Wśród prawnych kryteriów państwowości, jakie znajdujemy w konwencji z 1933 roku przyjętej w Montevideo znajdujemy m.in. wymóg występowania elementu suwerennej władzy i zdolności swobodnego wchodzenia w relacje międzypaństwowe.
Wśród funkcji takiego podmiotu prawa międzynarodowego szczególne miejsce zajmuje zdolność stanowienia prawa przez własny aparat władzy i obowiązywania tak stanowionego prawa na terytorium danego państwa, oraz zobowiązanie do niezawisłego zarządzania gospodarką i finansami kraju.
Czy nie należy zatem zadać sobie zasadniczego pytania, co kryje się za fasadą państwowości, gdy określana mianem państwa narodowego organizacja żadnego z tych wymogów nie spełnia, a przypisanych jej funkcji suwerennie nie wykonuje?
Czy spełnia prawne kryteria państwowości, jeżeli zdając się na organizacje międzynarodowe, czy wręcz wspólne instytucje budowanego super państwa - przekazuje im praktycznie prawo do podejmowania decyzji dotyczących żywotnych interesów własnego konstytucyjnego suwerena i umożliwia wpływ na każdy niemal aspekt narodowego życia?
Nad większością swych ojczyzn Europejczycy pozwolili obecnie wywiesić białe flagi. Wyniki referendów, których rozpisanie zaryzykowano dowodzą, że faktycznej zgody na likwidację państw narodowych nie ma. Badania wykazują powszechną niechęć do narzucanej formuły integracji, oraz niezadowolenie z przyjęcia wspólnej waluty.
Brakuje jednak siły politycznej, aby skutecznie odrzucić imperialne zakusy budujących nowe więzienie narodów, którego głównym atutem ma być zapewnienia systemowego bezpieczeństwa uległym i zrezygnowanym.
Dla większości świadomych ludzi stało się oczywiste, że ogólnoświatowy „kryzys” ma także wymiar moralny. Dotyczy to zarówno genezy nagłego załamania, czerpanych z niego profitów, jak również sposobów użytych dla złagodzenia niepożądanych skutków.
Najbardziej widoczne są aspekty związane z politycznym dążeniem do ochrony własnych interesów i obciążenia skutkami swoich łajdactw słabszych grup społecznych, oraz nie suwerennych wspólnot narodowych.
Zbieg niekorzystnych procesów wykształcił w tych ostatnich narodowo obojętną klasę polityczną, a za tym - wyrodzony substytut władzy państwowej.
Łatwy do oszukanie naród nie jest już szanowanym partnerem. Jego interesy często są zatem bronione z udawaną determinacją - w dalszej kolejności, lub wręcz pozornie.
Liczy się utrzymanie władzy na zarządzanym terenie.
Obecny „kryzys” (który tym razem jest rezultatem wynaturzeń, nie zaś prawidłowością funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej) ujawnił z całą bezwzględnością pazerny nacjonalizm i kolonialne zapędy faktycznych władców europejskiej wspólnoty.
Cytując słowa polskiego euro – posła, zajmującego się m.in. ochroną środowiska:
”Polacy Unię mają już u siebie w domach, jest swobodny przepływ kapitałów, mogą swobodnie wyjeżdżać… A może być jeszcze lepiej!”
Możemy nawet powiedzieć, że najwięcej Unii mają dziś w swoich domach mieszkańcy Augustowa, bezrobotni stoczniowcy i rozłączone wyjazdami rodziny. Wszyscy natomiast możemy sobie pluć w brodę płacąc za nieistniejące ocieplenie klimatu podatkiem od opalania własnym węglem naszych domów, zakładów i elektrowni.
A pod rządami Traktatu Lizbońskiego będzie jeszcze lepiej! A tak naprawdę – drożej.
Zadłużona i okradana Polska Ludowa może nie była „dziesiątą potęgą gospodarczą świata”, ale obecnie wystarczy porównać stosowne wskaźniki by przekonać się, że stojąc nad przepaścią uczyniliśmy wystarczający krok naprzód.
Wystarczający, by stać się jeszcze bardziej „przewidywalnym partnerem”.
Gdy słyszymy o kłopotliwym złotym, od którego może nas wybawić jedynie zbawienne euro, jasno zauważamy chęć ucieczki polskich władz od wolności i odpowiedzialności.
Bo wolność i odpowiedzialność zawsze chadzają w parze, a naturalną konsekwencją tej preferencji jest gotowość do ponoszenie odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
Temat euro ma oczywiście charakter w chwili obecnej zastępczy w kontekście potrzeby reagowania na kryzys i zapewnienia Polakom warunków do życia, pracy i konkurencji, świetnie natomiast wpisuje się w pomysł całkowitego ubezwłasnowolnienia większości narodów Europy.
Jeżeli profity władzy zostają, a odpowiedzialność zostaje zdjęta z barków ludzi tę władzę dzierżącą, musimy zadać sobie pytanie: po co mamy taką władzę, jako podatnicy utrzymywać?
Wreszcie czy można jeszcze mówić o władzy państwowej, jeżeli to państwo wyzbywa się wszystkich nieomal realnych atrybutów swojej państwowości? Czy w ogóle można poważnie traktować jakiś prowincjonalny samorząd, który nie może nawet zadecydować o budowie drogi, czy też ochronić strategicznego zakładu na własnym terytorium przed bezsensowną i dyskryminującą likwidacją?
W ciągu ostatnich 250 lat jedynie II Rzeczpospolita była państwem niezawisłym i suwerennym, a Polacy byli narodem rzeczywiście wolnym.
Obecnie nie mamy na terytorium Rzeczypospolitej obcych wosk, a mimo to doświadczamy w Unii Europejskiej dolegliwości porównywalnych z okresami zaborów i okupacji.
Widzimy jak pełną garścią czerpane są doświadczenia choćby z rugów pruskich, czy też „wzajemnej pomocy” sowieckiej RWPG. Udoskonalono metody, sięgnięto po nowe środki, więc „nowy ład” przewiduje skuteczniejsze mechanizmy poboru, doskonalszą kontrolę i bardziej nieuniknione kary.
Opowiadając się za integracją europejską w bezpiecznej formie i stosownym wymiarze, Polacy podobnie jak inne narody Starego Kontynentu muszą sobie zadać podstawowe pytanie:
Czy chcą kontynentalnego imperium, oraz zakłamanych wyroków jego pozornej demokracji, czy też wolą pozostać u siebie, zachowując narodowe państwo odpowiadające kryteriom stosownej definicji i być obywatelami suwerennej Rzeczypospolitej w Europie Wolnych Ojczyzn.
Kraków, 12 marca 2009r. Jan Szczepankiewicz - prezes ugrupowania Europa Wolnych Ojczyzn - Partia Polska
Inne tematy w dziale Polityka