Opowieści rodzinne.
O zegarkach i koszulach nocnych. O czekaniu na chleb od połowy nocy i spaniu w rynsztoku ze zmęczenia. O żołnierzach polskich wykorzystywanych do budowy dróg, a potem mordowanych i zakopywanych w przydrożnych rowach.
O starym dworku i wywiezieniu wszystkich krewnych na Sybir. O trojce saniami przez śnieg na pasterkę – to jeszcze sprzed wojny.
Dziadek kazał spakować trzy walizy (bo na tyle kupił zgodę) i uciekał z babcią i mamą przed Sowietami w 1944. Uciekali na beczkach z benzyną, niemiecka ciężarówka wywiozła ich z frontu, który stał nad ich domem.
I to był koniec tamtego świata, absolutny i ostateczny.
Z tych trzech walizek w obcym, poniemieckim domu babcia odtwarzała stary świat. Umarli dziadkowie, potem umarła mama.
Zostały dwa albumy zdjęć, kilka filiżanek, dwa stare kilimy i jedno radno. Aha – jeszcze przepiękna szydełkowana serweta, tradycyjnie wkładana do trumny przy pochówku bliskich. Przed zamknięciem serwetę wyjmowano i czekała na kolejnego zmarłego.
To naprawdę dziwne uczucie – wyjmuje tę starą koronkę i dotykam, jest w doskonałym stanie....
Inne tematy w dziale Kultura