Sobota 17.4.2010 to uroczystości i msza święta na Placu Piłsudskiego w Warszawie w intencji wszystkich ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Pragnę podzielić się swoimi wrażeniami.
To był słoneczny dzień. Jednak ciepłe ubranie jak się później okazało miało swój sens. Gdy zawyły syreny – jeszcze byłam na ul. Marszałkowskiej. Setki ludzi zatrzymały się na tej pustej, bo zamkniętej od ruchu ulicy. Czułam się jak w fantastycznej powieści Thomasa Lehr’a „42”, gdy stanął czas i wszyscy ludzie zatrzymali się w tym miejscu, gdzie akurat stali, a autor zastanawiał się nad nowoczesną teorią czasu i naszego uwikłania w czas. Jeszcze osiem dni wcześniej nikt by nie przypuszczał, że tysiące ludzi ogarną takie właśnie emocje. Prof. Krasnodębski (filozof i socjolog) powiedział w tivi, że „Ujawniła się Polska, której nie brały pod uwagę żadne sondaże".

Na Plac Piłsudskiego dotarłam niebawem. Ludzi było tysiące. Mnie udało się zająć miejsce pod telebimem koło Zachęty.
Gdy swoje przemówienie zaczął pan Komorowski – pomyślałam, że strasznie słabe mam miejsce, bo nagłośnienie byle jakie. Z trudem, ale zrozumiałam, co mówi. Oklasków nie dostał. Później głos zabrał pan Łopiński. Jego już w ogólne nie mogliśmy zrozumieć. Ludzie wokół mnie byli niezadowoleni. Ale starszy pan, który siedział na rozkładanym krzesełku głośno komentował płacz i uwięzłe słowa w gardle pana Łopińskiego. Tyle zrozumieliśmy z przemówienia. Wiele osób dyskretnie wyjęło chusteczki. Po przemówieniu ministra w kancelarii prezydenta - pana Łopińskiego rozległy się oklaski tysięcy osób. Gdy głos zabrała pani Skąpska z Rodzin Katyńskich zrozumiałam, że to nie kwestia nagłośnienia jest problemem. Pani Skąpska mówiła głośno, pewnie siebie, z wielkim przekonaniem.
Najbardziej zapamiętałam jej zdanie, że ból i cierpienie nie przeszkodzą rodzinom katyńskim w dawaniu świadectwa prawdzie. Pomyślałam, że Polska pomimo bólu i cierpienia związanych ze śmiercią patriotów pod Smoleńskiem powinna dalej się rozwijać i dobrze reprezentować prawa Polaków w UE i na świecie. Od rodzin katyńskich można się wiele nauczyć. Premiera Tuska w ogóle nikt w moim sektorze nie był w stanie zrozumieć. Takie memłanie czegoś pod nosem. Również z obrazów na telebimie nie można się było domyśleć niczego – w przeciwieństwie do pana Łopińskiego, który przynajmniej obrazem swojej osoby przemawiał, jak już głos mu się załamał.
Pomyślałam, że kiepskich mamy polityków (tych co przemawiali). Żadnego pocieszenia, żadnej wizji przyszłości. Płacz, memłanie pod nosem, skulenie ogona, przestrach. Najbardziej podobała mi się pani Skąpska – ale ona była jedyną przemawiającą, którą dało się zrozumieć, była pewna siebie i miała wizję, którą przetworzyłam po swojemu „Nie dać zapomnieć, że jesteśmy Polakami”.
Po wystąpieniach polityków, pięknych pieśniach chóralnych, strzałach wojskowych – miała miejsce msza. Zauważyłam, że wiele elementów było wielkanocnych, homilia o pocieszeniu i sióstr, których zmarł Łazarz, dobrane pieśni – raczej radosne. No i dobrze. List od wysłannika Sodano – nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Natomiast wrażenie zrobiły tysiące ludzi, gdy pomimo braku miejsca klękały na podniesienie. Tysiące przyjęło komunię świętą.
Bardzo podobało mi się to, że po komunii świętej swoje wystąpienia miał kościół prawosławny i ewangelicki. Piękne śpiewy z kościoła prawosławnego, piękna homilia kościoła ewangelickiego.
Duża pochwała dla organizatorów przedsięwzięcia, którzy zdali ten niecodzienny egzamin piątkę z plusem. Na placu panował porządek. Harcerze pilnowali wolnych dróg przejścia dla ratowników i karetek. Roznoszono wodę mineralną. Udzielenie komunii świętej tylu tysiącom osób przebiegło sprawnie. Ministranci z transparentami na wysokich kijkach informowali o miejscu udzielania komunii. Przystąpiły setki.

Zauważyłam jeszcze jeden aspekt. Przez kilka dni wcześniej ludzie kupowali kwiaty i znicze i przynosili przed Pałac Prezydencki. Te kwiaty i znicze tam zostały. Jednak przez kilka ostatnich dni ludzie kupowali również biało-czerwone flagi. Dla wielu osób kupiona w tych okolicznościach flaga to pierwsza osobista biało-czerwona flaga w życiu. Wiele osób, tak jak ja, czuło potrzebę i przyniosło ze sobą te flagi na Plac Piłsudskiego w sobotę. I te biało-czerwone flagi zabraliśmy ze sobą do domu na przyszłość – do wykorzystania przy wielu następnych okolicznościach. Nasze pierwsze biało-czerwone flagi w życiu. Rokita (poprawiłam nazwisko po opublikowaniu) przedwczoraj skomentował, że jest rozczarowany odrodzeniem romantycznej wersji patriotyzmu w narodzie polskim. Czy znowu będą narodowi wciskać kit, że jest zacofany i „nieeuropejski”, ponieważ tak bardzo kocha swoją tożsamość?

Pozdrawiam Ewa Pióro
Empatyczna - postrzegam świat oczami kandydatów i pracodawców, wspieram jednych i drugich w rozwoju. . :0) . "Nawet najciekawszą dyskusję można stłamsić pieprzeniem." - nieznany cytat blogerki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka