No właśnie – co wtedy? Co stałoby się, gdyby gminy mogły wyznaczyć na podległym sobie terenie strefy wolnego handlu ulicznego, na którym handlować mógłby każdy, kto uzyska stosowne zezwolenie z Urzędu Gminy? Można by wtedy ominąć całą tą biurokrację związaną z założeniem działalności gospodarczej, zdobyciem zezwoleń i pozwoleń. Oczywiście, nie odbywałoby się to na zasadach totalnej samowolki...
Każdego roku, w czasie trwania „sezonu”, wiele miast i miasteczek jak i wsi, goszczą na swoim terenie miliony turystów. Z racji dogodnego położenia danej miejscowości nad morzem, jeziorem czy też u podnóża gór. Czy też z racji imprez, targów, jarmarków i zabytków. Powodów jest wiele. Wiele jest także form tworzenia całej otoczki handlowo-usługowej. Jednak czy można by pójść drobnemu handlowi na rękę i wspomóc przy okazji nie tylko lokalną kulturę i rzemieślnictwo, ale także dać okazję wybić się wielu ludziom z bezrobocia?
Aby rozpocząć jakąkolwiek działalność gospodarczą w Polsce, należy z miejsca załatwić sobie wszystkie sprawy urzędowe i licencje. Trzeba także od razu odnaleźć się na rynku, bo nie ma specjalnych okresów, które mogłyby pomóc nowemu przedsiębiorcy na rynku. No poza szkoleniami, na które trafiają tylko nieliczni – a i tych jest coraz mniej z racji radykalnego obcięcia środków przyznawanym PUP. I tu się pojawia pewien pomysł – legalizacji handlu ulicznego w strefach wyznaczonych przez gminę – oczywiście zezwolenie to obejmowałoby handel konkretnymi produktami i w określonym czasie. Handlarz miałby swoje zobowiązania, a towary, jakie podlegałyby transakcji kupna-sprzedaży, musiałyby posiadać zezwolenia takie, jak przy okazji normalnego obrotu nimi w jakimkolwiek sklepie. Oferta ta kierowana byłaby szczególnie do lokalnych wytwórców i rzemieślników, którzy mogliby bez przeszkód i wynajmowania coraz droższych lokalni, oferować swoje produkty. Korzystałaby na tym zarówno gmina (tworząc miejsce do handlu, automatycznie wpływałyby do kasy gminy środki z osiągniętych zysków), jak i drobni handlarze – sezonowo obniżałyby się koszty handlu i bariery wejścia na rynek, a to już bardzo mocne udogodnienie.
Pomysł można by rozwinąć także do poziomu, w jakim działalność gospodarczą można zakłądać na Wyspach Brytyjskich. A mianowicie, istnieje pewien okres, w którym działa się „na próbę”. Bez rejestrowania swojej działalności. W Polsce można by wprowadzić podobny system, który dodatkowo ułatwiałby handel uliczny, ale i drobny handel w ogóle. Dzięki temu rozwiązaniu, że na początku jedynie zgłaszałoby się podjęcie działalności, a np. po 4 miesiącach dopiero rejestrowałoby się właściwą działalność gospodarczą, każdy mógłby spróbować nie tylko swoich sił na rynku, ale i zdobyłby doświadczenie niezbędne w zarządzaniu i funkcjonowaniu w różnych sytuacjach.
Sprawa oczywiście na chwilę obecną jest zamknięta – nie ma ku temu przychylności, a i rząd woli zajmować się karami za handel uliczny, aniżeli przekuciu tego „problemu” w pozytywne zjawisko. Pomysł jednak jest i zapewne będzie rozwijany – przy okazji wyborów może stanowić „pole do popisu” w obiecywaniu wszystkiego wyborcom.
P.S. Nad pomysłem już pracują Młodzi Socjaliści
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka