Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski
1684
BLOG

Ja, nie-Polak, w rok później

Daniel Kaszubowski Daniel Kaszubowski Polityka Obserwuj notkę 76

 

Dziś, 10 kwietnia 2011 roku, obchodzimy pierwszą rocznicę katastrofy, która 12 miesięcy temu wstrząsnęła całym krajem. Wszyscy dobrze wiemy co się wtedy stało. Oto o 8:41, w wyniku katastrofy lotniczej zginęło 96 osób, które wybierały się do Katynia na ceremonie upamiętniająca ofiary mordu dokonanego przez bolszewickich zbrodniarzy, na rozkaz Stalina. O tym co wtedy robiłem, gdzie byłem, pisał nie będę. - to jest przecież i tak nie ważne.

W kontekście moich emocji, odczuć i opinii odnośnie całej sprawy związanej ze Smoleńskiem, ważniejsze jest to, że identyfikuje się z lewicą – jestem socjalistą. Bo przez ten pryzmat mogę jedynie ocenić to, co przez te 12 miesięcy się działo i dzieje cały czas. Tylko przez ten pryzmat, można po części zrozumieć to co myślę – choć i w to zrozumienie śmiem wątpić. Wracając jednak do sprawy.

Tak jak pisała Yadire na swoim blogu, 10 kwietnia zeszłego roku był również dniem kongresu Młodych Socjalistów. Ja, w Warszawie, byłem już dzień wcześniej. Niemniej jednak sprawa katastrofy była dla mnie tak samo wielkim zdziwieniem, jak dla Yadire. Ot tak, na środku ulicy, spotykając kolejnych znajomych przybywających na kongres, dowiedziałem się o tym, co się stało. Poczuliśmy się w obowiązku, aby kongres zacząć od minuty ciszy. Tak samo poczuliśmy się, aby na drugi dzień pojawić się przed Pałacem Prezydenckim – i tego wielu nie potrafi właśnie zrozumieć. Zrobiliśmy to, co uważaliśmy za słuszne – nie myśleliśmy nad odbiorem publicznym tego, co robimy. Po prostu uznaliśmy, że tak trzeba.

To, co jednak zaczęło dziać się później, było czymś jeszcze gorszym. Bo i jak można skomentować „wojnę” jaka wtedy wybuchła?

Żądania prawdy – tylko co nią jest? Żądania godnego upamiętnienia – tylko co nim jest? Żądania – ciągle nowe. 10 kwietnia, prócz swej tragiczności, był także dniem, w którym rozpoczął się proces dzielenia obywateli Polski. Na tych lepszych, prawdziwych, jedynych, oraz całą resztę – bolszewików, agentów Moskwy, żydów, komunistów, zdrajców etc. Prawdziwi byli tylko Ci, którzy byli przy Kaczyńskim i środowiskach „krzyża”. Tylko Oni mieli racje i wiedzieli jak godnie upamiętnić ofiary, jaka jest prawda.

Tylko właśnie to się zmieniało najczęściej. Wpierw tablica – takie były początki godnego upamiętnienia. Potem – krzyż, pomniki i cała reszta innych pomysłów, które się kumulowały. Które ostatecznie, maiły być spełnione po kolei i dawać jedną całość. I tak chociażby, „dla zasady”, most w Bydgoszczy będzie nosił imię tragicznie zmarłego Prezydenta. Tak samo w jeszcze kilku miejscach, „coś” będzie nosiło nazwisko Kaczyńskiego. I jest jeszcze kwestia prawdy. Prawdy, której domagają się te właśnie środowiska, które od kilku dni celebrują rocznice katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. Tylko co ta prawdą tak naprawdę jest? Tego nie potrafię zrozumieć. Na chwilę obecną, pod rzucanymi hasłami „chcemy prawdy”, potrafię – po tym roku różnych wydarzeń – odnaleźć tylko jedną rzecz: Rosja musi przyznać się do zamachu. Nie ma i nie może być innego scenariusza, jak zamach i celowe zamordowanie prezydenta Polski i 95 ludzi, którzy z nim wtedy podróżowali.

I przez ten właśnie rok od tego tragicznego wydarzenia, mam coraz większe problemy z „byciem Polakiem”. Jestem przecież socjalistą – lewakiem. W oczach środowisk „prawdziwych”, nie zasługuje na bycie Polakiem. Jestem agentem, komuchem, zdrajcą, kimkolwiek innym – ale w negatywnym znaczeniu. Jestem gorszy. Bo ja nie mogę mieć przecież odczuć patriotycznych! I w ocenie tych właśnie osób, nie mam. Moimi największymi grzechami, prócz poglądów, jest to, że nie domagam się co miesiąc prawdy, że mam dość całej tej otoczki jaka została wokół Smoleńska wytworzona, że nie czuje bliskości z Kościołem Katolickim, że nie popieram PiS, że... inaczej odbieram to wszystko, co się w tym kraju dzieje.

I o tym, że „nie jestem Polakiem”, przekonuje się regularnie – dzięki środowiskom „krzyżowym” i ludziom skupionym przy PiS i Radio Maryja. Ja po prostu nie zasługuje na życie w tym kraju – dlatego, że jestem jaki jestem. Ja nadaje się tylko do leczenia... albo, co częściej można usłyszeć, do odstrzału – jeżeli ktoś chce tego dokonać, proszę bardzo. Nie będę robił przeszkód.

Wczoraj, gdy wraz z grupą znajomych wybrałem się do „miasta” (potocznie nazywanie bydgoskiego Starego Rynku i centrum Bydgoszczy, stosowane przez mieszkańców peryferii), zobaczyłem fragment inscenizacji, jaką zorganizowano dla upamiętnienia ofiar zamordowanych w Katyniu. I zobaczyłem jedno – przypadkowi przechodnie, gdy widzieli „mniej więcej” co się dzieje, omijali Stary Rynek. Nie chcieli w tym uczestniczyć. Również, gdy pytałem różnych ludzi, co sądzą o rocznicy katastrofy, mówili krótko – nie obchodzi mnie to, postaram się wyłączyć telewizor, aby uciec od tych wszystkich celebracji. I jako „-nie-Polak”, nie dziwie się...

Bo nam, nie-Polakom, nie wolno. Nie wolno mieć tego „gdzieś”. To było zbyt ważne, aby tak to traktować. My wszyscy, musimy domagać się prawdy i godnego upamiętnienia pary prezydenckiej – tak, tylko pary prezydenckiej, bo praktycznie w ciągu roku, nie wspomina się o nikim innym. Tylko oni się liczą – a jeżeli wspomni się o kimś innym, to jako „gorszej ofierze”.

Ale przecież gorszych ofiar nie ma. Nie ma też gorszego i lepszego cierpienia. Chyba nie ma, bo przez ten rok, nie potrafię stwierdzić jak to rzeczywiście jest.

I na koniec, jako nie-Polak, współczuje wszystkim rodzinom, którzy Tam kogoś stracili. Wszystkim i na równi – bo wiem co to znaczy strata osoby bliskiej. I współczuje im także ze względu na to, co zrobiono ze śmiercią ich bliskich – wykorzystano do własnych rozgrywek. I za to właśnie przepraszam – że przez te rozgrywki, mam tego wszystkiego dość. Że mnie to nie interesuje. Że nie celebruje tej katastrofy i być może w ten właśnie sposób, ranie rodziny ofiar. Tłumacze się tym, że nie jestem „prawdziwym Polakiem”. Że mam inne podejście do upamiętniania takich wydarzeń.

 

Bo przecież ja nie mogę godnie tego wszystkiego przeżyć i upamiętnić... Jestem lewakiem. Jestem nie-Polakiem.

Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka