Michał Jarocki Michał Jarocki
239
BLOG

Świat nie znosi próżni

Michał Jarocki Michał Jarocki Polityka Obserwuj notkę 1

 O tym, że w Iraku źle się dzieje, wiadomo od dłuższego czasu. Destabilizacja państwa, krocząca wojna domowa i groźba rozpadu na co najmniej dwie części żyją w świadomości polityków w Bagdadzie własnym życiem i mają się coraz lepiej. Głównym problemem irackich władz są podziały religijne i etniczne, które są prostą drogą do upadku państwa irackiego, a przynajmniej w jego obecnej formie.

Problem sunnickich ekstremistów spod znaku lokalnej filii al-Kaidy, organizacji Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie (ISIS), jest nie do pogardzenia. Ich ostatnia aktywność grozi oderwaniem zamieszkanej w większości przez sunnitów prowincji Anbar, a tym samym utratą przez Bagdad kontroli nad sporą częścią obecnego terytorium.

Brak innego wyjścia, zmusił władze w Bagdadzie do zwrócenia się z prośbą o pomoc do sojuszników, tym tego największego, USA. Waszyngton, niechętny jakiemukolwiek większemu zaangażowaniu w nowy iracki konflikt, ograniczył się jedynie do deklaracji przyspieszenia dostaw zakupionego przez Irakijczyków uzbrojenia, w tym m.in. samolotów wielozadaniowych F-16IQ czy bezzałogowych statków latających (bsl).

Amerykanie wykluczyli jednak jakąkolwiek możliwość bezpośredniej interwencji zbrojnej USA w Iraku, co dobitnie potwierdziły niedawne słowa Sekretarza Stanu, Johna Kerry’ego. Polityk powiedział m.in., że Irakijczycy muszą sami poradzić sobie z obecnym zagrożeniem, a walka z ekstremistami jest walką, którą Irak musi wygrać samodzielnie.

Można więc rzecz, że Amerykanie zostawili Irakijczyków samych sobie. Świat nie znosi jednak próżni, a tym bardziej świat stosunków międzynarodowych. Gdzie wejść nie chcą USA, tam miejsce dla siebie znajdzie kto inny. W tym przypadku padło na Irańczyków.

Dość niedawno jeden z najważniejszych irańskich dowódców wojskowych, generał Mohammad Hejazi, zadeklarował, że w razie konieczności, Iran gotów jest wysłać do Iraku wsparcie w postaci uzbrojenia, wyposażenia wojskowego, a nawet instruktorów wojskowych, wykluczając jednocześnie wsparcie Bagdadu samymi żołnierzami.

Na pierwszy rzut oka, deklaracja pomocy Teheranu nie odbiega zbytnio od amerykańskiej. Obie strony wykluczyły bowiem gotowość wysłania własnych żołnierzy do Iraku. Z tą jednak różnica, że mając doświadczenie wojny domowej w Syrii, gdzie Iran też wysłał swoich doradców wojskowych, na pomoc Bagdadowi ruszyliby członkowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaranu), a wiec oddziały typowo bojowe..

Po co jednak Iranowi dodatkowy problem w postaci wysłania do Iraku własnych żołnierzy, co będzie zarówno kosztowne, jak i ryzykowne politycznie, zwłaszcza gdy do kraju wrócą pierwsze zalakowane trumny? Cóż, od życia żołnierzy często ważniejsza jest polityka. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o próbę budowy nieformalnego sojuszu państw szyickich, stanowiącego odpowiedź na zagrożenie zdominowania regionu przez ekstremistów sunnickich, a jednocześnie dającego szanse, przynajmniej do pewnego stopnia, na wykurzenie USA z Bliskiego Wschodu.

Ekspert Centrum Studiów Polska-Azja, Fundacji Amicus Europae i Instytutu Jagiellońskiego. Szef działu "Bezpieczeństwo Międzynarodowe" magazynu "Stosunki Międzynarodowe" (www.stosunki.pl). Redaktor Agencji Lotniczej ALTAIR.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka