Rocznica bohaterskiej walki Amerykanów o prawa człowieka czczona jest od 128 lat. Kto czytał o tamtych czasach, ten wie, że był to okres szczególny. Niedawno zniesiono niewolnictwo, a kobiety zaczęły wreszcie zwyciężać w walce o prawa wyborcze. Koniec XIX w. to okres przełomowy, kiedy świat zniewolony przemienił się w Wolny Świat, kiedy ludzie poddani innym ludziom i poniżeni przez ludzi złych podnieśli dumnie głowy i wywalczyli sobie wolność, równość i godność. Właśnie wtedy pracownicy walczyli o 8-godzinny dzień pracy i 1 Maja upamiętnia bohaterów tej walki.
To były czasy, gdy socjaliści walczyli po stronie dobra przeciwko złu... nikt wtedy nawet nie mógł sobie wyobrazić, że za 20 lat pojawią się na świecie zbrodniarze o nazwie "bolszewicy", którzy przywłaszczą sobie święto 1 Maja do swoich zbrodniczych celów. Niestety, to się im udało. Jeszcze dzisiaj 1 Maja kojarzy nam się z czymś wstrętnym - ze specyficzny rosyjskim sposobem wymuszania na ciemnym ludzie miłości do władzy, jaki pamiętamy z czasów PRL. Czy ten wstręt nam kiedyś minie? Może za 20 lat, gdy będę już stary, zdziecinniały i bardziej otwarty, wyjdę w to święto, jak należy, z amerykańską flagą, żeby oddać hołd bohaterom zamordowanym w Chicago przez policję w maju 1886 i 1887 przez sąd.
Zauważcie, jakim paradoksem jest to, że 40 lat później bolszewicy, którzy w podobny, a nawet jeszcze gorszy sposób, mordowali swoich przeciwników politycznych, działali pod tą samą czerwoną flagą 1-szoMajową - jakby mordercy zabrali pomordowanym przeciwnikom ich sztandar i dalej ich mordowali krzycząc "to nasz sztandar". Czy w ramach dekomunizacji nie powinniśmy walczyć z tą bolszewicką mistyfikacją? Proponuję, żeby za rok władza zorganizowała pochód z amerykańskimi flagami i transparentami ku czci bohaterów z Chicago.
