015 r. Podpisałam je 17 czerwca 2015 r., gdy wezwała mnie do kadr pani Kierownik Spraw Pracowniczych, by mi je wręczyć. 15 lipca 2015 r. złożyłam w Sekretariacie Katedry list do Leszka Balcerowicza, którego poprosiłam, jako swojego szefa, o rozważenie, czy zechciałby wesprzeć moją prośbę do Dziekana i Rady Naukowej Kolegium Analiz Ekonomicznych, w którym mieści się Katedra Międzynarodowych Studiów Porównawczych, by wydała zgodę na zatrudnienie mnie w charakterze starszego wykładowcy. Jako jeden z powodów wskazałam fakt, że uruchomiono już trzy moje wykłady w semestrze zimowym 2015/2016. Gdyby wykłady te (autorskie) nie ruszyły, niektórzy studenci mogliby czuć się rozczarowani. Niektórzy straciliby, być może, szansę na zdobycie punktów kredytowych, zwłaszcza jeśli zapisali się na dwa, lub na trzy moje wykłady.

Leszek Balcerowicz zastosował taktykę, której miałam szansę przyjrzeć się przez wiele lat. Unikał jednoznacznej odpowiedzi. Zwodził, obiecywał zadzwonić, nie dzwonił, kluczył – jak chłopak przed randką „po”. W e-mailu wysłanym do niego po kilku dniach poprosiłam go o jednoznaczną deklarację. Napisałam też, że będę rozumiała brak odpowiedzi z jego strony jako odmowę wsparcia. Odpowiedź nie nadeszła. To był wyrok na wykłady.

Po zakończeniu okresu wypowiedzenia przestałam otrzymywać wynagrodzenie, a więc KTOŚ został powiadomiony o rozwiązaniu stosunku pracy ze mną. Co więcej, nie otrzymałam też wyrównania wynagrodzenia za miesiące styczeń – wrzesień 2015, które należało mi się jako pracownikowi SGH z uwagi na fakt, że podwyżka ta została przyznana pracownikom Szkoły przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Przez dziewięć miesięcy Szkoła wstrzymywała wypłacanie podwyżki pracownikom. Była to strategia stosowana przez SGH wielokrotnie w przeszłości, czego, przepracowawszy dla niej 22 lata minus trzy dni, doświadczyłam kilkanaście razy. Czy wstrzymanie statutowej wypłaty podwyżki przez dziewięć miesięcy, by w końcu jej nie wypłacić, jest legalne? Nie wiem, sądzę, że Szkoła uczyniła ten proceder legalnym. Czy jest on usprawiedliwiony z moralnego, etycznego lub nawet zdroworozsądkowego punktu widzenia? Osądźcie sami. Czy takie postępowanie jest godne uniwersytetu? Nie mnie osądzać. Powrócę jednak do tej kwestii.

Z początkiem nowego semestru zaczęłam otrzymywać maile od studentów – w końcu to MOJE nazwisko widnieje przy wykładach, a zatem to ja jestem odpowiedzialna za ich przebieg i proces komunikowania. Listy nie różniły się niczym od innych listów w przeszłości: niektórzy chcieli się zapisać na moje wykłady i prosili mnie o wydanie zgody (przez złożenie podpisu na studenckich podaniach do Dziekanatu Studium Magisterskiego), inni chcieli się wypisać z przedmiotu. Nic nowego pod słońcem. Jednakże oświecona instytucja pozbyła się mnie w czerwcu. Miała trzy i pół miesiąca, by zawiadomić studentów, że: a) wykładów nie będzie; b) wykłady będą, lecz kto inny będzie je prowadził. Najwyraźniej tego nie zrobiła. Co więcej – i tu właśnie uderzył piorun – nie zawiadomiła też o tym fakcie kierownictwa Dziekanatu Studium Magisterskiego. Głęboki szok nadszedł w postaci listu Dyrektora Dziekanatu SM, która 7 października 2015 r. przysłała mi e-maila z prośbą o wyjaśnienie stacji.  W załączniku była skarga studentki (ona właśnie zapisała się na moje DWA komplementarne wykłady Creativity in Advertising and Lifestyles and New Product Development), która dwa razy na próżno postała przed drzwiami sali wykładowej. Szukałam wyjaśnienia listu Dyrektorki. Doszłam do wniosku, że albo nikt nie pofatygował się, by zawiadomić ją, że mnie zwolniono, albo szukała sposobu, by przerzucić na mnie odpowiedzialność za bałagan w Szkole – a przecież ja już tam nie pracuję! Obydwie opcje świadczą o fatalnym braku profesjonalizmu. Uprzejmie odpisałam, że wydaje mi się, że nie otrzymała stosownych informacji od kierownictwa Szkoły. W związku z tym nie poinformowała studentów. Ale komu zależy na studentach?  Oczywiście t e g o  nie napisałam. Napisałam za to, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by wykłady uratować. Wtedy przysłała mi list z pytaniem, czy to oznacza, że nie będę uczyła w semestrze zimowym 2015/2016. No, cóż, nie pozostało mi nic innego, jak załączyć w odpowiedzi całą dokumentację moich wysiłków, uczynionych w lecie, by uratować wykłady.

Nawet po moim liście nie było reakcji. Studenci nadal do mnie pisali. Przychodzili na wykłady. Stali pod drzwiami jak kto głupi. 8 października 2015 r. otrzymałam bardzo szczery list od studentki. Napisała, że „czekaliśmy na Panią w zeszłym tygodniu, i w tym też”.  Zapytała, co się dzieje, bo „nie ma żadnych informacji o odwołaniu zajęć. Ani w Wirtualnym Dziekanacie, ani na tablicy ogłoszeń.”

Ciąg dalszy nastąpi.

Danae
O mnie Danae

Let my work speak for me. My blog is in Polish and in English. Niech o mnie mówi moja praca. Piszę po polsku i po angielsku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie