Janko Krytykant Janko Krytykant
262
BLOG

Kilka słów o gimnazjach, część I - historia

Janko Krytykant Janko Krytykant Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Nie wiem, czy to świadome działanie nowych władz, które jako pierwszy skomplikowany proces do przeprowadzenia wskazały, w wywiadzie udzielonym przez rzecznik PiS p.Witek, zlikwidowanie gimnazjów. Czy może to dzisiejszy wywiad ustępującej pani minister dla Gazety Wyborczej. Czy może to oddolna akcja większej grupy dziennikarzy, w każdym razie nagle na wielu portalach pojawiły się artykuły dotyczące gimnazjów, próbujące opisać ich wpływ na proces kształcenia, ich wady i zalety. Niestety, jak to zwykle bywa, większość dzieł osób zajmujących się daną tematyką z doskoku, często po prostu w wyniku zlecenia przez przełożonego, nie dotyka tych problemów, które są dla gimnazjum istotne. Oczywiście, w krótkim tekście na blogu też nie mam szans na pokazanie wszystkich detali związanych z wprowadzaniem i funkcjonowaniem gimnazjów w Polsce ale chciałbym zwrócić uwagę na kilka czynników, które zwykle są pomijane lub celowo zamilczane. Szkoda też, że od roku nie pisze na salonie pan Lackowski, który na pewno miałby wiele ciekawych obserwacji.

Dla uproszczenia, w dalszej części tekstu, opisując konkretne sytuacje, będę odnosił się tylko do sytuacji osób, które kończą licea ogólnokształcące. Dla techników oczywiście następuje przesunięcie o jeden rok.

Skąd się w ogóle wzięły gimnazja. Oczywiście, wśród wielu przyczyn są te oficjalne i nieoficjalne. Te oficjalne zwykle zawierają się w urzędniczej nowomowie: podniesienie poziomu, zrównanie szans itd.. Istotniejsze są jednak przyczyny nieoficjalne. Te, o których nie mówi się głośno, ale równocześnie te, które decydują o końcowym efekcie całego procesu. Warto tu też zwrócić uwagę na potencjalnie istniejące dwie grupy osób zaangażowanych w każdy proces decyzyjny, także i w ten, o którym piszę. Grupa pierwsza, liczniejsza, doświadczona i dobrze osadzona w swoich okopach to oczywiście biurokracja. Jak zwykle, część spośród urzędników to ludzie zgodnie z przepisami realizujący swoje obowiązki, ale część to po prostu ludzie, którzy większym lub mniejszym nakładem sił osiągnęli niewymagające szczególnego nakładu pracy stanowisko, którego nie chcą stracić. W związku z tym ich działalność sprowadza się do tworzenia problemów, które rozwiązywać mają inni. Właśnie sobie uświadomiłem, że właściwie powtarzam to, co wiele lat temu pisał C.N.Parkinson. Ale skoro już jesteśmy przy autorytetach to pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jedno nazwisko, ojca I.M.Bocheńskiego i jedno z umieszczonych w jego "Stu zabobonach" pojęć: aktywizm. Ci ludzie coś robią, nie po to, żeby zrobić, ale żeby robić. I teraz ci ludzie dostają w swoje ręce osoby z drugiej grupy, nie zawsze kompetentnych, może trochę idealistów, nie mających doświadczenia w zarządzaniu biurokracją centralną, bardzo specyficzną grupą ludzi, którzy trzymają w swoich rękach sznurki prawdziwej władzy. I tu pojawia się nazwisko prof. Handke, z którym nierozłącznie związana jest reforma roku 1999. Ja oczywiście wiem, że przyszedł on do rządu AWS bezpośrednio ze stanowiska rektora AGH, ale chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że kierowanie uczelnią, nawet tak dużą, to trochę inne zagadnienie, niż kierowanie resortem, w dodatku takim, na problemach którego dana osoba nie za bardzo się zna. A prof. Handke przyszedł do ówczesnego MEN jako outsider. I te właśnie dwie grupy osób wypichciły nam gimnazja.

O czym jeszcze nie mówi się, kiedy pojawia się słowo gimnazjum. Otóż mało kto pamięta, że do czasu reformy obowiązek szkolny dotyczył osób do 16 roku życia. Czyli, w wieku 7 lat do szkoły, potem 8 lat SP i dodatkowo jeden rok na powtarzanie klasy. W ramach reformy, wydłużono lata nauki w cyklu SP+G do 9 lat, ale obowiązek szkolny podniesiono do 18 lat, czyli dano możliwość dwukrotnego powtarzania klasy. Oczywiście, przepisy szczegółowe formułują to trochę inaczej, ale przyjmijmy te uproszczone obliczenia. Warto też zwrócić uwagę, że wobec próby wprowadzenia do szkół sześciolatków, ten czas rośnie jeszcze bardziej. Może się zdarzyć, że najstarszy uczeń będzie starszy od swoich kolegów o trzy lata. Oczywiście jednak nie sam fakt wydłużenia obowiązku szkolnego stał się istotny. Istotne jest to, że duża część odpowiedzialności za młodocianych spadła teraz z organów Państwa na szkoły. I tymi szkołami, które tę odpowiedzialność przejęły są właśnie gimnazja. Jeśli teraz siedemnastoletni bandyta dokonał jakiegoś, nazwijmy to, czynu zabronionego, pierwsze kroki można zawsze skierować do szkoły. Pytanie, cytuję "A co szkoła zrobiła, aby nie dopuścić do zaistniałej sytuacji?" jest tym, które dyrektorzy i nauczyciele gimnazjów słyszą bardzo często.

Kolejnym cichym czynnikiem jest też wzrost samej liczby urzędników oplatających oświatę. Matematyka ma tę zaletę, że mnożenie w dziedzinie całkowitej jest przemienne i 3x4=4x3. W edukacji tak nie jest. Przypomnijmy sobie, bo prawdopodobnie większość uczestników tego forum uczęszczała do szkół w trybie 8+4, że istniały wtedy 3 etapy: 3 lata nauczania wczesnoszkolnego, 5 lat nauczania przedmiotów w szkole podstawowej, 4 lata nauczania w szkole średniej. Do każdej z tych etapów potrzebni byli osobni "eksperci", pozwolę sobie tym mianem określić wszystkich funkcjonujących w otoczeniu oświaty doradców, wizytatorów, itp.. I oto nagle pojawia się szansa na zwiększenie liczebności miejsc pracy dla tych osób, naszych kolegów i znajomych. Wszak teraz mamy już cztery etapy. Dlaczego z niej nie skorzystać? Do tego jeszcze egzaminy ogólnokrajowe, czyli setki, jeśli nie tysiące miejsc w CKE i OKE.

Nie można pominąć także możliwości wprowadzenia zmian programowych. Oczywiście ten proces trwał też w systemie 8+4, jednak jego zachowanie umożliwiało porównanie w dowolnym momencie zakresu wiedzy i umiejętności wymaganych na dowolnym poziomie. Mogłem w dowolnym momencie poszukać starego programu, wziąć nowy i pokazać, że na przykład z fizyki wyrzucono tyle, a tyle procent materiału. A zaczęto robić to już w latach dziewięćdziesiątych. Zmiana struktury szkół umożliwiła redefiniowanie na nowo podstawy programowej, bez rzeczywistej możliwości porównania jej ze stanem poprzednim. To, że wypadło z niej wiele treści oraz, pomimo licznych zapewnień, nie zapewniono synchronizacji pomiędzy poszczególnymi przedmiotami jest już tylko banalną konsekwencją.

W następnej części, już częściowo przygotowanej, pozwolę sobie wskazać kilka punktów determinujących moją ocenę aktualnego stanu gimnazjów.

I oto idą, zapięci szczelnie, Patrzą na prawo, patrzą na lewo. A patrząc - widzą wszystko oddzielnie: Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo... (J.Tuwim)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo