Wczoraj w Monachium, podczas uroczystego otwarcia synagogi przy Reichenbachstraße, wydarzyło się coś, co rzadko widzimy w polityce. Właściwie nigdy. Kanclerz Niemiec, Friedrich Merz, przemawiał i nagle głos mu się załamał. Płakał.
To nie jest delikatny człowiek znany ze swojej wrażliwości. Przez lata uchodził za zimnego wyrachowanego realistę, racjonalnego, wyczekującego swojej szansy w CDU. A jednak wczoraj, w jarmułce, w miejscu pamięci i obecności Żydów w Niemczech, na oczach milionów widzów nie wytrzymał. Na chwilę przestał być politykiem.

Dyskusja z FB.
Historia tego miejsca jest wyjątkowa. Synagoga w monachijskim Glockenbachviertel została zbudowana w 1931 roku dla 2300 Żydów z Europy Wschodniej. Jej architekt, Gustav Meyerstein, emigrował w 1933 roku do Palestyny. W listopadzie 1938 roku naziści podpalili synagogę, straży pożarnej udało się ugasić ogień oczywiście nie ze względu na synagogę, lecz by chronić sąsiednie budynki. Po wojnie prowizorycznie odrestaurowana, od 1947 roku służyła ocalałym i tzw. „displaced persons”, Żydom w drodze do Izraela czy Ameryki. Aż do otwarcia nowej synagogi przy placu Jakuba w 2006 roku, to właśnie tu biło serce żydowskiego życia w Monachium. Teraz, po latach zaniedbań, dzięki ogromnemu zaangażowaniu Rachel Salamander wieloletniej właścicielki legendarnej księgarni literackiej w Monachium, a także doradczyni ds. kultury i pamięci, udało się przywrócić temu miejscu dawną świetność. Dzięki jej inicjatywie i pracy synagoga odzyskała w tym roku swój pierwotny wygląd z 1931 r.
I właśnie tu osiemdziesiąt lat po wojnie być może na moment przed kolejną wojną w Europie Merzowi załamał się głos. Widziałam w tym coś więcej niż oddanie czci pomordowanym. To była bezbronność wobec naszych czasów. Widziałam człowieka z pokolenia, które wciąż ugina się pod ciężarem historii i pod wpływem tego co jego niemieccy przodkowie uczynili światu, ale też kogoś, kto odczuwa dzisiejsze napięcia: napad Rosji na Ukrainę, bezeceństwa Netanjahu, Gazę, pomordowanych i zapomnianych zakładników Hamasu, drony spadające na Polskę, fake newsy, manipulacje, politykę, która boi się zająć stanowisko, by nie prowokować konfliktów.

W świecie, który zalewa kłamstwo, szyderstwo i wygodne przemilczenia, Merz przez moment nie miał siły się ukryć. I w tej chwili był prawdziwy. We wszystkim dziś jest kalkulacja. Co się opłaca? Komu się narażę? Łzy w polityce są czymś, o czym dawno zapomnieliśmy, łzy w ogóle są dzisiaj nie na miejscu, nie pasują do epoki spin doktorów i konferencji prasowych. Do mądrali i prześmiewców i pouczających wszystkowiedzących komentatorów w mediach społecznościowych. I dlatego właśnie ta chwila prawdziwej kruchości miała w sobie ogromną siłę. Okazała bezbronność także tych uważanych za silnych.
To był ważny moment, nie tylko dla niemieckich Żydów, ale także dla nas, dla mnie. Nie-Żydów i Nie -Żydówki, którzy z przerażeniem patrzymy na coraz bardziej oswojony antysemityzm wokół nas. Także w Niemczech. Przede wszystkim w Niemczech. I którzy wierzymy, że prawda, nawet jeśli pojawia się tylko na sekundę, nadal ma moc.
Zdjęcie: Spiegel, Anna Szilagyi / EPA
Magdalena Parys, Grupa z FB.
Try to be Meraki, - means “to do something with soul, creativity, or love”
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka