eska eska
6213
BLOG

„Chamy” i „Żydy”, czyli rzecz o polskości.

eska eska Polityka Obserwuj notkę 52

 

Magda Figurska napisała notkę zainspirowaną wypowiedzią niejakiego Marcina Króla, profesora zresztą. Owóż ten pan był łaskaw powiedzieć, że  "Nie ma czegoś takiego jak Polska. To tylko wyobrażenie”.

Na początku, jak zwykle, się wkurzyłam, czemu dałam wyraz w komentarzu pod notką. Potem zaczęło mnie to męczyć. A teraz będzie rezultat owego męczenia:

Określenie„Chamy” i „Żydy” jest, jak wiadomo, autorstwaWitolda Jedlickiego.

„W 1962 r. na łamach paryskiej "Kultury" opublikowano esej Witolda Jedlickiego Chamy i Żydy *[W. Jedlicki, Chamy i Żydy, "Kultura" 1962, nr 12 (182), s. 3-41.], który stał się głośny, ponieważ naruszał dotychczasowe tabu. Autor w specyficzny - silnie naładowany emocjami - sposób scharakteryzował w nim życie polityczne w Warszawie końca lat pięćdziesiątych [Redaktor naczelny "Polityki" skomentował ten tekst następująco: "Facet po przyjeździe do Izraela machnął wielki artykuł, którego główną treścią jest teza, że grupa puławska od wielu lat zmierza do zdobycia wpływowych stanowisk. Są to »Żydy« [...], którzy obecnie, jak stwierdza, przystąpili do zdecydowanej walki z Gomułką. Chamy to natolińczycy, których autor potraktował jako ludzi uczciwych, acz agentów Moskwy"(M.F. Rakowski, Dzienniki polityczne, t. 1: 1958-1962, Warszawa 1998, s. 499). Esej Chamy i Żydy ukazał się także w 1963 r. w książce Witolda JedlickiegoKlub Krzywego Koła wydanej przez Instytut Literacki w seriiBiblioteka Kultury, t. 89. O szerokiej popularności tez Jedlickiego świadczą liczne wydania artykułu ("Węzeł", Gdańsk 1981; "Krąg", Warszawa 1981;Kulisy wydarzeń października 1956, "Biblioteka Promienistych", Kraków 1986) oraz monografia KKK ("Solidarni", Warszawa 1989) w drugim obiegu. Esej Chamy i Żydy "okazał się jednym z najbardziej wpływowych i popularnych ujęć Października"(P. Machcewicz, Polski rok 1956, Warszawa 1993, s. 216]. http://www.niniwa2.cba.pl/ceranka_chamy_i_zydy.htm

Jak widać z powyższego, tytułowe określenia obejmują ówczesnych beneficjentów nowego, socjalistycznego ustroju. Wojna między Chamami i Żydami trwała od roku 1944, tzn. od momentu, gdy powstał słynny manifest lubelski i rządy nad Polską objęła władza z nadania Sowietów. Najpierw zaaresztowano Gomułkę – za odchylenie nacjonalistyczne, potem Gomułka objął władzę i wysłał swoich narodowo niesłusznych towarzyszy „do Syjonu”. Potem przepadł Gomułka, a część towarzyszy przeszła do opozycji, potem.... e tam, nie będę tu historii pisać, kto ciekawy, niech się douczy. Nie w tym rzecz.

Plemienne wojny towarzyszy komunistów i byłych komunistów zakończył ostatecznie Okrągły Stół. Ale w międzyczasie.... Ano właśnie.

W międzyczasie niezliczone rzesze biedoty czyli Chamów oraz stosunkowo nieliczne, ale dość spore jednak ilości polskich Żydów przeszły na wiarę sowiecką i mimo wzajemnej wrogości wspólnie stworzyły na ruinach II RP i grobach żołnierzy wyklętych bardzo wygodne dla siebie państwo satelickie Moskwy. Oczywiście podstawą tej wygody była zwykła grabież codzienna, wsparta przez cały czas niszczeniem tradycji polskiej oraz ludzi tę tradycję reprezentujących.

Okrągły Stół zapewnił tym ludziom oraz ich potomkom wszelkie beneficja w trakcie tzw. transformacji. Jednocześni zmasowany atak propagandowy ze strony mediów mainstreamu do dziś dba o to, żeby im się krzywda nie zdarzyła. W gruncie rzeczy w oficjalnej narracji przeważa optyka spadkobierców PRL.

Ten duży skrót myślowy doprowadził mnie do ciekawej konkluzji – oto większość tej skomunizowanej biedoty to byli tzw. „tutejsi”, ludzie bez wyraźnego poczucia tożsamości narodowej. Ciężka praca kardynała Wyszyńskiego, ten tak wyśmiewany katolicyzm ludowy,  zapobiegła wprawdzie całkowitemu zsowietyzowaniu, niemniej tradycja ludowa to nie całkiem to samo, co tradycja polska. W sposób oczywisty z tradycją polską nie utożsamiali się także skomunizowani Żydzi.

Bo czym jest ta tradycja? To mit - jak słusznie pisze Rymkiewicz, mit demokracji szlacheckiej. Po zbrodni katyńskiej, po wszelkich śmierciach wojennych i mordach powojennych – iluż w tym kraju zostało ludzi, którzy mogą się z tą tradycją utożsamiać w sposób naturalny, tzn. wynieść ją z domu? Ilu miało przodka pod Płowcami, pod Kircholmem, u Napoleona, w powstaniach? Pradziadka w bitwie warszawskiej, dziadka w AK? Dla ilu ludzi w Polsce ta tradycja jest naturalna, przyswojona od dziecka, codzienna i oczywista? Przecież to jest zdecydowana mniejszość społeczeństwa. Reszta szarpie się poszukując swojej tożsamości, czasem wręcz groteskowo.

Tłumek postsocjalistyczny, pozbawiony naturalnej możliwości grabienia zagrabionego w państwie podległym Moskwie,  rozpaczliwie usiłuje znaleźć pana w Brukseli, by dalej móc chapać niewolniczo. Stąd niezwykła popularność wszelkich grup i grupek wzajemnego wsparcia, zwanych potocznie korporacjami zawodowymi, żerujących na reszcie towarzyszy niedoli w tym dziwnym miejscu Europy.

Łapki chodzą tylko do siebie, dobro wspólne jest abstrakcją przyjmowaną z trudem i mozołem.

Jednocześnie odbywa się ciężka praca nad budową nowej, postsocjalistycznej tożsamości, oczywiście w opozycji do klasycznej tradycji polskiej. Wymieszane rzesze post-„tutejszych” oraz nielicznych post-Żydów próbują stworzyć własny mit założycielski po upadku mitu komunistycznego. Niestety – w efekcie mamy jakieś popłuczyny po filozofiach przesytu z jednej i spadkobierców „Grunwaldu” z drugiej strony oraz trochę zwolenników państwa katolickiego w środku. Mimo upływu ponad dwudziestu lat nie udało się jednak nikomu, nawet Michnikowi, stworzyć takiego w pełni akceptowalnego mitu.

W takim kontekście twierdzenie Króla jest całkiem na miejscu. Oni naprawdę nie rozumieją, czym jest ta mityczna Polska, o której pisze Rymkiewicz. Nie rozumieją Herberta, bo żeby go zrozumieć, trzeba najpierw wiedzieć co znaczy, że na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy.

Nie czytają Krzyżaków ani Potopu, nie śpiewają starych pieśni. Nie lubią tej pańskiej Polski, wszak ich dziadowie czy ojcowie niszczyli ją ze szczerym zaangażowaniem.

Polskość to nienormalność – powie Tusk szczerze w 87-tym, nie wiedząc jeszcze jakie role czekają go w przyszłości. I powie prawdę – cóż on ma wspólnego z tradycją Polski szlacheckiej,  ziemiańskiej,  z II RP? Nic.

On też znakomicie potrafi chapać pod siebie – a że akurat nie o żywe pieniądze, a o wpływy i władzę chodzi? To bez znaczenia, liczy się własna pozycja w grupie i możliwości startu wyżej – w strukturach ponadpaństwowych. Tak samo zachowywał się Kwaśniewski.  Paradoksalnie to Wałęsa był już bliższy polskiej tradycji poprzez ten swój ludowy katolicyzm.

I tak oto dochodzimy do konkluzji – dla większości ludzi w Polsce ta tradycyjna polskość to terra incognita.  Coś, czego z jednej strony nie znają i nie rozumieją, a z drugiej się boją.


 W Smoleńsku zginęli ludzie, którzy te polskie  tradycje umieli przełożyć na język współczesności. Jakże niewielu takich mamy i jak niepowetowana to strata.



eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka