Od sześciu miesięcy żyjemy w świecie ogarniętym największym być może kryzysem gospodarczym w historii. Dziś już nikt nie próbuje negować tego faktu, jak to miało miejsce jeszcze pod koniec zeszłego roku. Ekonomiści i politycy skupiają swe wysiłki na próbie odpowiedzi na pytania, jak długo ten kryzys potrwa i jak głęboko przeora światową ekonomię i finanse. Najgorsze jest to, że optymistycznych odpowiedzi nie widać. Zmieniają się liczby, prognozy, niezmienne pozostaje przekonanie, że po tym kryzysie świat będzie wyglądał inaczej.
Ekonomia
Prognozy spadku PKB w strefie euro, szybują w dół, z miesiąca na miesiąc. O ile jeszcze w grudniu zeszłego roku prognozowano, że w państwach strefy euro wystąpi minimalny spadek PKB na poziomie 0,5%, to dziś, według Jean Claude Tricheta, prezesa Europejskiego Banku Centralnego recesję tą należy oceniać w wymiarze realnym, jako 2,2 do 3,2% .
Podobne zjawisko obserwujemy w Polsce. Po jesiennym, kurczowym trzymaniu się przez rząd hurraoptymistycznych wskaźników i zapewnieniach, że kryzysu nie ma, przyjęto jednak w budżecie ostrożniejszą wersję 3,7% PKB, choć w dalszym ciągu jest to założenie wzrostu a nie recesji. Tymczasem większość zachodnich agencji ratingowych prognozuje dla Polski wzrost w granicach 0,5- 1,5% PKB.
Jeśli ich scenariusze okażą się bliższe prawdy, już w połowie roku w budżecie może zabraknąć pieniędzy, dla policji, wojska czy służby zdrowia.
Pozostając przez chwilę przy Polsce, nasza „radosna” postawa, może się wkrótce boleśnie zderzyć z rzeczywistością, nie tylko spychając kraj w potężną „dziurę budżetową” zgotowaną nam przez zbyt optymistyczne prognozy wzrostu, ale także przez załamanie systemu bankowego.
Janusz Szewczak, nagrodzony przez „Gazetę Finansową”, analityk ekonomiczny, w wywiadzie, jakiego udzielił „Gazecie Polskiej” prognozuje nadejście tajfunu Vincent (od imienia ministra finansów, Rostowskiego). Ma on dotknąć polski sektor bankowy, silnie powiązany z zachodnimi bankami, z których wiele czeka w najbliższym czasie nacjonalizacja. Według analityka, czeka nas ogromne zamieszanie, upadłości i przejęcia banków, i co istotne dla gospodarki praktyczne wstrzymanie akcji kredytowej.
W USA nie jest wcale lepiej, ponad 800 mld dolarów wpompowane w system finansowy w ramach planu Paulsena, nie przyniosło specjalnych efektów, poza kilkoma skandalami związanymi z ogromnymi premiami wypłacanymi sobie przez prezesów. Wprawdzie fala upadłości została zahamowana, ale akcje banków wciąż spadają. Najbardziej wymowną ilustracją tego stanu jest fakt, że PKO BP jest obecnie wart tyle samo, co największy do niedawna bank świata Citygroup. Akcje tego ostatniego w ciągu ostatniego roku spadły z 30$ do 0,97$.
Wszystko wskazuje na to, że nieunikniona staje się nacjonalizacja banków, a przynajmniej sporej ich części. Będzie to symboliczny kres liberalizmu w takiej formie, w jakiej znaliśmy go w drugiej połowie XXw.
Społeczeństwo
Kryzys uderza jednak przede wszystkim w ludzi. Utrata praca, oszczędności, groźba popadnięcia w nędzę, to są czynniki, które dokonują gwałtownych zmian nastrojów społecznych, mogących w konsekwencji doprowadzić do rewolucji zarówno na scenie politycznej, jak i na ulicach.
Przedsmak tego mieliśmy na początku roku, gdy w Islandii ulica obalała rząd, a do gwałtownych zamieszek doszło w Sofii i Wilnie. Także ostatnie wydarzenia w Grecji, gdzie grupy anarchistów zaatakowały siedziby banków i sklepy, mogą być symptomem nadciągającej burzy.
Skala tego zjawiska może dramatycznie wzrosnąć w najbliższych miesiącach, wraz ze wzrostem bezrobocia. W Polsce bezrobocie wzrosło o cały procent do poziomu 10,5%, a kolejne 173 firmy zapowiedziały zwolnienie w najbliższym czasie ponad 14 tys. pracowników.
Polski rynek pracy coraz dotkliwiej odczuwa więc skutki kryzysu gospodarczego, a eksperci nie pozostawiają złudzeń: będzie jeszcze gorzej. ”Liczba bezrobotnych może wzrosnąć w całym roku nawet o 440 tysięcy osób, co oznacza, że na koniec grudnia przekroczy dwa miliony osób” - mówi ekonomistka Maja Goettig. Jakby tego było mało, sytuację może dodatkowo skomplikować masowy powrót zza granicy Polaków oraz rezygnacja z poboru do wojska, która wchodzącej na rynek pracy w czerwcu, grupie absolwentów szkół średnich, odbiera szansę „przeczekania” złego okresu.
Nie lepiej jest w innych państwach UE, Komisja Europejska przewiduje, że do końca roku pracę może stracić nawet 3,5 mln ludzi, a najgorsze pod tym względem perspektywy, roztacza przed Hiszpanią, w której stopa bezrobocia na koniec 2009r wynieść może 16,1%, zaś na koniec kolejnego roku, nawet 18,7%.
Po drugiej stronie oceanu, w ciągu ostatnich 3 miesięcy zwolniono ponad 2 miliony ludzi a bezrobocie sięgnęło, kosmicznego jak na USA poziomu 8,1 procent, tak źle nie było tam od 60 lat.
Czytając te dane, przestaje dziwić opinia Denisa C. Blaira – szefa amerykańskiego wywiadu, który przed senacką komisją stwierdził, że destabilizacja, jaką może wywołać na świecie kryzys gospodarczy jest dla bezpieczeństwa USA obecnie większym zagrożeniem niż terroryzm.
Blair stwierdził, że jeśli kryzys potrwa dłużej niż 2 lata, niektóre państwa mogą się pogrążyć w totalnym chaosie i bezprawiu. Katastrofalne skutki może dla Europy mieć pogłębiający się kryzys na Ukrainie i w Rosji. Z kolei wobec Zachodu Blair formułuje obawy o powtórzenie się historii z lat 30. XX wieku i wzrost nastrojów ksenofobicznych i nacjonalistycznych.
Każdy kryzys jest czasem ciężkim dla rządzących, zaś dla opozycji to okres żniw, tym razem może być inaczej. Tym razem ofiarą może być cała klasa rządząca, bez względu na to, czy to Grecja, Węgry, Polska czy Ukraina. Ulica może wynieść do władzy całkiem nowe siły i nowych liderów.
Na zachodzie, może się to nałożyć na coraz silniejsze obawy przed imigrantami, zwłaszcza licznymi w tych krajach koloniami muzułmanów. Tak się już dzieje w Holandii, gdzie partia Wildersa przewodzi w sondażach, a także w Norwegii gdzie prawicowa Partia Postępu z 30% poparciem, traci już tylko 3 punkty do liderującej wciąż w sondażach Partii Pracy.
Nikt natomiast nie jest w stanie przewidzieć, jak ewentualne rewolty przemeblują sceny polityczne dawnych państw bloku wschodniego. Czy będziemy świadkami odrodzenia sił postkomunistycznych, czy też będą to całkiem nowe formacje o zabarwieniu nacjonalistycznym?
Pewne jest tylko to, że o ile spełnią się pesymistyczne scenariusze rozwoju kryzysu, przy takiej skali społecznego niezadowolenia, jaką może on wywołać, czeka nas całkowita zmiana politycznej architektury Europy, porównywalna tylko z tym, co działo się w latach 1930 – 1939.
Geopolityka
Wreszcie ostatni aspekt kryzysu, wpływ załamania gospodarczego na geopolitykę. Wspomniany wyżej, Denis C. Blair najwięcej miejsca w swym raporcie poświecił Pakistanowi, gdzie kryzys gospodarczy nakłada się na polityczny, co wzmaga popularność islamistów i idei dżihadu, spychając to atomowe mocarstwo w stronę nieuchronnej wojny domowej. Z punktu widzenia amerykańskich interesów w Afganistanie to zrozumiałe podejście, ale nie znaczy to, że podobnych problemów z islamistami nie będą miały inne państwa Bliskiego i Środkowego Wschodu. To adekwatna sytuacja do Europy, z tym, że pobawiona znaków zapytania. Ogromna baza organizacyjna, ideologia, religia, wsparte dodatkowo działalnością terrorystycznych organizacji, które z radością doleją oliwy do ognia, może sprawić, że reżimy sprawujące dotąd władzę przy pomocy służb specjalnych, będą padać, jeden po drugim. Oczywiście tak jak w przypadku Europy niezbędny będzie silny katalizator. O ile w Europie, może nim być wysokie bezrobocie i krach finansowy, o tyle na Bliskim Wschodzie gdzie brak pracy jest sytuacją normalną, a ludzie nie za bardzo mają co tracić, katalizator może mieć inny charakter.
Może nim być np. akcja militarna skierowana przeciwko Iranowi, a nawet jakiekolwiek lokalne wydarzenie z udziałem wojsk USA lub Izraela, ewentualnie jakiś duży zamach wymierzony w te państwa. Niewykluczony jest też całkiem inny scenariusz, według którego sam Iran rozpocznie akcję destabilizacji, by poprzez wywołanie chaosu zabezpieczyć się przed obcą interwencją i w spokoju dokończyć swój program jądrowy.
Jednak Bliski Wschód, mimo że tam najłatwiej o wybuch, jest tylko drugorzędnym polem ewentualnych zmian geopolitycznych, i to w dodatku tych nie najistotniejszych.
Prawdziwym beneficjentem obecnego kryzysu mogą się okazać Chiny. Państwo to wydaje się, być jedyną wyspą dużego wzrostu w morzu recesji. Być może słowa premiera Wen Jibao, o 8-procentowym wzroście PKB są przesadzone, ale nawet ostrożniejsze szacunki ekonomistów zapowiadają, że wyniesie on 5,6%. Także i opinie o tym, że chiński handel zagraniczny ucierpi nie mniej niż reszta świata, wydają się być nietrafne. Ludzie być może zaczną oszczędzać, przestaną kupować markowe buty, czy drogi sprzęt RTV, ale mogą tym bardziej sięgnąć do portfela, by nabyć tańsze, tandetne chińskie odpowiedniki.
Chiny łapią wiatr w żagle. Już dziś coraz częściej wypowiadają się w kwestiach globalnych, nawet próbują narzucać tematykę kolejnych szczytów grupy najbogatszych państw. Zaledwie kilka dni temu, premier Wen Jibao, oświadczył, że podczas zbliżającego się szczytu G-20, jednym z głównych tematów winna być kwestia pomocy dla najuboższych krajów. Mało tego, Wen podkreślił także, iż "dwudziestka" będzie musiała wspólnie zastanowić się nad reformą Międzynarodowego Funduszu Walutowego, głównie mając na względzie interesy rozwijających się państw.
Państwo Środka zwiększa swą aktywność we wszystkich regionach świata. Już nie tylko Afryka i Ameryka Pd. staje się celem surowcowej eksploracji, Pekin coraz odważniej wchodzi do Ameryki Pn. i do Europy, przejmując tracące na wartości firmy, zwłaszcza z branży energetycznej. Do niedawna Pekin robił to korzystając z „przykrywki” lokalnych spółek, teraz coraz częściej występuje z „otwartą przyłbicą”.
Nie ulega wątpliwości, że za sprawą trwającego od sześciu miesięcy kryzysu, jesteśmy świadkami przyspieszonego końca unilateralnego świata, w którym nic co ważne, nie mogło się stać bez wiedzy i zgody USA. Wielu ekonomistów to dostrzega i mówi o przesunięciu centrum światowej ekonomii do Azji, o wzroście znaczenia tego regionu. Dziś to już nie są prognozy, to fakty a Chiny w tym nowym układzie zamierzają odgrywać rolę lidera, do której zresztą są predestynowane z uwagi na swój potencjał demograficzny, kulturowy i militarny.
Jaki zatem świat wyłoni się z odmętów Wielkiego Kryzysu, jak zapewne za kilkanaście lat nazwany zostanie obecny czas? Czy będzie to dwubiegunowy świat, w którym wokół dwóch światowych mocarstw, USA i Chin, budowane będą bloki i strefy wpływów? Czy może raczej świat popadnie w okres chaosu i lokalnych wojen, nad którymi przez długie lata nikt nie będzie mógł zapanować?
Scenariusze, które tu opisałem, nie pretendują bynajmniej do miana jedynych możliwych, to zaledwie opcje w tej chwili najłatwiejsze do wyobrażenia, jednak dynamika wydarzeń może nakreślić całkiem inny, dziś niewyobrażalny scenariusz, w którym główne role grać będą nikomu dziś nieznani aktorzy.
Piotr Górka
Świat XXI wieku postawil przed spoleczeństwami Europy nowe problemy i ale nowe mozliwosci - staramy się znaleźć odpowiedzi na nadchodzące wyzwania i nie unikać trudnych problemów. Blog prowadzą osoby związane z Fundacją Europa 21 i portalem Europa21.pl. Michał Wiśniewski, Grzegorz Lindenberg. A także - Witold Repetowicz, Hubert Kozieł, Bartek Zolkos, Piotr Cybula, Piotr Górka Napisz do nas: redakcja@europa21.pl Polish citizenship and Polish passport
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka