Najpierw pojechałem do Waldburga, zaś kiedy wybuchła afera z Grassem, do Eli, do Berlina. Od kilku dni jestem w Offenbach, w piątek o 12 miałem tam bardzo ważne spotkanie.
- Czy powinienem się z nim spotykać? Ten człowiek jest dziś przecie nikim. Jak tak dalej pójdzie, już niedługo zabiorą mu Nobla.
Wpierw lunch w Sheratonie. Później wspólny spacer w parku, z tyłu, pomiędzy pałacem a hotelem. Ciepło i przyjemnie. Wiosenne słońce specyficznym, staroniemieckim światłem (Sunder Starszy) bezwstydnie oświetlało parkowe posągi.
W obliczu ich antycznej nagości Gunterowi zebrało się na erotyczne zwierzenia. Bez skrępowania opowiadał jak wraz z Willi B. w połowie lat sześćdziesiątych, pijani jak weimarska bohema, w wiejskiej gospodzie zamawiali dziewczyny do letniego domu - własności G. pod Hamburgiem.
Prymitywny plotkarz, pomyślałem. Poczułem niesmak. Podwójny, gdyż frywolne harce światła (Holbein) na mijanej przez nas figurze elfa o posturze germańskiego wojownika przypominały mi o niechlubnej esesmańskiej przeszłości mego rozmówcy. Cóż z tego, że gdy Guntera wcielono do SS, chłopak miał zaledwie 16 lat i niewiele rozumiał z otaczającego go świata? Zauważmy, że kiedy wypomina się ubeckie zaangażowanie Marcelowi R-R, bardzo podobny wiek przyszłego guru krytyków niemieckiej literatury (w 1946 roku miał 27 lat ) staje się okolicznością obciążającą!
Nie śpiesząc się wyszliśmy z parku aleją prowadzącą wzdłuż domu Lili Schonemann. Niedaleko stamtąd, za kościołem rozpoczyna się ścisłe centrum miasta.
Kiedy tam dotarliśmy wiatr przegnał właśnie precz ciemne, ciężkie jak ołów chmury podkreślające kiczowatość podziwianego przez nas obrazu - postawionych jakby jeden na drugim; starego kościoła, pseudonowoczesnej przestrzennej rzeźby i powstałego współcześnie betonowego ratusza.
Zrobiłem zdjęcie fenomenu (publikuję je na froncie). Kiedy chciałem poddać je analizie, przez deptak przebiegł palestyński chłopak. Mój towarzysz przerwał mi i zaczął bajdurzyć o Iranie, o pokoju na świecie, o niechęci do wojny i o izraelskiej odpowiedzialności. Gdy skończył wiatr rozwiał chmury, spoza których prosto i optymistycznie wyjrzało słońce.
Ja swoje wiem - pomyślałem. - Ja swoje wiem. Zupełnie jak gołębie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości