Muszę szczerze powiedzieć, że temat LGBT rozgrzewa mnie do czerwoności. Mogę nawet powiedzieć, że zauważam jakieś tęczowe barwy na gębie.
Oswoiłem się z tym tematem, więc odważnie mogę powiedzieć, że coś w tym wszystkim być musi. Osobiście będąc z natury heteroseksualny, nie wyobrażam sobie jakiś dogłębnych relacji pedalskich, ale jakaś ślicznotka, najlepiej feministka, to już by mogła być.
Najlepiej spasowałbym się z Joaśką. Julka Palmer też mogłaby być, ale dostępna jest tylko wirtualnie. Intelektualistka Joasia i jej uroczy uśmiech może mnie do szału doprowadzić. Wyobrażam sobie (takie mam lubieżne fantazje) Joaśkę prawie całkowicie nagą (dochodzi fascynacja geriatryczna), ubraną w obcisłe gumowe majteczki i siebie.
Ona leży, a ja z lubieżnym uśmiechem nacieram ją jakimiś kremami czy środkami nawilżającymi. Coś wspaniałego. Nie wiem, czy jeszcze nie jestem dostatecznie oswojony lubieżnie, ale coś mi z tak wspaniałą fantazją kolidowało. Powiem wam szczerze, że błąd techniczny popieprzył misternie skonstruowaną fantazję.
Jak bym Joaśce, gacie gumowe ściągnąć chciał, to nakremowane gacie z rąk muszą się wyśliznąć. Taka jest fizyka tarcia i smarowania i zmienić tego nikt nie potrafi. Dochodzi więc do ujemności wspólnych przeżyć. Joaśka klepana nakremowanymi gaciami wyje z rozkoszy, a klepiący gumą tylko upaprane łapy ma.
Zastanawiam się, czy pozbawiona gumowych gaci Joaśka wyzwoliłaby taki sam ogień pożądania, jakiemu uległ krawiec Andreas Bichel (rok 1806). Rozbuchany Bichel po zamordowaniu dziewczynek i poćwiartowaniu zwłok takiego miał seksualnego kopa, że opisać nawet nie wypada. A ja tu z Joaśką i LGBT, ..., na etapie gumy i kremu.