Do poniższych rozważań sprowokował mnie wpis makromana. Uznał on, że twierdzenie, jakoby Chrystus był komunistą, jest wynikiem bezrefleksyjnego powtarzania przez ogłupiałych młodych ludzi haseł z encyklopedii. Prawdą jest, że założenia komunizmu, zwłaszcza sposobu dochodzenia do niego, mogłyby napełnić Chrystusa przerażeniem, jednakże...
Makroman popełnił znany historykom błąd, zwany ahistorycznością. W skrócie oznacza to, że patrzy na sprawy przez pryzmat dnia dzisiejszego. Spójrzmy, jak wyglądała rzeczywistość państwa żydowskiego czasów Chrystusa – święte księgi proroków, nakazujące wierne trzymanie się tradycji i ustanowionych przez Mojżesza i Aarona w imieniu Boga nienaruszalnych obyczajów, obrzędów i prawa. W dobie współczesnej, najlepszą analogią jest chyba obowiązujące w najbardziej konserwatywnych muzułmańskich krajach prawo szariatu. Duch prawa mojżeszowego był bardzo podobny. Stary testament szczególny nacisk kładł na konieczność posłuszeństwa Bogu i prawom przez Niego ustanowionym. Brak jest natomiast odniesień dotyczących stanu ducha, w jakim owe człowiecze posłuszeństwo jest okazywane.
Spójrzmy na nauczanie Chrystusa: wszelkie rytuały, szczegółowe wytyczne, co robić by zadowolić Boga i szanować bliźniego ograniczone do minimum! Liczy się intencja, podejście, miłość duchowa do Boga i drugiego człowieka! Jezus jako pierwszy wyraźnie powiedział – Bóg kocha człowieka takim, jakim on jest. Nieposłuszeństwo wobec Boga nie sprowadza natychmiastowej kary na tym świecie, co jest charakterystyczne dla starego testamentu. Kara zostaje przesunięta do życia wiecznego. Wzmianki o życiu wiecznym są w księgach starego przymierza co najwyżej marginalne. Dla Jezusa jest to jeden z aksjomatów wiary. Co zatem z tego wynika?
Jezus komunistą nie był - fakt - to przesada. Ale gdyby przyłożyć dzisiejszą miarę do rozrzutu ówczesnych poglądów, prezentował rewolucyjną lewicową wizję świata! Przeniósł wiarę w Boga z jej wymiaru realnego, właściwie nawet fizycznego, do kategorii abstraktu. Obecnie prezentowana nauka kościoła odwołuje się do dwóch tysięcy lat tradycji - ale wtedy tej tradycji po prostu nie było, bo Chrystus odrzucił niemal całą tradycję! Nowa zaś powstawała na bieżąco, zakuwając rewolucjonizm poglądów Jezusa w system dogmatów, nakazów i zakazów, które On w swojej koncepcji świata redukował. Skoro zatem nauka Chrystusa nie jest tym, za co chcą ją dziś uważać przedstawiciele obydwu skrajnych skrzydeł ideologicznych, to co decyduje o jej wartości w stosunku do dzisiejszych koncepcji prawicowych i lewicowych? Jej mądrość!
Mądrość Chrystusa, w przeciwieństwie do roszczeń współczesnych lewaków, próbujących zastąpić miłość rozumem, przejawia się w dwóch aspektach:
- wiedział i nauczał, że przemocą niczego nie da się narzucić, a rewolucji trzeba dokonać w sercach. Dopiero taka rewolucja spowoduje trwałe zmiany w świecie;
- proponował konstruktywną wizję świata, opartą na miłości, tyle, że duchowej, a nie fizycznej jak obecnie. Bowiem w oczach nowoczesnej lewicy miłość jest niepotrzebnym dodatkiem do rozumu, a skoro tak, to prawo do miłości odnosi sie tylko do jej aspektu fizycznego. Miłość duchowa wyklucza wszelką dyskryminację ze swojej istoty, a nie z rozumowania, jak zdają się uważać obecne środowiska lewicy. Zatem ich ideologia w istocie parodiuje filozofię Chrystusa, zastępując, w imię rozumu, pojęcie miłości duchowej, ideami hedonistycznej wolności i miłości fizycznej.
Ludzie o prawicowych przekonaniach natomiast w przeważającej części nie rozumieją lewicowości i rewolucyjności idei Chrystusa, dość bezrefleksyjnie broniąc, ustanowionego przez kościół w oparciu o nie, kanonu kultury i tradycji. Tymczasem Jezus swoim życiem i słowem wyraźnie pokazywał, że ślepe trzymanie się tradycji prowadzi do wynaturzeń i zaprzeczenia idei przez tą tradycję niby pielęgnowanych! Dlatego w swoich naukach dawał prymat miłości jako tej sile, która ożywia i nadaje jakikolwiek sens kultywowanym obyczajom.
Patrząc na to co napisałem, przypomina mi się fragment "Murów" Kaczmarskiego:
„A śpiewak także był sam”
Wszystkim ludziom dobrej woli dedykuję.
P.S. Mówiąc o samotności w obliczu milionów mam na myśli nie siebie bynajmniej (gdyby to nie było jasne) tylko Jezusa, którego nauki ludzie próbują wepchnąć w sztywne ramy konserwatyzmu, tradycjonalizmu, irracjonalizmu - w zależności od pozycji oceniającego, tracąc z oczu ich rzeczywiste znaczenie.