euromir euromir
298
BLOG

EUROMIR (MAŁO CO) UTOPIONY!

euromir euromir Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 Dziś po lunchu postanowiłem odbyć spacer po Magelungen, teraz zamarzniętym i przysypanym półmetrowym śniegem jeziorze leżącym nieopodal mego domu. Pogoda wspaniała, niebieskie niebo, słońce, lekki mróz, - 4C. Słup siwego dymu lekko unoszącego sie w kierunku nieba z elektrociepłowni w Högdalen zwiastował utrzymanie pogody.

 

Zobacz galerię zdjęć:

Wyekwipowałem się solidnie, na nogach buty z cholewami, w plecaku para zapasowych, butelka whysky i ekstra spodnie.
Wyekwipowałem się solidnie, na nogach buty z cholewami, w plecaku para zapasowych, butelka whysky i ekstra spodnie. Lód ma ca 70 cm grubości. Wiem, gdyż wczoraj wraz z kolegą nawierciliśmy powierzchnię w kilku miejscach. Na wierzchu ubity śnieg Słońce grzało. Ruszyłem wzdłuż brzegu. Na północ. Czasami przykrytą śniegiem taflę przerywają długie, niepokojące, dochodzące do 1cm szerokości pęknięcia. Po 20 min marszu zbliżam się do miejsca, gdzie kończy się jezioro i zaczynają mokradła. Zimą ta granica jest zatarta. W tym miejscu, widać to wyraźnie latem, zaczynają się bagna. W miarę wznoszenia się terenu woda jest coraz płytsza. Masa wysepek Krzaki i trzciny. Coraz więcej trzcin. Las trzcin. Mam poczucie wędrówki po bambusowym gaju. Tatarak. Na wpół zakonserwowane mrozem "bazie". I wieczny, zawsze za mną podążający stalker! Pośrodku zamarzniętych mokradeł, skuta lodem rzeka. Jej wody muszą być cieplejsze od otoczenia, gdyż nie ma na niej śniegu. Sprawdzam nogą lód. Mam wrażenie, że jest mocny. Szukam przejścia na drugą stronę. Jak niewierny Tomasz. Najchętniej brodem. Znajduję stary, zrujnowany mostek. Nie wzbudza zaufania. Jedno jest pewne. Prowadzi przez bród, więc powinno tu być płytko. Niepewnie stawiam kroki. Przytrzymuję się zmurszałych, sosnowych kołków wbitych w ziemię. Nagle słychać suchy trzask. Lód pode mną załamuje się. Wpadam do lodowatej rzeki. Upadając rozkładam ręce. To mój ratunek. Powoli i ostrożnie wygrzebuję się z przerębli. Zmieniam buty i spodnie. Mam szczęście, plecak suchy. Piję nieco whysky. Klnę. Brak dokumentacji wypadku powoduje moją niezmierną irytację. Nikt mi teraz w mą przygodę nie uwierzy. Krzyczę głośno - kurwa! Przygnębiony, meandrami rzeki wędruję dalej. Po kilku kilometrach osiągam cel mej wędrówki. Zimowy obóz cygański. Mieszkają tu od kilku miesięcy. W namiotach i starych przyczepach campingowych. Wodę gotują w ogniskach. Biedni ludzie. Są z Rumunii. Mają oczy jak zbite psiaki. Żenuje mnie fotografowanie ich z bliska. Jak złodziej wykonuję ostatnie zdjęcie.
euromir
O mnie euromir

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości