puchatek puchatek
40
BLOG

Poczet strachów medialnych

puchatek puchatek Polityka Obserwuj notkę 1
   Ptasia grypa w Polsce! Zamykajmy, okna drzwi, wybijajmy całe ptactwo! Widmo H5N1 krąży po kraju!
   Przesadzam? Owszem. Na razie. W przypadku jednak ewentualnego wykrycia nowych ognisk choroby, w mediach natychmiast rozpoczną się rozważania o możliwej epidemii, o wysokiej śmiertelności wirusa, porównania do plagi hiszpanki sprzed kilkudziesięciu lat.
   Parę lat temu podobne spustoszenie siał SARS. Nie chodzi mi jednak o spustoszenie w populacji, lecz plagę katastroficznych artykułów opisujących nowe śmiertelne zagrożenie.
   Kolejnych kilka lat wcześniej nowym niszczycielem ludzkości ogłoszono wirus Ebola.
   Wymienione wirusy są jednak atrakcjami jednorazowymi. Rolę trupiej czaszki, regularnie od kilkunastu lat szczerzącej zęby do przerażonego czytelnika pełni AIDS. Podstępny wróg czyhający na twe życie, a co gorsza na jakość twojego życia seksualnego. Wyjadający twoje komórki od środka. Maskujący się podstępnie i stale zmieniający przebrania. To właśnie on. Stratedzy w światowych organizacjach zdrowia ekstrapolują zasięg ataku i linię frontu, przewidując wyludnienie połowy Afryki. Słowem - nadchodzący chyłkiem koniec świata.
   Czy ironia w moich słowach oznacza, ze lekceważę zagrożenie? Nie. Zdecydowanie mogę zapewnić, iż wierzę, że jedynie działania prewencyjne podejmowane przez rządy, organizacje międzynarodowe i lekarzy sprawiają, że choroby te nie stały się przyczyną znacznie większej hekatomby. Jednak... każda z tych chorób ma naturalne ograniczenia, znacznie ułatwiające trzymanie ich występowania w ryzach.
   Wirus ptasiej grypy jest dla człowieka zaraźliwy w znikomym stopniu. Obawy przed ewentualną mutacją do formy o większej łatwości rozprzestrzeniania są oczywiście uzasadnione, jednak przy pojedynczych wypadkach zachorowań ryzyko takie jest minimalne.
   Podobnie z wirusem HIV – wrażliwość na niekorzystne warunki środowiskowe powoduje, że zabezpieczenie się przed weneryczną drogą przenoszenia i uniknięcie kontaktu z zakażoną krwią praktycznie całkowicie eliminuje ryzyko.
   Słabą stroną Eboli jest bardzo krótki okres inkubacji. Pojawienie się wirusa w którymkolwiek z państw, w których ludzie przemieszczają się szybciej, niż informacje na obszarach, gdzie stwierdzono występowanie choroby, zakończyłoby się hekatombą. Jednak będące jej ojczyzną odludne, bagienne obszary Afryki, póki co, skutecznie izolują to zagrożenie.
   SARS z kolei pojawił się równie tajemniczo i szybko jak znikł. Rozwiał się i rozpłynął w niebycie. Zapewne do następnego razu.
   W zalewie przerażających nowości, od dawna spokojnie trzymają się na uboczu, choć mają się dobrze, dwa maleńkie żyjątka. Wirus zapalenia wątroby typu C oraz prątek Kocha.
   W przypadku WZW C, inaczej żółtaczki typu C, ciekawą cechą jest to, że jej charakterystyka jest dość podobna do AIDS – długi okres inkubacji, zakażenie poprzez krew, lub weneryczne, brak skutecznego leku i skutecznej szczepionki, w końcu – równie wysoka śmiertelność, gdy choroba już wystąpi. Jedynie odporność na czynniki zewnętrzne w przypadku WZW C jakby większa. Stąd większe niebezpieczeństwo zakażenia, gdyż drobnoustroje wywołujące żółtaczkę spokojnie sobie potrafią przetrwać w takim zwykłym brudku. To powoduje, że dochodzi jeszcze pokarmowa droga zarażenia. A liczba zgonów powodowanych co roku przez żółtaczkę jest wyższa od liczby zgonów wywołanych AIDS.
   Historia prątkow Kocha, czyli gruźlicy, także zdążyła wyhodować sobie brodę. Jednak najgorsze jest to, że długość owej brody wciąż rośnie.    Gruźlica, będąc chorobą wymagającą długiego leczenia i dużego reżimu w codziennym życiu, a jednocześnie we wczesnym stadium nie dającą zbyt widocznych objawów, często bywała jedynie tymczasowo zaleczana. Nie skarżący się na dolegliwości pacjent radośnie wracał do życia. Przyczajone żyjątko nabierało odporności na ten i tamten antybiotyk, ukazując współczesnym lekarzom oblicze mikrobiologicznego supermena, którego nie ima się żadna antybiotykowa broń.
   A chorzy chodzą wśród nas, kaszlają i - mimo powszechnych szczepień - jednak czasem zarażają. Wtedy jest problem. I to duży.
   Czemu o tym zabójczym duecie słychać w mediach tak mało? Ano, stracił urok nowości. Przyzwyczailiśmy się do stałego zagrożenia. Nazwa żółtaczka, mimo złowieszczego znaczenia, brzmi prawie równie banalnie, co przeziębienie. Gruźlica brzmi już groźniej - zmarło na nią kilku znanych ludzi, jak nie przymierzając Fryderyk Ch. Jednak uważa się, że to przebrzmiałe zagrożenie.
   Dziennikarz, który spróbuje stworzyć duży materiał na temat tych chorób, usłyszy zapewne, że szkoda miejsca na coś tak utrwalonego w świadomości społecznej. Że nie będzie to nośne. Że jak chce pisać o zdrowiu, niech weźmie na warsztat AIDS, czy ptasią grypę.
   Bo o tym się mówi.
   Bo to, o czym się nie mówi – nie istnieje. Przynajmniej medialnie.
Oto jeszcze jedno oblicze potrzeby odpowiedzialności za słowo.


puchatek
O mnie puchatek

Pragmatyczny idealista - wiem jaki jest świat, wiem jednak też, jaki chciałbym, żeby był. Z reguły nie usuwam komentarzy, chyba, że rażąco przekroczą przyjęte zasady życia społecznego, ten sam autor będzie się dublował lub okażą się kompletnie nic nie wnoszące. Tylko żeby nie było: blogi polecane są wg mnie ciekawe. Nie znaczy to jednak, że zawsze się zgadzam z ich autorami.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka