Ponieważ do zwolenników PO od dawna nie docieraja fakty oraz rozsądne argumenty, zmienię formę przekazywania wam prawd oczywistych, na taka, którą nawet pasterze owiec, kóz oraz prości rybacy znad jeziora Genezaret, ze nie wspomnę o celnikach i ladacznicach, mogli zrozumieć.
Posłuchajcie zatem zacni ludzie dobrej woli, ale wprowadzeni w błąd oraz ladacznice, celnicy, pasterze, rybacy i wszelka inna swołocz.
Było to tak:
Dzień ten był piekny, wiał lekki miły wiaterek a pszczółki bzyczały, pracowicie zbierając nektar z kwiatów.
W odali słychać było ryk lwa, którego jedna pszczółka uzarła w ogon a hieny zaśmiewały sie z niego do rozpuku.
Dnia onego, dwóch białasów maszerowało przez afrykańską dżunglę w celach ogólno-rozrywkowych.
Wtem, zza winkla wyskoczyła banda tubylców groźnie potrząsających dzidami. Pojmali onych białasów i zawiedli do swojej sadyby, przed oblicze ichniego Tuska.
Zebrała sie też starszyzna i po dłuższej naradzie tamtejszy Schetyna, co robił po godzinach za tłumacza, rzekł do pojmanych w te słowa:
-Panuje u nas taki obyczaj, że kazdy pochwycony przez nas obcy ma do wyboru dwie opcje.
Albo fako-fako albo smierć.
-Co wybieracie?
Białe raby nie bardzo wiedziały co to jest fako-fako i pierwszy z nich tak odrzekł:
-Niech będzie fako-fako.
-Dobrze - rzekł tamtejszy Schetyna.
-Bedzie jak chcesz.
No i cała wioska ustawiła sie w kolejce do onego nieszczęsnika i każdy z nich uczynił mu fako-fako, najlepiej jak umiał. A że tłumy ich były nieprzebrane, cytopyga białasa nie wytrzymała i zszedł był on z tego świata w wielkich mękach.
Na to rzecze drugi białas:
-To ja wolę śmierć!
Tamtejszy Tusk po krótkiej naradzie ze starszyzną kiwnął palcem na Schetynę , szepnął mu coś na ucho a tenże ozwał sie w te słowa:
-Dobrze białasie. Niech stanie sie wola twoja.
Poniesiesz smierć. Przez fako-fako.
Przypowieść oną, niech każdy z was sobie wyłozy, jako chce.
Ja, com miał rzec, rzekłem.
Inne tematy w dziale Polityka
