Dominika Ćosić Dominika Ćosić
591
BLOG

Europa dwóch prędkości

Dominika Ćosić Dominika Ćosić Polityka Obserwuj notkę 13

Pogłaskano nas po głowie wczoraj w Brukseli, Herman Van Rompuy zgodził się, by w środę odbył się nie tylko szczyt eurostrefy, ale też i szczyt całej unii. Gest to ładny, ale symboliczny bardziej, niż mający przełożenie na rzeczywistość. Tak nie da się zakląć rzeczywistości - Unia faktycznie coraz bardziej dzieli się na "twarde jądro" i otaczające je peryferia.

O Europie dwóch prędkości analitycy pisali już o lat. Z każdym rokiem jednak hasło to staje się coraz bardziej aktualne. Tym, co wyznacza podział jest przynależność do strefy euro oraz także przynależność do strefy Schengen. Poza owym "twardym jądrem", choć ja użyłabym może bardziej eleganckiego i okrągłego sformułowania "unijne centrum" jest zatem przede wszystkim największy buntownik - Wielka Brytania, ale też Szwecja, Dania, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Polska itp. Sytuacja Polski jest w tym układzie o tyle skomplikowana, że - w przeciwieństwie do np. Wielkiej Brytanii czy Szwecji - jej rząd docelowo chce być w strefie euro i chce ogólnie być w europejskim mainstreamie. Temu służyć miała deklaracja premiera Tuska sprzed kilku miesięcy o przystąpieniu do paktu konkurencyjności. Swoją drogą więcej tu było pytań niż odpowiedzi, bo do dziś nie wiadomo na przykład, jakie konsekwencje finansowe z tego faktu mielibyśmy ponosić i na czym ma polegać to nasze członkostwo - czy li i jedynie na wysłuchiwaniu tego, co silniejsi i więksi mają do powiedzenia i ewentualnie stosowaniu się do tego, czy też możliwości zabierania głosu. Z Polską, wracając zatem do meritum, jest problem - bo choć formalnie nie jest w strefie euro, to bardzo chcialaby być częścią klubu europejskiego. A w tymże zaś klubie są równi i równiejsi. I między tymi równiejszymi o zgodę nie jest łatwo - bo Francja i Niemcy inne mają podejścia do walki z kryzysem. Francja od dawna chciała, by strefa euro stała się ciałem bardziej materialnym niż abstrakcyjnym. I temu służą pomysły unijnego prezydenta - Hermana Van Rompuya - by szczyty strefy euro odbywały się dwa razy rocznie (poprzedzając szczyty unijne). Francja chciała pójść krok dalej i stworzyć stały sekretariat strefy euro, co faktycznie byłoby krokiem w stronę emancypacji eurozony. Jak na razie nikt jednak oficjalnie nie przyklasnął pomysłowi.

Wszystko to jednak sprawia, że linia demarkacyjna wewnątrz Unii jest coraz silniejsza. Kilka miesięcy temu rozmawiałam z profesorem Jerzym Łukaszewskim, byłym wieloletnim rektorem Kolegium Europejskiego w Brugii, byłym polskim ambasadorem w Paryżu, jednym z ostatnich apostołów europeizmu. Profesor Łukaszewski dla przyszłości Unii Europejskiej kreśli trzy warianty scenariusza - albo Unia w ogóle się rozpadnie (a do tego doprowadziłby rozkład w łonie eurostrefy lub w ogóle rezygnacja z euro) albo przeształci się w niewiele znaczącą kolejną międzynarodową organizację o papierowym formacie albo też dojdzie do wyodrębnienia się owego  unijnego centrum, które będzie się jeszcze bardziej i ściślej integrować. W tym kontekście zastanawiam się nad przyszłością Wielkiej Brytanii, która chęci do integracji nigdy nie miała zbyt wielkiej. Oraz np. Szwecji i Danii. Bo Polska, przynajmniej w ciągu czterech najbliższych lat, dążyć pewnie będzie do znalezienia się w orbitach przynajmniej unijnego centrum.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka