Europa Wolnych Ojczyzn Europa Wolnych Ojczyzn
35
BLOG

Schabowy a’la Dmowski i ogon z krokodyla

Europa Wolnych Ojczyzn Europa Wolnych Ojczyzn Polityka Obserwuj notkę 1

Nie pomoże zmiana ordynacji wyborczej, niewiele da zniesienie utrwalających władzę partyjnych dotacji, nic nie naprawi faktyczna demokratyzacja kraju – jeżeli nie dokona się istotny i twórczy przełom w narodowym myśleniu Polaków.

W myśleniu historycznym, religijnym i gospodarczym, czyli tak naprawdę o sobie, jako podmiocie tworzącym państwo jedne z wielu, ale jedyne jakie nas obchodzi.
Bez nierealnych postulatów, bez postaw roszczeniowych, z normalną dzielnością życiową.
 
Minione kształty, których „żaden cud nie wróci do istnienia” i ołtarze przeszłości na których „ogień święty jeszcze się żarzy” trzeba uczynić filarami, nie zaś barykadami naszych narodowej konstrukcji. Konstrukcji nowych i silnych. Budowanych przez ludzi intelektualnie
i emocjonalne wyemancypowanych, gotowych do konkurowania lojalnych wobec narodu profesjonalistów.
 
Na błędach trzeba się uczyć, a najłatwiejsze jest to w przypadku dokonywania uczciwej analizy działań niedawnych. Fiasko poniosły próby zamykania Polski na świat
z jednoczesnym odgrzewaniem idei poprzednich epok, swoje natomiast zrobiły zorganizowane zastępy rodzimych i unijnych biurokratów.
Antyintelektualne hasła Unii Wolności z okresu kampanii przed referendum akcesyjnym typu ”Kocham Unie E.” nie zaszkodziły ich sprawie, a na niewiele z kolei zdały się ręce  staruszków wyciągane z krzyżykiem, a ni tym bardziej chłopców „zamawiających piwa”.  
W żądnym  nie mogły ludzi przekonać występy domorosłych polityków - z jednej strony intonujących „Rotę”, a z drugiej zerkających zalotnie na wschód  (bo wczesny Dmowski) i tym samym dających się wpuszczać w marketingowo kanał „Unia czy Białoruś?”.
 
Od początku wiadomo było, że Polska do Unii wejdzie. Wskazywały na to nie tyle „znaki na niebie i ziemi”, co zwykły ogląd naszej sytuacji geopolitycznej, gospodarczej i społecznej.
Ludzie mieli dość upośledzającego ich Wschodu, a tęsknili do wolnego i dostatniego - Zachodu. Polityka naprawdę polska musiała to brać pod uwagę i na tej bazie budować realne koncepcje.
 
Jak zwykle najistotniejszym był zatem nie tępy upór, a błyskotliwe działanie w trosce o narodowy interes z kulturalnym, a więc i fachowym  przekazem kierowanym do swoich rodaków.
W dobrze pojętym polskim interesie leżała twardo wytargowana sfera wolności państwowej, obyczajowej i gospodarczej, zaś celem makro było zablokowanie tworzenia wspólnego państwa oraz optowanie za formułą integracji, którą już w XIX Stefan Buszczyński
nazywał Europą Wolnych Ojczyzn.
 
Jeżeli zatem mieliśmy wtedy uzyskać głos na „nie”, to całą energię należało skupić na ujawnieniu obywatelom powodów, dla których konkretny traktat akcesyjny - nie tyle wynegocjowany, co przyjęty przez polityków - był właśnie dla narodu nie do przyjęcia.
Było to trudne zadanie w klimacie dobrodziejstwa, czy nawet łaski, jaki tworzyła proeuropejska lewica zainteresowana głownie unijną frajdą i gażą.
Trudne, ale przynajmniej w części wykonalne.
 
Przyjęcie warunków debaty jakie dyktował przeciwnik i złe rozłożenie akcentów po własnej stronie, wobec ogromnej dysproporcji w dostępie do mediów musiało jednak zakończyć się klęską.
Jedną z przyczyn (także intelektualnej) przegranej obozu niepodległościowego było przyjęcie fałszywego założenia, że wystarczy ludzi straszyć wracając do historycznych wytrychów. Odgrzewana myśl narodowa, proste angażowanie religijnej wspólnoty czy wykraczające poza odczuwalne poczucie zagrożeń „strachy na Lachy” źle przysłużyły się Polsce i w rezultacie zdyskredytowały ten sposób perswazji, odsyłając go w rewiry ludzi starszych lub niezaradnych, a zatem funkcjonujących w opozycji do całej nie rozumianej już rzeczywistości oraz bezwzględnej potrzeby sukcesu.
 
Zepchnięte na margines życia publicznego, zubożone lub infiltrowane środowiska „tradycjonalistów”, czy „narodowców” dają dzisiaj świadectwa swego upadku, w prostacki krytykując sposób władze Kościoła i kontestując wybrany przecież przez naród „światowy porządek”. Oprotestowując każdy bardziej, czy mniej ważny detal w dużej mierze przyczyniają się do budowy przydzielonego im wizerunku „oszołomów”.
Alternatywą dla zachodniej „nowoczesności” ma być jedynie powrót do przeszłości
i ucieczka na Wschód, czyli do nikąd.
 
Obywatel wielokrotnie odrzucił ten sposób myślenia, a pozbawiony mądrych politycznych przywódców nie jeden raz już paskudnie zbłądził. Pozbawieni refleksji „patrioci”, czy „katolicy” chętnie by jednak wciągnęli na swoją jakże wąska przestrzeń całą wspólnotę tak narodową, jak również religijną , zaś zupełnie źle rozumianą „Tradycją” zabarykadowali przy tym  i okna i drzwi.
Właściwie nie można tego podejścia nazwać nawet konserwatyzmem, gdyż powielanie sposobu myślenia chłopów ze znanej nam  „Konopielki”, którym nie wolno było kosić pszenicy kosą, a tylko sierpem przynosi jedynie wstyd i wzbudza politowanie.
Na szczęście Kościół posoborowy racjonalizuje i wzbogaca formy działania, by łatwiej dotrzeć do różnych ludzi w niezwykle trudnym, a więc wymagającym inwencji czasie.
Toteż z radością uczestnicząc w łacińskiej Mszy św. trudno prowadzić rozważania sytuujące nas w kabaretowej rzeczywistości Profesora Stanisławskiego, który rozpoczynał każdy swój wykład z zakresu Mniemanologii Stosowanej słowami „czyli o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia”, co oczywiście z porządkiem Roku Liturgicznego nic wspólnego nie miało.
 
Jakże żałośnie brzmią wykrzykiwane z patosem żądania (nawet swego czasu senatorskie), by kandydatów do władzy badać kilka pokoleń wstecz wg kryterium „polskości” - w kontekście krwi czeskiej, niemieckiej, ruskiej, a nawet greckiej płynącej w żyłach preferowanych przez nich Piastów - z Bolesławem Chrobrym (tym od „mieczyka”) włącznie.
 
Jakim smutkiem napawa niepełna widać adopcja ogółu, dokonana przez owe świadome 10 % stanowiące niegdyś aktywny (także umysłowo) naród, dziś skutkująca kompleksem i żałosną
awersją do obcych.
Dla przykładu można tu przywołać niewygodny dla nas antysemityzm, którego tak naprawdę  nigdy w Polsce szlacheckiej nie było, a że właściwie cała nasza kultura z tego właśnie zrodzona jest źródła, tylko prostacy przyjęli rolę szkodzących swoim, a pożytecznych dla konkurencji idiotów.
 
Szczególnie potrzebna jest także inteligentna reakcja na prowokacje środowisk homoseksualnych, złożonych z siłą rzeczy z ludzi nerwowych, a w obecnej chwili wzmocnionych siłą „europejskich” gwarancji.
 
To zagrożenie także nie powinno być nam nieznane, związane bywało z „władzą”, a strat przynosiło wiele. Najchętniej rozprawiamy o zepsuciu obecnym na osiemnastowiecznych dworach przedrozbiorowej Polski, lecz jeśli wierzyć naszym kronikarzom, to za pierwszego wśród władców dotkniętych tym właśnie problemem uważa się Bolesława Śmiałego, któremu zwykle miłostki przestały starczać i wpadł w ów „haniebny i plugawy grzech sodomski przyjęty od Rusinów, u których to zboczenie było pospolite”.
Praktyki te miały ponoć przepełnić miarę i sprowadzić nieszczęsny dla kraju konflikt
z Biskupem Stanisławem ze Szczepanowa.
Historia uczy, należy zatem wypracować sposoby neutralizacji szkodliwych promocji,
a jednocześnie unikać doraźnych niepokojów i szkód, nie spełniając tym samym oczekiwań politycznych ekshibicjonistów zbyt prostą reakcją, czy też agresją której ci pragną przecież jak kania dżdżu. 
 
Mądry człowiek wie, że trzeba się uczyć, pracować i bogacić, by potem móc skutecznie konkurować, tworząc własne rodzinne, czy narodowe konstrukcje.
Nierozgarnięty a hardy szuka jedynie winnych.
 
Ważne jest dla współczesnych Polaków, by nauki obu papieży -
Jan Pawła II i Benedykta XVI - były traktowane w katolickim społeczeństwie z powagą, a zwłaszcza ze zrozumieniem proporcji. Największy sukces Polaków, a także Kościoła Katolickiego ostatnich stuleci stanowił przełomowy pontyfikat śmiało patrzącego
w  przyszłość Jan Pawła Wielkiego. Myśli człowieka zmieniającego oblicze świata, który stał się prawdziwym globalnym autorytetem wiernie niosąc ewangeliczne przesłanie Miłości Boga i Bliźniego - we własnym kraju mogą stanowić pomoc we właściwym godzeniu tradycyjnych wartości ze zwycięską pragmatyką działań, gorliwego patriotyzmu z odważną otwartością na inne nacje, obstawania przy własnej wierze z aktywnym szacunkiem dla pozostałych.
Znajdując odpowiednie wskazania już w Ewangelii możemy zauważyć jak wielką silę nadał temu przesłaniu nasz Wielki Rodak - właśnie w relacjach z „obcymi”.
 
Oceniając poprawność niezbędnych działań widzimy dziś jak agresywnie, a zarazem skutecznie wprowadzane są elementy własnej myśli politycznej i historycznej w realizację interesu narodowego Amerykanów, Żydów, Niemców, czy Rosjan. Niezależnie od tego, że niekiedy budowane są na obcym nam kulturowo gruncie docenić trzeba fakt, że charakteryzują je zdecydowanie i spójność jakich naszym rozchwianym, a często nieautentycznym akcjom w tej dziedzinie permanentnie brakuje.
 
Adekwatnie do czasu i sytuacji realizowane są tam programy niosące zamierzone korzyści wewnętrzne i zewnętrzne, których my pomimo czasem o niebo lepszej pozycji nie potrafimy uzyskać. Nie należy w tym przypadku „znieczulać się” oceną moralną, czy tym bardziej każdorazowo analizować właściwość kierunku działań, ale na chłodno skoncentrować się na analizie doboru narzędzi i co za tym idzie zdolności do osiągania zamierzonych celów.
 
Dokonując oceny skutków dotychczasowej aktywności dojdziemy do wniosku, że Polacy muszą dokonać istotnych zmian sposobu myślenia, począwszy od budowania świadomości narodowej na bardziej uniwersalnych, zróżnicowanych, a co za tym idzie atrakcyjnych podstawach, przez podnoszenie umiejętności korzystania z szans dawanych przez demokrację, a na gospodarczej bezwzględności do siebie i innych kończąc.
Przy rwącym nurcie historii, a nawet w najbardziej mętnej wodzie trzeba nauczyć się pływać i łowić w stylu nie przynoszącym strat w substancji, ani uszczerbku na honorze.
 
Na dziś wielu patriotów nie zauważyło nawet, że oto właśnie „załapali się” co najwyżej na stanowiska żywych eksponatów w skansenie polityki prymitywnej i że nigdy, ale to nigdy z tego skansenu z tak prostym myśleniem nie wyjdą.
Wielu z nich nawet z dumą powtarza, że oto są dzisiaj polskim „Ciemnogrodem” nie zauważając, iż właśnie sami pozbawili swoje idee szans na realizację i przeniesienie ich w przyszłość.
 
Korzystając słusznie z nauk historii oraz bazując na dokonaniach wielkich myślicieli, czy polityków - takich jak: Buszczyński, Piłsudski, czy Dmowski – każdej z tych myśli trzeba przydać aktualny kontekst, wypracowując oryginalny własny dorobek o wysokim standardzie intelektualnym. Tylko w ten sposób można umożliwić regenerację i rozwój, które są tak potrzebne Polakom nazywanym niekiedy po doświadczeniach XX wieku - „nowym narodem”.
 
Jak na razie współcześni apologeci „tych, co wiedzieli jak zwyciężać” nie mogą sprostać wyzwaniom czasu, a zabarwiona farsą wtórna i monotonna myśl narodowa, którą nakarmili swoich rodaków przypomina mięso krokodyla, którego spożywanie wobec braku alternatywy gwarantuje ponoć mieszkańcom brzegów pewnego afrykańskiego jeziora podtrzymanie życia, ale uniemożliwia rozród.
 
Wzruszający dokument, jaki pokazała swego czasy Telewizja Polska ukazuje wysiłki starszych tego plemienia, którzy świadomi wpływu zbyt monotonnej diety na płodność, chronią wybranych chłopców od kastrującego menie, podając im bardzo tam rzadkie ryby.
Zabieg ten pozwala przenosić byt tej  jakże prostej i biednej plemiennej wspólnoty w trudną afrykańską przyszłość.
 
Politycznego „schabowego a la Dmowski”, podobnie jak inne monotonne a sto lat odgrzewane już dania  należy dziś z narodowej karty wycofać. Sam przepis może za to ciekawić i nie raz twórczo zainspirować, co pozwoli nam polską kuchnią polityczną
wreszcie się kiedyś nacieszyć.
Byle tylko czytany był ze zrozumieniem człowieka kulturalnego, bo „myśli nowoczesnego Polaka” naprawdę muszą być świeże i odpowiadać wyzwaniom realiom XXI wieku.
 
 
Kraków, 2 marca 2010r. 
 
Jan Szczepankiewicz
Przewodniczacy EWO-PP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka