dorola dorola
385
BLOG

Smutek polskiej lewicy

dorola dorola Polityka Obserwuj notkę 11

 

Nie wiem, jak szanowni państwo, ale ja, w roku beatyfikacji naszego papieża JP2, wolałabym się chować w zboczonej, pedalskiej rodzinie Eltona Johna z małżonkiem, niż zdychać na HIV w ukraińskim bidulu. Smutek polskiej lewicy.
  (to tytuł, ale cały by się nie zmiescił :))
 
Takie są fakty i odpowiedź na pytanie zawarte w nieco przydługim tytule wydaje mi się oczywista. Niezależnie od opcji religijno-politycznej, w cichości ducha i skrytości sumienia, gdyby zadać sobie pytanie- jak chciałabym spędzić resztę życia na miejscu chorego na HIV półtorarocznego chłopczyka- czy zostać adoptowanym przez sir Eltona Johna z małżonkiem, korzystając tym samym z całego zaplecza finansowego, opieki – i oczywiście z uprzywilejowanej sytuacji bycia jedynakiem- czy też chorować w ukraińskim domu dziecka, bez specjalnych szans na poprawę losu, a choćby dostępu do najlepszej opieki medycznej, nie mówiąc już o rodzicielskiej trosce- jestem głęboko przekonana, że 99,9% społeczeństwa wolałoby jednak opcję adopcji.
Tu wyjątkiem może być mój ulubiony publicysta Terlikowski, chociaż i on, jako twardy zawodnik chrześcijańskiej myśli powinien w te pędy lecieć w ramiona obu ojców, jako że szansa na przeżycie u Eltona jak sądzę znacząco wzrasta niż w sierocińcu na Ukrainie.
Być może publicysta Terlikowski byłby się jednak nie przemógł i pagib w bidulu ze szkodą dla nas wszystkich, jako że dużo chłop robi dla ruchów emancypacyjnych, nie mówiąc o tym, że na samą myśl o rzeczonym publicyście człowiek miałby ochotę na troche, jak to się teraz mówi, lizbijskiego seksu - jako ogólny wyraz niechęci do gatunku męskiego na przykładzie publicysty, ale i zrozumiała ochota, żeby mu trochę na złość nagrzeszyć.
No nic, zostawmy niezłomnego Terlikowskiego, ostatecznie nie wiem, co on by sobie w cichości wybrał, a ja, aczkolwiek nie mogę się oprzeć złośliwościom, jednak całego tekstu poświęcać mu nie chcę.
 
Chcę natomiast połączyć dwie tezy- pierwszą, która mówi o totalnej bezmyślności – rozumianej dosłownie, jako brak myślenia- przekonań społecznych i drugą, dotyczącą SLD jako partii, która z faktyczną lewicą nie ma kompletnie nic wspólnego.
 
Jedno z drugim się niestety łączy, aż dech zapiera, co jest smutne tym bardziej, im bardziej brak jakiejś konkretnej, rzeczowej alternatywy.
 
Kiedy ukraińskie władze zadecydowały, że mały Lev nie może być adoptowany przez homoseksualne małżeństwo, z oczu zeszła nam właśnie podstawowa zasada dotycząca adopcji- nie „robimy dobrze” adoptującym, tylko adoptowanym. Kiedy normalne procedury adopcyjne w Polsce wykluczają- albo próbują wykluczać- rodziny adopcyjne stwarzające dziecku zagrożenie, usiłują wyłapać złe intencje lub potencjalnych niefrasobliwych rodziców rojących o grzecznych maleństwach, odsiewają nieporadnych bądź niedojrzałych- rozumiemy, że dobro dziecka, niezależnie od religijnych czy społecznych przekonań komisji adopcyjnej jest najważniejsze. Jeśli ważymy za i przeciw, to dokładnie tak samo możemy oceniać rodzinę heteroseksualną, jak homoseksualną, podobnie sprawdzamy  samotne osoby, chcące adoptować, jak pełne rodziny z biologicznymi dziećmi.
Ocenie podlega to, co rodzina może dziecku zaoferować, oraz to, jak ta oferta ma się do obecnego, faktycznego stanu dziecka. Nikt normalny nie dałby dziecka nieporadnym, biedującym ludziom z gromadą zaniedbanych maluchów, nikt nie wpadły na pomysł, żeby wrzucić i tak poharatane życiowo dzieci czynnym alkoholikom czy ludziom zaburzonym emocjonalnie.
Ale nie- na ukraińskim przykładzie dokładnie pokazano, że ważna jest ideologia, pewien typ „moralności”, zaś dobro dziecka, w tym wypadku niewykluczone, że i jego życie, spokojnie może być złożone na ołtarzu tej aktualnej „moralności”.
 
Co to ma wspólnego z polskim społeczeństwem i polską lewicą?
Cała opisana sytuacja przedstawia jako żywo sposób funkcjonowania Polaków, którzy nie czytają, nie myślą samodzielnie, ale chętnie posługują się wytartymi kalkami myślowymi.
 
Bowiem absolutna większość Polaków funkcjonuje w świecie nieweryfikowalnych dogmatów, zastanych stereotypów i prawd tak oczywistych, że choćby na kilometr wiałyby fałszem, to nikt ich nie sprawdzi, bo nie ma w sobie cienia wątpliwości i ciekawości.
 
Do głowy Polakom nie przychodzi, że większość zjawisk społecznych- takich jak kultura, podatki, seksualność i sposób jej wyrażania, modele konsumpcji, ustrój społeczny, aktualne prądy moralne czy religijne, etc., etc.. to nic innego, jak rodzaj pewnej umowy społecznej, która nie tylko może, która musi fluktuować, podlegać zmianom i wpływom. Zmienia się bowiem zakres wolności, dostęp do informacji, stopień zamożności, co w rezultacie prowadzi do nowych modeli funkcjonowania, obcych zupełnie kiedyś, oczywistych dzisiaj, bądź obcych tu, oczywistych gdzie indziej.
 
I tak niezrozumiała dla mnie powszechna radość z powodu beatyfikacji JP2 nie niesie za sobą cienia wątpliwości co do – mało już samej istoty uznania świętości, ale nawet co do tej świętości człowieka, który godził się na okrucieństwo pedofilii i wielu innych nadużyć, w tym seksualnych, na -jak się okazuje- dość spektakularną skalę.
Choćby ten najprostszy przykład pokazuje, że nigdzie nie można znaleźć rzeczowej dyskusji na ten temat, powszechnych uniesień nie podziela jedynie jakaś nisza, bez szans na faktyczna dyskusję.
 
Generalne jojczenie na religię w szkołach- a wiem, co mówie, jestem matką, i mam znajomych z dziećmi w różnych szkołach- nie powoduje normalnej reakcji wypisania dziecka z religii- dziecko chodzi, bo „wszyscy” chodzą. Nie wszyscy, nie mniej brak pomysłu, że oto sami mamy wpływ jako rodzice na choćby ten mały fragment szkolnego życia naszych dzieci, że wypisując dziecko z zajęć religii automatycznie przesuwamy środki finansowe na konkretne, dodatkowe zajęcia- i tak to własnie funkcjonuje.
 
Kiedy ostatnio, za sprawą przyjęcia prawa legalizującego w Polsce małżeństwa zawarte za granicą podniósł się wrzask, od prawa do lewa, że oto podstępnie legalizuje się możliwość uszanowania przez państwo polskie małżeństw homoseksualnych,  minister Kwiatkowski leciał z rozwianym włosem, żeby te niecne plotki prostować. Tymczasem kwestia zawarcia małżeństwa jest wyłącznie kwestią pewnej umowy społecznej, niczym więcej. Są religie i kultury, starsze niż chrześcijaństwo, które swobodnie dopuszczają wielożeństwo i rozwody. Tam religijni ludzie, kiedy chcą się po prostu ze sobą przespać, zawierają krótkotrwałe małżeństwo, potem seks, szybki rozwód i już. Chore? Nie, tradycyjne, przez boga chwalone, taki typ umowy społecznej. W Czeczenii, jak się kawalerowi na pannę nie chce czekać, albo pewności nie ma, czy ona chętna, to się dziewczynę normalnie porywa i już. Taką mają umowę społeczną, to ich, dziś, w XXI wieku odróżnia od znienawidzonych Rosjan i koniec. Utrwalone, przyklepane. Szokujące? Nie wiem, ja jestem jakoś mniej zszokowana chęcią zawarcia związku małżeńskiego przez parę kochających się lesbijek, niż możliwością tradycyjnego wzięcia ślubu na parę godzin, żeby się z kimś przespać, czy porwaniem sobie narzeczonej. Mnie zdarzyło się oglądać kilka odcinków reality show z życia rodziny amiszów, gdzie CZTERY żony w każdym odcinku płaczą z powodu różnych dziwnych napięć w tej rodzinie, natomiast mąż wydaje się całkiem zadowolony z możliwości wyboru. Szokujące? Nie, tradycja, umowa społeczna, pełen konserwatyzm.
 
 
Cały ten wór banałów wrzucam po to, żeby pokazać, jak bardzo mylimy się, uważając pewien schemat postępowania za kanon, wyznacznik, coś stałego i niepodlegającego dyskusji. To, co w pewnym miejscu i czasie wyznacza świadomość społeczną może się zmienić, w dodatku diametralnie- tymczasem żyjemy tak, jakby zmiana choćby ustrojowa w naszym kraju nie miała miejsca.
Fakt, że zamiast wieszania czerwonych pezetpeerowskich flag z okazji 1 maja dziś będziemy wieszać flagi papieskie nic nam nie mówi, a właściwie mówi jedno- zawsze jakąś flagę na tego pierwszego maja trzeba wieszać, bo to tak już jest.
W zasadzie nie ma większego sensu pytać o sens machania chorągiewką w pochodzie, skoro rozdają tam kiełbasy, nie ma też potrzeby pytać o świętość beatyfikowanego, kompetencje komisji beatyfikacyjnej ( nawet w tej szalonej nomenklaturze musi być świętsza od świętego, skoro ma kompetencje jego oceny;)), nie mówiąc już o sprawach zasadniczych, czyli o miejscu religii w państwie.
Co tam, zawsze się czymś tam pomacha, nie zadając pytań.
W sondażu się społeczeństwo jednocześnie wypowie, że jest przeciwko obecnym zmianom rządu dotyczącym OFE, ale jednocześnie za państwowymi gwarancjami emerytur ( sic!!!). W sondażu wyjdzie również, ze można przejść przez studia nie czytawszy tekstu dłuższego niż stroniczki trzy, nie mówiąc już o całej książce.
Różne takie rzeczy wychodzą w sondażach, pokazując jak bardzo, jak kompletnie, jak żenująco wcale nie obchodzi Polaków nic, co nie jest czubkiem ich własnego nosa, pojmowanego wyłącznie jako organ powonienia, a nie jako przenośnia- bo nawet to, co teoretycznie powinno ich dotyczyć, jakoś nie zachęca do działania.
 
Ok., jako że zapisałam już niemal 3 stroniczki, tym samym dochodząc do krańca wytrzymałości większości czytelników, dziękuję za wytrwałość i kończę wnioskiem dotyczącym SLD czyli tego, co wielu Polakom, żyjącym w świecie dogmatów i stereotypów, nieustająco kojarzy się z lewicą.
SLD jako lewica jest dokładnie tym samym schematem myślowym jak świętość papieża czy niewłaściwość nazywania małżeństwem związków homoseksualnych.
Tymczasem lewicowość SLD to pewna nazwa, etykieta niepodlegająca dyskusji, jest lewica, mamy w Polsce lewicę, super, koniec, kropka.
Nic bardziej mylnego. Jeśli można w jakiś sposób definiować współczesną lewicę, to w trzech kontekstach- pierwszy, jako ruch kontestacji pewnego zastanego porządku, a więc siłą rzeczy, kontestacji konserwatyzmu, drugi- jako idea sprawiedliwości społecznej, ale bardziej na zasadzie wyrównywania szans, czy też szacunku dla pracy najemnej, niż dla upaństwowienia wszystkiego, w końcu trzeciej- jako przyzwolenia dla form interwencjonizmu państwa w wolny rynek.
Czemu SLD nie jest wstanie spełnić żadnego z trzech powyższych warunków?
 
Po pierwsze- SLD to pogrobowiec PZPR, cała scheda intelektualna ( jeśli mogę to tak żartobliwie nazwać) PZPR, scheda mentalna ustroju w istocie feudalnego, wasalnego, dla niepoznaki i zmyłki nazywanego socjalistycznym. Co gorsza, cała sld-owska młodzież znakomicie odnalazła się w tej formacji, weszła jak w masło w system- no sorry, po prostu starych dziadów, wyżartych na plenach i zjazdach.
Kontestowali ludzie pałowani przez ZOMO, nie spadkobiercy książąt wydających talony.
Co za tym idzie- wejście w zastaną, zamożną, opartą na stosunku władzy i poddaństwa  strukturę a priori wyklucza jakikolwiek autentyczny nonkonformizm, kontestacje, zmiany obyczajowe czy ustrojowe.
Po drugie- trudno oczekiwać entuzjazmu dawnych  kacyków na hasło wyrównania szans, czy pewnego interwencjonizu państwa, skoro w znacznej mierze dzisiejsze majątki eseldowskich tuzów i ich kumpli biorą się z niegdysiejszych przejęć państwowego majątku, bądź z przejęcia pewnych przywilejów ich elektoratu.
To oczywiste, że dziś należy być obrońcą prywatnej własności, skoro już się tę własność posiada, oraz piewcą zastanego ( a więc- konserwatywnego) stanu rzeczy, skoro ten stan powoduje przywileje  grup społecznych, będących wciąż elektoratem, dającym  polityczne zyski.
Jednym słowem, SLD, zdając sobie doskonale sprawę z tego, iż puszczenie na żywioł Senyszyn, działającej na większość ludzi jak na mnie Terlikowski J, daje Polakom absurdalne poczucie lewicowości tej partii, jednocześnie nie musi robić nic, co faktyczną myśl lewicową wprowadziłoby w życie. Naturalnie, ten komfort SLD dają sami Polacy, którzy mają gdzieś istotę, zadowalając się etykietą.
 
Reasumując, funkcjonujemy i długo jeszcze będziemy funkcjonować bez prawdziwej lewicy, ale i bez żadnej dyskusji na temat faktycznych ustrojowych podstaw państwa. I to nie dlatego, że takich mamy polityków, raczej dlatego, że kompletnie nie jesteśmy ciekawi co się z nami dzieje i czemu tak się dzieje, a już najmniej nas interesuje, jaki mamy na to wpływ. Wybieramy głupio, bo wybieramy bezmyślnie, pozwalając na wszelkie nadużycia z każdej możliwej strony. Niczym ukraińskie władze, które w imię idiotycznych, niedzisiejszych i ostatecznie okrutnych zasad wolą poświęcić dobro lub życie swojego obywatela, my dostajemy prymitywną ( żeby choć finezyjną! J) propagandę i łykamy ją jako rzeczywistą alternatywę, poświęcając siebie osobiście, swoje wolności, prawa, swoje możliwości.
 
O potencjale lewicy z prawdziwego zdarzenia, o zawikłanych losach faktycznie kontestujących oraz jak wybudzić z letargu następne pokolenia- inna bajka, bo na dziś stanowczo rozpisałam się za bardzo!
 
dorola
O mnie dorola

włażę między wrony, ale nie kraczę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka