prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog, politolog (PAN, UW)
Kryzys finansowy jest końcem złudnej postpolityczności nie tyle w wymiarze polskim, tak jak to zauważył Ludwik Dorn, ale przede wszystkim w wymiarze europejskim. Wzmocnił on bowiem tendencje renacjonalizacji polityki europejskiej i co gorsza wydaje się, że będzie bodźcem podziału Europy.
Wobec kryzysu najlepiej rozwinięte kraje znajdujące się w strefie euro stworzą prawdopodobnie wraz z USA rodzaju paktu wiążącego dolara z euro, by ustabilizować wahania kursowe i zaprzestać walki między walutami o kontrolę nad światem przepływów finansowych. To na pewno będzie zmiana polityczna, nie jedyna zresztą. Wygasa wola integracji na poziomie ogólnoeuropejskiego traktatu. Wraca to, co tylko wydawało się trwać siłą inercji czyli myślenie o gospodarce w kategoriach państwowych i wykorzystywaniu indywidualnych kultur instytucjonalnych do radzenia sobie z kryzysem. Nagle zauważyliśmy jak zróżnicowana jest teraz Europa.
Obserwujemy niepokojący i bardzo eksploatowany przez Rosję rozziew między Europą i NATO wyrażany przez prezydenta Sarkozy'ego. Obecny kryzys na pewno przebuduje Zachód, bo klasa średnia nie będzie już w stanie odbudować swojego statusu ekonomicznego. Zda sobie sprawę, że nie jest on dany raz na zawsze. I będzie to dla niej będzie bardzo dyscyplinujące, dzięki kryzysowi porzuci pokusy życia na kredyt. Młodsze pokolenie w Europie Zachodniej i USA po raz pierwszy odczuje, że znajduje się w gorszym położeniu niż ich rodzice, co przy dużej mobilizacji społecznej może doprowadzić do fali różnego typu perturbacji podobnych do wydarzeń roku 1968. Życie polityczne Zachodu może się więc zdynamizować.
Jeżeli chodzi o politykę w skali polskiej to mam nadzieję, że sprawy ,przynajmniej na razie, pójdą w odwrotnym kierunku. Kryzys powinien spowodować to, że pewne sprawy, jak np. emerytury pomostowe, zostaną wyłączone spoza obszaru walki politycznej. O tym, że sytuacja jest poważna niech świadczy choćby zapaść systemu emerytalnego. Okazało się bowiem, że w wyniku spadków na giełdzie zasoby zgromadzone na Otwartych Funduszach Emerytalnych wykazały w ciągu 10 lat przyrost o jedynie 10 procent. Przed kryzysem zysk OFE wynosił aż 50 proc. Przez to sumy wypłat emerytalnych będą znacznie niższe, i co gorsza, wbrew temu co mówią niektórzy politycy, nie są one gwarantowane przez państwo. O tym mówi się niewiele, bo autorzy tej reformy, tak jak między innymi minister Boni, nie będą w stanie teraz przyznać, że wprowadzenie systemu emerytalnego w obecnym kształcie było przedwczesne.
Sytuacje przyszłych emerytów może jeszcze pogorszyć wprowadzenie euro. Integracja w strefe euro jest konieczna, bo inaczej Polska zostanie zepchnięta na margines Europy i nie będzie mogła czerpać korzyści ze zbliżenia strefy euro ze strefą dolara. Jednak euro w Polsce może doprowadzić do wielkiego konfliktu społecznego wynikającego z ostatecznego ustalenia kursu euro do złotówki. Silniejsza złotówka oznacza więcej pieniędzy w kieszeni przyszłych emerytów, jednak będzie powodować straty dla eksporterów i gospodarki. I pojawią się oczekiwanie, że starsze pokolenie po raz kolejny poniesie te koszty, a co gorsza nie ma ono wyboru.
Mam nadzieję, że w polityce zaowocuje to powrotem do etosu „Solidarności” tym razem w wymiarze międzypokoleniowym. To będzie musiało wpłynąć na ton dyskursu politycznego, bo Polacy nie mogą nie dostrzec wielkich kosztów jakie poniosło starsze pokolenie w czasach komunizmu, potem podczas planu Balcerowicza i obecnego krysysu finansowego. Ta trudna sytuacja powinna doprowadzić do jakiegoś ponadpartyjnego porozumienia tak by te koszty zminimalizować.
Nie sądzę, by kryzys dał PiS taki impuls jaki otrzymał on przed rokiem 2004, dzięki któremu partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby wrócić do władzy. Na razie są sprawy, które jednak udają się rządowi. Mam na myśli m.in. reformę emerytur pomostowych, która zresztą zaczęła być przygotowywana jeszcze za rządów PiS. Podobnie ze sprawą budżetu zadaniowego. Warto także zauważyć, że dyskusje o służbie zdrowia były poważniej i lepiej prowadzone przez PiS. Jednak przedstawiał on swoje działania w taki sposób, że wśród wyborców utrwalił się obraz PiSu walczącego głównie z demonami postkomunizmu, dawno po tym gdy postkomunizm upadł. Jeszcze w czasie ostatniej kampanii wyborczej partia Kaczyńskiego walczyła z oligarchami, pomijając fakt, że faktycznie stracili oni na znaczeniu. Nie wykorzystano natomiast wzrostu gospodarczego do przeprowadzenia reform, choć PiS bez fanfar podejmował pewne próby. Dlatego uważam, że złudna jest strategia wykorzystywania kryzysu do swoich celów politycznych. Wyborcy nie poprą blokowania przez PiS projektów reform, bo ludzie w czasie kryzysu oczekują współpracy międy instytucjami i partiami.
Ale kryzys może także wypalić Donalda Tuska, jednak jeżeli uda mu się dokonać kilku niezbędnych reform, zda ten test. Na razie doprowadził do przegłosowania reformy pomostówek wykazując się także pewną elastycznością, obiecując odrębne rozwiązania dla nauczycieli i rekompensaty finasowe dla grup, którym odbiera się przywileje. Gdyby poszedł dalej, czego wielu ludzi tracących uprawnienia się dopomina, i doprowadził do odebrania podobnych uprawnień sędziom, prokuratorom i mundurowym, to okazałby się naprawdę politykiem odważnym. Na razie popycha pewne rzeczy do przodu jedynie połowicznie. Mam nadzieję, że koalicja zrezygnuje z chaotycznych elementów reformy zdrowia i jednak wykorzystując doświadczenia Marka Balickiego, Ludwika Dorna i PiSu wypracuje wspólny plan. Jeżeli zamiast wygłaszać banały o zawieszniu broni, Tusk zaprosi PiS do konkretnego projektu to będzie dla niego duży plus. Tym bardziej, że w momencie gdy PiS odmówi, to będzie to polityczne zwycięstwo premiera.
Szanse Tuska cały czas rosną także dzięki postępowaniu kancelarii prezydenta, która na przykład histerycznie promuje politykę historyczną, równocześnie selektywnie pomijając milczeniem rzeź wołyńską. Na koniec wielu Polaków ma żal do prezydenta za brak ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Bez niego Europa się podzieli, co dla nas będzie tragedią, bo nasza sytuacja w Europie się pogorszy. Już teraz następuje zbliżenie Francji i Niemiec z Rosją, co nawet tak zradykalizowało Baracka Obamę, że zadzwonił do prezydenta Gruzji. Kryzys zmienił Europę na naszą niekorzyść, a my pozostaliśmy poza głównym jej nurtem, za co winę ponosi prezydent Kaczyński.
Kryzys podważył wiele panujących w Polsce mitów kapitalizmu. Nagle okazało się, że kapitał jednak posiada narodową twarz i zagraniczne banki prowadzą inną politykę u siebie i tutaj. I dlatego błędem okazała się sprzedaż polskiego sektora bankowego w takiej skali, za co obecni i byli politycy powinni bić się w piersi. I dotyczy to zarówno niektórych polityków PO, jak i PiS. Po raz trzeci w ciągu jednego pokolenia Polacy płacą wysoką cenę za przemiany.
Kryzys końca komunizmu i plan Balcerowicza doprowadził do pozostawienia ludzi wolnemu rynkowi. Polacy przystosowali się jednak do tego, stawiając na indywidualizm i rynek i teraz się przekonali, że także on ich zawiódł. Politycy natomiast okazują się ludzmi niepoważnymi, którzy pozostawili społeczeństwo praktycznie bez zabezpieczeń.
2 i 3 strona gazety. Zespół Opinii: Anita Sobczak (szef), Sonia Termion, Jakub Biernat, Marcin Herman
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka