Dominika Ćosić Dominika Ćosić
1002
BLOG

Muammar, Saddam i Nicolae

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Polityka Obserwuj notkę 32

Pytanie o cechy łączące powyżej wymienionych panów jest dziecinnie proste. Ja dopiero jednak kilka lat temu zrozumiałam, że coś co w dzieciństwie odbierałam jako przerażające w okrucieństwie, ale jednak zwycięstwo ludu nad tyranem (egzekucja Słońca Karpat) było czymś zupełnie innym. Stąd inaczej też patrzę na zabicie tyranów z Iraku i Libii.

Od dziecka miałam i nadal mam silną awersję do końcowej fazy rewolucji i dzikiego zwycięstwa motłochu, wymierzającego w okrutny sposób karę swym niegdysiejszym gnębicielom. O ile pierwsza faza rewolucji, kiedy to jej najszlachetniejsi uczestnicy narażają życie walcząc z tyranami i torując drogę innym jest piękna, o tyle ta końcówka - odrażająca. Dlatego powieszenie Nicolae i Eleny wstrząsnęło mną. I nawet świadomość zbrodni, jakich dopuszczał się rumuński satrapa nie była w stanie przyćmić niesmaku. Wiele lat zajęło mi zrozumienie, iż to, co mi się w 1989 roku wydawało rewolucją, rewolucją nie było. Dopiero wyjazd do Rumunii, rozmowy z ludźmi, którzy wtedy byli studentami protestującymi w Timiszoarze i Bukareszcie sprawiły, że zmieniłam punkt widzenia. Zrozumiałam, że dokonał się wtedy rodzaj puczu - zafiksowany w swym szaleństwie Ceausescu stał się na tyle niewygodny dla swego otoczenia, że postanowiło ono zrobić z niego kozła ofiarnego. Dzięki tej ofierze sami mogli się utrzymać przy władzy i pieniądzach.

Kolejna słynna egzekucja - Saddama, a wcześniej zdjęcia trupów jego synów - wywołała mnie taki sam niesmak. Oczywiście nie zmywa to jego win, ale nawet ktoś taki jak Hussajn zasługuje na minimum szacunku "in articulo mortis". A jeszcze robienie z tego telewizyjnego show było absolutnym przekroczeniem pewnych zasad. Później scena przedstawiająca prezydenta Obamę oglądającego śmierć Osamy to tylko kolejny rozdział dehumanizacji.

No a teraz śmierć Kaddafiego i jego synów. Wiem, że lud a raczej jego część zwana motłochem domaga się krwi. Wiem, ale tego nie akceptuję. Jak patrzę na sytuację w LIbii to nasuwają mi się pewne analogie z Rumunią właśnie. Przecież owa Rada libijska jest w dużej mierze złożona z wczorajszych sprzymierzeńców i sojuszników Kaddafiego, którzy niekoniecznie przeszli wewnętrzną przemianę a raczej po prostu przeskoczyli na bezpieczniejsze stołki. Abstrahuję już od czynników zewnętrznych i udziału krajów postronnych w demontażu Libii. Broń Boże nie dla ropy i innych surowców naturalnych. Można się cieszyć z końca władzy Kaddafiego (z jego zamordowania cieszyć się nie wypada), ale co dalej? Pozostaje głęboko rozdarte społeczeństwo, które zostało podzielone na wiele, wiele lat. I nowy rząd, który jest niewiadomą i wcale nie mamy pewności, iż jest to mniejsze zło.

Podobnie w Iraku. Łatwo jest zniszczyć obcy kraj, w imię szlachetnych ideałów (o ropie jak wiadomo nie ma mowy), ale co dalej? Irak jest areną aktów terrorystycznych i nic ni wskazuje na to, że sytuacja zmieni się na lepsze.

Dlatego dla mnie śmierć Kaddafiego nie jest początkiem nowego lepszego jutra.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (32)

Inne tematy w dziale Polityka