Wojtek Wojtek
233
BLOG

Wielbłąd w obłokach

Wojtek Wojtek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Dzisiaj chciałbym przypomnieć lotnicze przygody dwóch wielbłądów.

Pierwszy to Sopwith F.1 Camel z 1918 roku, w służbie 10 Dywizjonu Królewskiej Lotniczej Służby Floty (RNAS), przemianowanego na 210 Dywizjon RAF, stacjonującego we Flandrii. Jeden z nich – o numerze B7280 był pilotowany kolejno przez dwóch pilotów - Jamesa Formana, a następnie Herberta Andrewa Pateya.

5 września 1918 roku, po walce z niemieckim myśliwcem Jasta 56 samolot Pateya musiał awaryjnie lądować. Nie do końca znane są przyczyny, dlaczego tak się stało, ale jest prawdopodobieństwo, że to nie zestrzelenie, ale awaria silnika była przyczyną awaryjnego lądowania na terenie wroga. Pilot dostał się do niewoli, ale wkrótce po wyjściu z niej zmarł z powodu epidemii.

Samolot trafił w ręce konstruktorów niemieckich, którzy chcieli poznać tajemnice brytyjskiej konstrukcji i sukcesów bojowych tej maszyny. Ostatecznie został przekazany do kolekcji lotniczej znanej jako „kolekcja Göringa”. W czasie II wojny światowej, w czasie bombardowania Berlina w listopadzie 1943 roku część kolekcji spłonęła, cześć została przewieziona w nieznane miejsce. Po zakończeniu II wojny światowej przez przypadek odnaleziono w pobliżu Poznania część eksponatów tej kolekcji. Trafiły do depozytu i przez długie lata pozostawały ukryte przed publicznością. Jednym z tak uratowanych eksponatów był samolot Sopwith F.1 Camel z okresu I wojny światowej.

http://www.akademialotnicza.com/images/ilustracje/camel.PNG

http://www.akademialotnicza.com/biblioteka/praceseminaryjne?start=5

 

Wkrótce po zestrzeleniu w 1918 roku samolot był eksponowany w kolekcji niemieckiej, w 1943 roku samolotowi zagroziło bezpowrotne zniszczenie. W 1945 roku odnalezione eksponaty niemieckiej kolekcji lotniczej uległy zapomnieniu na wiele lat a stopień zniszczeń był ogromny. Nie było mowy o żadnej renowacji a stan zabytków nie pozwalał na ekspozycję. Sytuacja zmieniła się w 1990 roku. Wtedy zainteresowano się szczątkami samolotów znajdujących się pod pieczą Muzeum Lotnictwa w Krakowie (utworzono je jesienią 1963 roku w hangarach zlikwidowanego lotniska Rakowice-Czyżyny).

Trzeba powiedzieć, że jest to jeden z sześciu zachowanych na świecie egzemplarzy serii wyprodukowanej w około 6 tysiącach egzemplarzy. Jest to samolot o konstrukcji drewnianej, ściągniętych stalowymi strunami i pokryty brezentem. Model ten posiadał bardzo charakterystyczny kształt, rozpiętość płatów bliską 9 m przy prawie trzymetrowej długości śmigła. Skupienie masy silnika, pilota oraz wirujące śmigło przy bardzo lekkiej konstrukcji było też pułapką dla niedoświadczonych pilotów (efekt żyroskopowy).

Malutki myśliwiec był nad wyraz zwrotny przy skręcie w jedną stronę, jednak wykonanie skrętu w kierunku przeciwnym nie należało do najłatwiejszych.

Gdy podjęto decyzję o odbudowie samolotu, okazało się, że znajduje się dokumentacja tego samolotu co pozwoliłoby na pełną rekonstrukcję. W trakcie odbudowy okazało się, że samolot, mimo starannego zaprojektowania, był nieustannie modyfikowany zarówno w procesie produkcji, jak i przy kolejnych naprawach bądź co bądź maszyny bojowej nieustannie narażonej na zestrzelenie przez przeciwnika. Zmiany dotyczyły asymetrii burt – konieczność łatwego dostępu mechaników do karabinu maszynowego wymusiła inną głębokość wycięcia burty samolotu wykonanej ze sklejki w stosunku do założeń projektowych. Z analizy materiału historycznego okazało się, że głębokość wycięcia była rózna dla każdego z samolotów.

Ostatecznie odtworzono kadłub i silnik samolotu, odtworzono jego malowanie. Okazało się, że samolot już wcześniej mógł być kilkakrotnie przemalowany jeszcze przed wyeksponowaniem go w kolekcji berlińskiego muzeum.

Mimo, że zrobiono już wiele, zakończenie prac jest przewidziane na 2014 rok. Opracowano dokładną dokumentację elementów oryginalnych, zestawienie elementów regenerowanych oraz dorabianych. Nie jest możliwe odtworzenie wszystkich detali technicznych, ponieważ wiele technologii już zostało zapomnianych. Dotyczy to na przykład konstrukcji drewnianych belek nośnych płata. Pozostaje jeszcze skompletowanie wyposażenia, aby przedstawić samolot w całej jego krasie. Na pytanie – czy będzie latał, odpowiedź także nie jest łatwa.

Przede wszystkim dlatego, że samolot nie jest już jednolity w swojej konstrukcji. Nie do końca wiadomo, jak zachowają się elementy poddane regenearacji, o ile oddają pełny kształt samolotu, to czy przeniosą naprężenia w sposób właściwy dla konstrukcji.

Możnaby te wątpliwe miejsca uzupełnić nowymi elementami, ale wtedy będzie to już replika z wykorzystaniem niektórych elementów oryginalnej konstrukcji, ale nie rekonstrukcja. Względy bezpieczeństwa tak człowieka – pilota i przygodnych osób oraz szczególna ranga zabytku – reliktu czegoś, co było. Tu są do pogodzenia zupełnie przeciwstawne wymagania. Z jednej strony pieczołowicie odtwarza się zabytek w sposób jak najbardziej wierny, z drugiej strony wymagania dotyczące statku lotniczego... Standard lotu takiego samolotu na pewno jest inny, nieporównywalny ze standardem współczesnej konstrukcji.

Nie dlatego też pracowicie odtwarza się poszczególne fragmenty konstrukcji pod kątem zgodności z oryginałem, aby cały ten kunszt utracić w wyniku katastrofy lotniczej. Czym inym jest remont zużytego samolotu przywracający mu zdolność latania a czym innym jest rekonstrukcja reliktu w randze zabytku techniki.

Właściwie znacznie łatwiej jest współczesnymi technologiami wykonać samolot wzorowany na konstrukcji sprzed lat. Wprawdzie będzie to replika – ale jakże i tańsza i bezpieczniejsza od niejednorodnej przecież konstrukcji nośnej – z uzupełnionymi ubytkami, tworzącymi niejednorodną już konstrukcję. Tu przesądza element bezpieczeństwa. Nie można narażać ani pilota, ani przygodne osoby na niebezpieczeństwo. Przecież wiadomo jest, jak zachowuje się jednorodna konstrukcja pod wpływem obciążeń. Uzupełnienie ubytku tej konstrukcji wcale nie zwiększa jej wytrzymałości – i tu chyba jest odpowiedź – czy pieczołowicie odtworzony zabytek musi pełnić swoje funkcje z założeniem konstruktora. W moim przekonaniu wartość zabytku może wielokrotnie przekraczać wartość obiektu użytkowego.

Tyle o Sopwith Camel – wielbłądzie z yłej „kolekcji Göringa”. Więcej w artykule Krzysztofa Wielgusa – Sopwith F.1 Camel - Powrót legendy

dostępnego na witrynie Dolnośląskiej Akademii Lotniczej

  

 

 http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/6a/South_Dakota_M-18B_Dromader.jpg/240px-South_Dakota_M-18B_Dromader.jpg

http://pl.wikipedia.org/wiki/PZL_M18_Dromader

 

Drugi „wielbłąd przestworzy”, którego chciałem przypomnieć – to samolot PZL M-18 „Dromader” – opracowany przez polskich konstruktorów w Mielcu – w oparciu o amerykańską koncepcję samolotu. Model okazał się być nad wyraz udanym produktem, doskonałym produktem eksportowym z silnikiem i oprzyrządowaniem dokładnie takim samym, jak samolotów AN-2 i M-15.

http://www.akademialotnicza.com/images/mielec.jpg

http://www.akademialotnicza.com/biblioteka/praceseminaryjne?limitstart=0

 

O kulisach tego prototypu i jego seryjnej produkcji można dowiedzieć się z artykułu Teofila Lenartowicza Przemysł Lotniczy w Mielcu  - także dostępnego na witrynie Dolnosląskiej Akademii Lotniczej.

 

http://www.akademialotnicza.com/- w zakładce Biblioteka DAL

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura