
Czy aktualny moment – głębokich spadków na giełdzie, ogromnej niepewności dotyczącej przyszłej koniunktury – to wyjątkowa okazja inwestycyjna, taka jaka zdarza się raz na kilka lat? Zanim poszukasz odpowiedzi na to pytanie, spójrz na dzisiejszą sytuację z kilku punktów widzenia.
Moim zdaniem, ruchy na rynku są nie do przewidzenia. Nigdy nie będziesz wiedział, czy hossa już się skończyła, czy nie – jeżeli w ostatnim okresie występowały na giełdzie wzrosty. Podobnie będzie w okresach głębokich, długotrwałych spadków. Nie wiadomo, czy dana chwila to jeszcze bessa, czy może najwspanialszy moment na zakup akcji, bo stanowi początek wieloletnich wzrostów. Z tego powodu proponuję przyjąć zasadę inwestowania: żadnych prognoz.
Większość inwestorów, od nowicjuszy po najlepszych profesjonalistów, poszukuje Graala, który pozwoli przewidzieć to, co jest nieprzewidywalne: przyszły trend.
Ja proponuję ci przyjęcie zasady mądrego i skutecznego pomnażania kapitału, która akceptuje rzeczywistość i fakt, że przyszłego trendu nie da się przewidzieć.
Przewidując przyszłość, można tylko stracić. Akceptując nieprzewidywalność rynku, można tylko zyskać.
Strach: twój wróg
Musisz wiedzieć, kto jest największym wrogiem inwestora: jego własne emocje. Wbrew powszechnym wyobrażeniom twoim wrogiem nie będzie żądza zysków, ale przede wszystkim strach przed ponoszeniem strat.
To strach jest przyczyną podejmowania najgorszych decyzji inwestycyjnych. W okresie największych przecen na rynku – tak jak teraz – wtedy gdy akcje są najtańsze, gdy zdarza się najlepsza okazja inwestycyjna, nie inwestujemy pieniędzy na giełdzie, bojąc się utraty części kapitału. Desperacka decyzja o kupnie akcji na samym szczycie hossy ma niewiele wspólnego z żądzą zysku. Jest wynikiem doznania bolesnych strat na lokacie bankowej (wynikających z utraconych korzyści) i obaw, że straty będą kontynuowane (że koniunktura na giełdzie utrzyma się jeszcze bardzo długo).
Strach: twój najlepszy przyjaciel
Jedynym skutecznym narzędziem pokonania zgubnego strachu może być tylko obawa przed poniesieniem innych, bardziej bolesnych strat.
Każdego z nas przed inwestowaniem na giełdzie powstrzymuje wizja poniesienia głębokiej straty. Na przedstawionym wykresie wyraźnie widać, że te obawy mają bardzo realne podstawy. Jest się czego bać.
Osoby, które zainwestowały w najgorszych możliwych momentach, traciły nawet połowę oszczędności. Inwestorzy z 2007 roku do dzisiaj mają straty przekraczające 20-30%.

Chciałbyś uniknąć ryzyka zainwestowania swoich oszczędności w takich właśnie momentach? Znam tylko jeden sposób. Trzeba uczyć się na błędach: najlepiej innych osób, a nie na własnych.
Ale jest też druga grupa uczestników funduszy, niestety najmniej liczna – inwestująca w najlepszych możliwych momentach – gdy na rynku panuje panika.
Widać te momenty aż nadto wyraźnie. Szczęściarze, podobnie jak pechowcy, są uczestnikami funduszy przez kilka lat. Zarabiają po kilkadziesiąt procent rocznie. Właśnie ci uczestnicy: pechowcy i szczęściarze bardziej odpowiadają rzeczywistemu obrazowi funduszy akcji niż osoby wyrażające opinie w rodzaju: „Inwestuję w fundusze akcji na 30 lat, aż do emerytury, bo to najlepsza forma lokaty na długi termin”.
Znowu nastały ciężkie czasy
Wracajmy do rzeczywistości. Dzisiaj atmosfera na giełdzie nie jest zbyt dobra, a na pewno daleka od euforii. Minione 9 lat to okres spadków na GPW. W tych okolicznościach większość osób boi się inwestować na giełdzie – udział funduszy akcji w całości aktywów funduszy jest na historycznie niskich poziomach. Nie interesują nas wysokie zyski. Żądamy gwarancji braku ryzyka od oferentów lokat.
Historię naszej giełdy stanowi doskonały obraz zachowań ludzkich. Sporo czasu upłynęło, mieliśmy kilka powtarzających się cykli, czyli zmian cen akcji od jednej skrajności do drugiej: od skrajnej przeceny (niedowartościowania) do skrajnego przepłacania (przewartościowania).
Akcje to nie pomarańcze
Akcje to nie pomarańcze (takiego sformułowania użył kiedyś Warren Buffett) i nie cegły. Zmiany cen akcji żądzą się własnymi prawami, które nie tyle musisz poznać, ile je wchłonąć, zaakceptować emocjonalnie. Przeceny w sklepach z AGD czy ubraniami mamy dwa razy w roku, czasem nawet częściej. A i tak konsumenci ustawiają się w kolejkach, by nie stracić okazji zakupu atrakcyjnej markowej sukienki lub telewizora przy 30-procentowej obniżce. W sytuacji przeciwnej, gdy sprzedawca żąda od nas zbyt wysokiej ceny, krew nas zalewa i śmiejemy się mu prosto w oczy, niczego nie kupując.
A na rynku akcji? Wszystko dzieje się dokładnie odwrotnie. Gdy jest drogo, wszyscy rzucają się na towar. Dlaczego? Nie z chciwości, ale ze strachu, że będzie jeszcze drożej. A gdy jest tanio? Nikt nie przychodzi do sklepu z akcjami i funduszami. Półki są pełne przecenionego towaru, który nie jest ani zepsuty, ani przeterminowany. Ale kupujących nie widać.
Czego powinieneś się bać
Ile było prawdziwych okazji inwestycyjnych na GPW, momentów, gdy zarabia się bardzo duże pieniądze niemal następnego dnia po dokonaniu wpłaty i gdy niemal codziennie obserwuje się wzrost zainwestowanych pieniędzy?
Prawdziwa okazja zdarza się raz na kilka lat
Tylko trzy w okresie 20 lat (1998, 2003-2004 i 2009)! Prawdziwa okazja, możliwość zarabiania pieniędzy w kwotach przekraczających nasze najśmielsze oczekiwania zdarza się średnio raz na 4–5 lat. Ostatnio 7 lat temu.

Prawie nikt w tych momentach nie rzucał się na ich zakup. Niemal wszyscy omijali szerokim łukiem sklep z szyldem: Akcje i fundusze akcji, z reklamą:
SUPERPRZECENA, następna nie wcześniej niż za 5 lat.
Inne tematy w dziale Gospodarka