Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard
1739
BLOG

By uzdrowić Polskę trzeba zakazać warszawiakom mieszkać w Warszawie.

Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 52
Zanim warszawiacy zostaną wysiedleni do Białogardu mogą spotkać się z Dynamitardem na wieczorze autorskim

Tytułowe zdanie brzmi jak nieskrywana niechęć i kompleks wobec stolicy i jej mieszkańców, ale spróbujemy dokonać racjonalizacji tego pomysłu:

„Wszyscy urodzeni w metropoliach absolwenci szkół wyższych powinni mieć zakaz mieszkania w metropoliach/nakaz zamieszkania na prowincji”

Ale zanim rozwinę temat, sam pokażę trochę wielkomiejskiej hipokryzji i zaproszę chętnych czytelników na dwa spotkania autorskie: Pierwsze będzie to śniadanie w Gdańsku (Marmolada Chleb i Kawa) we wtorek 5.09 o 9:00 a drugie będzie wieczorem w wtoreko 20:15 w Barze Norka na Nowogrodzkiej w Warszawie [spokanie odwołane z bo lokal w remoncie - nie ufajcie Google Maps!!]

Wracając do meritum, dlaczego warto nieco pognębić warszawiaków?

1. Bo dzięki temu mogą realizować inteligencko-elitarny etos niesienia kaganka oświaty do mniejszych ośrodków i trochę znając Polski B, C i D [strategiczny trójkąt między Drawnem, Drawskiem i Drezdenkiem] wiem, że taki napływ ludzi z większym kapitałem kulturowym by bardzo pomógł.

2. Bo odcięci od koneksji rodzinnych w metropolii będą mogli budować swoje kariery od zera na równym boisku, więc nie tylko ograniczymy nepotyzm, ale też zlikwidujemy kompleksy młodych dziedziców małych fortun i znanych nazwisk, że nie są w stanie dorównać swoim ojcom, co dorobili się w szalonych latach dziewięćdziesiątych. Będą owszem trochę biedniejsi, ale dużo zaoszczędzą na terapii.

3. Bo metropolie wypłukane z ustawionych potomków starych rodzin staną się lepszym miejscem dla sprawiedliwego awansu społecznego ludzi z prowincji i wrócimy do szalonych przyrostów produktywności lat potransformacyjnych.

4. Bo dzięki temu do decydentów w wieku emerytalnym, gdy się będą z dziećmi i wnukami spotykać na święta dotrą obserwacje z pierwszej ręki jak wygląda prowincja i jakie są bolączki „zwykłych Polaków”.

5. Na pewno poprawiona zostanie infrastruktura i rozwiązane problemy, o których my, w naszych szklanych wieżach, jeszcze nic nie wiemy. Gdyby politycy wszędzie musieli jeździć pociągami i PKSem to byśmy mieli najlepszy transport publiczny na planecie.

6. Bo ograniczy się permanentny wzrost metropolii, koszem jakości życia mieszkańców, wynikający z strukturalnego monopolu wielkich ośrodków na dobre zarobki.

Nie widzę wad, sprzeciw? Nie widzę. Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci – sprzedane!

To oczywiście żart, ale śmiech jest trochę przez łzy, gdy się czyta jak Klub Jagielloński organizuje piknik małych miejscowości w Warszawie - bo najwygodniej, sam bym tak zrobił. Albo gdy ludzie głoszą, że „(nowe) mieszkanie (w centrum wielkiego miasta) prawem nie towarem”. Albo gdy się ogląda Polskę nie-A i widzi, jak tak naprawdę niewiele „mocy korelacyjnej” trzeba by poprawić znacząco jakość życia mieszkańców, ale wszyscy młodzi, którym się chciało wyjechali do metropolii.

Poza tym warto zauważyć, że nie jest oczywiste czy Łódź i GOP to bardziej metropolia czy prowincja? Oba nie załapują się do Big5 (Warszawa, Kraków, Trójmiasto, Wrocław, Poznań), a są odpowiednio drugim i czwartym największym bytem zurbanizowanym w Polsce. Albo czy Toruń mógłby się stać polskim Cambridge, z racji tego, że jest to małe zgrabne historyczne miasto z nienajgorszym uniwersytetem, które miałoby wielki potencjał na rozwój, gdyby nie to, że najłatwiej po studiach wyjechać za pracą do Gdańska czy Warszawy. I urealnilibyśmy granicę metropolii, bo nikogo nie oszukamy tym, że Puszczykowo to nie Poznań, Pruszcz to nie Trójmiasto. Ale już jak ktoś dojeżdża do Warszawy z Płocka, to niezależnie od wyrysowanych granic, mieszka poza metropolią.

Na koniec jeszcze wyjaśnienie ostatniego punktu listy: dlaczego metropolie rosną naturalnie? Większe skupiska ludzi na mniejszym obszarze oznaczają, że zarówno łatwiej jest znaleźć wyspecjalizowanego pracownika jak i klienta na bardziej wyszukany towar/usługę. Więc wbrew powszechnemu stereotypowi w metropoliach jest taniej (lepsza jakość za podobną cenę) i dlatego zarówno pracodawcy jak i pracownicy preferują migrację do wielkich miast. Tyle, że wraz z wzrostem miast są też zmiany na gorsze: większe korki; dłuższe dojazdy; droższe nieruchomości; większe zanieczyszczenie (hałasem, powietrza); alienacja i przestępczość; rosnące koszty infrastruktury. To ostatnie jest bardzo ciekawe, bo infrastruktura na wsiach i przedmieściach jest droga (bo niska gęstość) najtańsza w średnich miastach, ale w metropoliach zaczyna drożeć, bo już nie wystarczy autobus, trzeba wybudować drogie metro. W tym sensie metropolie naturalnie rosną, aż negatywne czynniki i ograniczenia infrastrukturalne zaczynają w nich przeważać nad pozytywami. Z punktu widzenia poprawy jakości życia większości i to zarówno wielkich miast jak i prowincji byłoby dużo lepiej, gdyby istniały jakieś systemowe ograniczenia wzrostu największych miast, kiedy już dalszy wzrost powoduje średnio obniżanie jakości życia, a jednocześnie przekierowujące ten wzrost na średnie miasta (Rzeszów, Toruń, Białystok, Gorzów Wielkopolski, Radom) bo tam przy wzroście populacji zyski przeważają nad startami. W deglomeracji tylko inwestujący w mieszkania na wynajem stracą.

Oczywiście różne problemy mają inną naturalną skalę rozwiązań i np. CPK jako port lotniczy dla obszaru od Poznania po Białystok i od Lublina po Bydgoszcz ma sens, ale już próba przekierowania pasażerów z Wrocławia, Trójmiasta i Krakowa do Baranowa nie odbędzie się po dobroci.


Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka