Bartłomiej Królikowski Bartłomiej Królikowski
48
BLOG

Lot nad kukułczym samorządem

Bartłomiej Królikowski Bartłomiej Królikowski Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
W polskiej debacie publicznej emocje i stereotypy mają się dobrze tak jak nigdy. Badania, potwierdzone dane, odchodzą już do lamusa. Dawno jednak nie słyszałem takich niedorzeczności jak w debacie o dwukadencyjności – po stronie jej zwolenników. Zbierzmy tą opowieść w jedną całość.

Otóż w blisko 2,5 tysiąca gmin polskich panują sitwy. I to sitwy zabetonowane. Nie ma dnia, gdy w gazetach nie czytalibyśmy o rozlicznych aferach kolejnych włodarzy. Jeden z komentujących ocenił, że szacuje, iż blisko 2 tys z tychże 2,5 szefów gmin z pewnością ma coś na sumieniu. Idąc tym tropem gazeta o zasięgu regionalnym w średnich województwie np. pomorskim (124 gminy) co drugi dzień powinien się ukazywać artykuł (licząc na dwa teksty w roku o danej gminie) o aferze w samorządach pomorskich. Tymczasem, przeszukując archiwa Dziennika Bałtyckiego natrafiłem na kilka artykułów (na 124 gminy) na przestrzeni ostatnich kilku lat. Specjalnie wziąłem pod lupę inne województwo niż moje – zachodniopomorskie. 


Na Pomorzu Zachodnim mamy 112. gmin. W ciągu ostatnich dziesięciu lat, owszem słyszałem o kilku postępowaniach wobec włodarzy. W poprzedniej kadencji nawet doszło do skazania bodaj w dwóch przypadkach (na 112), czyli w skali 1-2%. 


Nie jest to ważne. Populiści widzą, że wszyscy włodarze to aferzyści. Wszyscy. Czytam więc, że każdy stworzył wokół siebie sieć, która sprawia że jest nietykalny i pozbawiony. Macki każdego z dwóch i pół tysiąca wójtów i burmistrzów sięgać mają wszędzie: policji, prokuratury, służb. I dodatek: wójtowie są tak sprytni, że sztamę z nimi trzyma tak prokuratora za PiS jak i za PO. 


Co ciekawe, mają o tym wiedzieć wszyscy dookoła. Ale mieszkańcy danej gminy, czy to ze strachu czy z innych przyczyn nie zmierzają do zmiany tego stanu rzeczy. Potrzebne im jest koło ratunkowe z Warszawy w postaci dwukadencyjności. Niektórzy co prawda korzystają z referendów, ale są oni zbyt nieliczni. Większość, jak czytam: ze strachu, wrzuca jednak głos na znienawidzonego wójta do urny wyborczej co cztery lata. W całej Polsce widać musi panować strach, że głosowania też nie są tajne, że ktoś rozpozna kartę wyborcy Nowaka czy Kowalskiego i ludzie wójta zapukają do jego drzwi. 


Strach to tylko jedna z motywacji. Drugą motywacją ma być de facto korupcja. Włodarze zatrudniają przecież pracowników, a oni (obowiązkowo z rodzinami) karnie głosują. W gminie na poziomie 6 tys mieszkańców pracownicy ratusza to zwykle około 30 osób. Pracownicy wszystkich jednostek to drugie tyle, ale zaokrąglijmy do 80. Razem z małżonkami to 160 pewnych – jak twierdzą zwolennicy dwukadencyjności – głosów. Ale przecież w takiej gminie głosuje ok 1800 osób. Ale przecież pracownicy mają dzieci – padają argumenty. Aby osiągnąć te 1800 głosów, każde z tych „gminnych małżeństw” musiałoby mieć po…20 dzieci. Trudna sprawa, no ale są bracia, siostry i szwagrowie, o i…biorące udział układzie firemki, które dorzucą 10-20 głosów. Wszystko to odbywa się karnie, i bez szemrania, co 5 lat w każdej z 2,5 tysiąca gmin w Polsce i cisza jak makiem zasiał.


Wiem, że to wszystko obok logiki nawet nie stało, ale pomyślmy: gdyby rzeczywiście działał taki mechanizm, nikt by nigdy z wójtów nie przegrywał wyborów. A tymczasem, co kadencje w 40% gmin następuje autentyczna zmiana dokonana przez mieszkańców. Dziwne. 


„Musi być coś na rzeczy przecież – pada argument ostateczny Iksińskiego – bo mój wójt jest zły a rządzi już czwartą kadencję”. Iksiński z pewnością jest mocno wkurzony, że jest w mniejszości, która ocenia krytycznie owego wójta. Może wójt dla większości mieszkańców nie jest jednak taki zły? A może nawet i jest kiepski, ale kontrakandytów miał do tej pory jeszcze gorszych. Oczywiście, prościej krzyczeć: beton, korupcja, sitwy, ochrona stołków przez partie. I to nie są tylko słowa owego Iksieńskiego. W podobnym tonie wypowiadają się politycy PiS czy partii Razem – bez badań, bez przykładów, ot tak po prostu. 


A przecież to Prawo i Sprawiedliwość w obecnej kadencji ma najwięcej partyjnych włodarzy (7,7%), drugi jest PSL (7,2%), potem PO (4,8%). Aż 80% włodarzy jest zaś po prostu bezpartyjnych.


Pada też czasem pytanie „czy ta dwukadencyjność, to aby nie wrzucanie wszystkich do jednego worka, czy nie grozi to utratą dobrych liderów?” Słyszę odpowiedzi: trudno, jak się trochę przewietrzy to nawet lepiej, nie ma ludzi niezastąpionych. W sumie blisko jesteśmy stwierdzenia, że wszystko jedno kto będzie rządził, można zrobić losowanie  - taniej i bez podejrzeń.

 
I gdzieś ta pokrętna logika trafia wówczas na mieliznę. Bo w sumie skoro wszystko jedno, kto poprowadzi gminę, to może lepiej już zostawić tego starego wójta, bo on i jego ludzie już się nakradli... Miałem dziś wieczorem obejrzeć „Lot nad kukułczym gniazdem”, rezygnuję – za dużo skojarzeń, za dużo absurdu na dziś. 

Bartłomiej Królikowski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka