Dla młodszych Czytelników - gwoli wyjaśnień drugiej części tytułu: takie powiedzenie funkcjonowało w czasach komuny i żartowano sobie z tow. Gierka negocjującego dostawę bananów, które wówczas były luksusem.
Reszty chyba wyjaśniać nie trzeba, bo widać, że Szymon Hołownia poszedł z Tuskiem na wojnę i szuka po pierwsze wsparcia, po drugie - i ważniejsze - ratunku dla swojego projektu Polska 2050, który już właściwie przestał istnieć.
Krótko pisząc, poszedł pohandlować - jak w tytule. Nie chodzi rzecz jasna o banany, ale o ofertę, którą Hołownia położył na stole: nie ulegnę presji pseudoprawniczemu bełkotowi Zollów i Safjanów, nie ulegnę naciskom Bodnara i Tuska, zapobiegnę zamachowi stanu, który ma się dokonać, zwołam Zgromadzenie Narodowe i zaprzysięgnę prezydenta elekta... ale...
"Ale" jest nieznane i ma bardzo szerokie spektrum możliwości. Mogło być odwrotnie i to Bielan jako emisariusz Kaczyńskiego miał ofertę dla Hołowni, ale bez wątpienia związaną z planowanym przez peowskich warchołów zamachem stanu. Jakkolwiek jest, to po raz pierwszy stawiam plus przy marszałku Sejmu - chyba zachowuje się jak trzeba i miejmy nadzieję, że tak zostanie.
Dajmy mu ten węgiel...
Inne tematy w dziale Polityka