FeanorAglarion FeanorAglarion
703
BLOG

Matematyczny panpsychizm

FeanorAglarion FeanorAglarion Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 Wyobraź sobie, że wszystko, co Cię otacza, nie ciałem jest, lecz duszą… Ale zanim to zrobisz: witaj w serii „inne myślenie” – specjalnej przestrzeni filozoficznej mojego kanału, w której uczę poszukiwania niestandardowych perspektyw, odwracania obrazów, po prostu: innego myślenia. Witaj, mówiąc anglo-polo egzaltowanych nastolatek, w Twoim schizofrenicznym safe space. 

 Dzisiaj poruszę jedną z flagowych idei mojego kanału – czyli kwestię matematycznego panpsychizmu. Z góry uprzedzam Cię, że będzie to jedynie pop-wykład tej myśli – próbowałem przygotować wersję filozoficznie poważną, ale okazała się ona być po prostu nazbyt intelektualnie przytłaczającą jak na warunki YouTuba, nawet biorąc poprawkę na to, że byłaby zamieszczona w mrocznych, heraklitejskich płomieniach, w jakich stoi od początku swego istnienia mój kanał. Zatem spodziewaj się tutaj całej serii ułomnych, przestrzennych metafor.

 Myśląc o świecie jako wszystkim, co nas otacza, przyjmujemy na ogół jego materialistyczne wyobrażenie. Przeciętny człowiek pogrążony jest w pop-naukowej narracji, przez którą postrzega siebie i otaczającą go rzeczywistość jako zlepek cząstek elementarnych podlegających tajemniczej sile zwanej prawami fizyki. W zależności od swojego światopoglądu przyjmuje, że jego istnienie jako świadomego bytu to po prostu następstwo jakiejś konfiguracji tych cząstek albo, przyjmując optykę dualistyczną, że jego świadomość to jakiś pierwiastek duchowy, że jako całość jest niezwykłym złączeniem duszy i ciała. Czy tak jakoś.

 Jak zwykle w innym myśleniu – spróbujmy odwrócić tę perspektywę. Wyobraź sobie zatem, że świat nie składa się z materialnych cząstek elementarnych, lecz z elementarnych świadomości. Że cały świat ma charakter duchowy, psychiczny. Innymi słowy – że świadomość ma charakter pierwotny i wszystko, co jest, to pewna konfiguracja jednostkowych świadomości. Możesz wtedy powiedzieć – hej, co mówisz, szaleńcze? Przecież obserwuję drzewka, chmurki i krzesła filozoficzne. Pośród wszystkich codziennych obiektów tylko nieliczne noszą znamiona bytów świadomych. O czym więc mówisz, YouTubowy obłąkańcu? Czyżbyś kwestionował naukę? Czyżbyś był PŁAZKOZIEMCĄ?

 Nie. W gruncie rzeczy w codziennym życiu „obserwujesz” tylko jeden byt świadomy, którym jesteś Ty sam. Wszystkiemu innemu, ludziom czy zwierzętom, świadomość przypisujesz na drodze empatycznej projekcji. Dostrzegasz pewne podobieństwo między swoimi, a ich działaniami i w ten sposób przyjmujesz, że są Tobie podobne. Przyjmij teraz zatem na chwilę odmienną optykę. Przyjmij, że wszystko, co istnieje, jest bytem świadomym, bytem psychicznym i łatwo przekonam Cię do tego, że MOŻESZ wszystko rozważać w ten sposób nie tylko nie tracąc optyki nauk szczegółowych, ale jeszcze zyskując dostęp do pewnego szerszego obrazu. 

 Owszem, na co dzień nie obserwujesz nagich dusz. Co więcej – nigdy nie będziesz ich obserwował. Możesz jednak przyjąć, że każdy obiekt to przejaw jakiejś duszy, jakiejś świadomości elementarnej. Czy to znaczy, że ten aparat fotograficzny ma duszę? Nie. Tak groteskowy schemat miałby miejsce, jeśli wyobraziłbyś sobie duszę jako coś złożonego, przyjmując przy tym, że to, co określasz jako obiekty materialne, jest czymś pierwotnym. Zamiast tego wyobraź sobie, że cały świat pierwotnie składa się z dusz, które są jak liczby, jak kryształki czy też jak „światełka”, które jaśnieją z różną intensywnością, ale których światło jest dostrzegalne dopiero wtedy, gdy zlewa się z innymi światłami. Że mieszanie się tych świateł wywołuje obrazy. Świat, który postrzegasz, jest mieszaniną tych świateł. Odbiciem relacji, które zachodzą między tymi kryształami. 

 Niesatysfakcjonująca metafora? Ta będzie jeszcze gorsza, ale może uda Ci się dzięki niej znaleźć tę ścieżkę innego myślenia. Wyobraź sobie zatem białą kartkę, na której kreślisz punkty. Odciskasz ołówek, grafit. Każdy punkt jest taki sam i jest tylko punktem. Jednak jeśli odciśniesz te punkty dostatecznie blisko siebie, w określony sposób, w określonym układzie to utworzą one jakiś obrazek. Np. drzewko, chmurkę lub krzesło filozoficzne. Położenie każdego punktu względem innego mógłbyś opisać przy użyciu narzędzi matematycznych. Obraz, który się z nich wyjawia, jest ogółem zachodzących między nimi relacji pomimo, że punkty te nie są istotowo różne. Różnica wypływa z relacji, ale z drugiej strony takie, a nie inne relacje zależą od tychże punktów. 

 Innymi słowy to, co postrzegasz dookoła siebie, jest płynnym obrazem wynikającym z Twojej dynamicznej perspektywy na ten stale ewoluujący układ elementarnych świadomości. Co ważniejsze, a czego nie udało się ująć we wcześniejszej metaforze – w tym ujęciu czas i przestrzeń czy czasoprzestrzeń nie jest tym, na tle czego „odbywają się” te relacje między świadomościami elementarnymi. Same w sobie są po prostu efektem tych relacji, co nie znaczy, że produktem. Są tym, co mógłbyś wiązać z najintensywniejszym ze światełek w danym układzie. 

 Dla filozoficznie obeznanych osób można rzec, że jest to trzecia droga w sporze między Leibnizem a Newtonem. Czas i przestrzeń mają charakter relacyjny i są sensorium boga zarazem, lecz ten bóg ma charakter lokalny i nie różni się niczym od innych istot w tym układzie – poza poziomem mocy. 

 Dlaczego zatem postrzegamy świat podobnie? Jak możliwa jest nauka? Można powiedzieć, że to, co łączy Ciebie z innymi ludźmi to podobna intensywność twego własnego światła oraz podobny sposób, w jaki splata się ono z innymi światłami. To, czym jesteśmy jako ludzie wynika z podobnej struktury nawiązywanych przez nas relacji. To, co jesteśmy skłonni postrzegać w naszych światoobrazach jako świadome czy czujące jest tym, co dla nas strukturalnie bliskie. 

 Co bardzo ciekawe atomistyczne myślenie towarzyszy nam już od tysięcy lat. Jest to temat na osobny odcinek, ale zastanawiającym jest skłonność do poszukiwania najmniejszej, niepodzielnej cząstki. To, co przedstawiłem Wam w tym odcinku to jedynie marny, pop-filozoficzny rys mojej właściwej koncepcji.

 Podzielę się jednak z Wami moją spostrzeżeniem wynikającym z daleko bardziej zaawansowanej wersji ledwie zarysowanej przeze mnie tutaj teorii: prawdopodobnie odkrywanie coraz to bardziej fundamentalnych cząstek elementarnych jest potencjalnie niekończącym się procesem ekspansji naszej ludzkiej perspektywy i prawdopodobnie nigdy nie odnajdziemy cząstki idealnie prostej, gdyż charakter naszych poszukiwań jest predefiniowany medium, w którym poszukujemy. Wulgarnie upraszczając: jeżeli czas i przestrzeń czy też czasoprzestrzeń, materia jako taka jest formą emanacji jednej z nieokreślonej liczby cząstek elementarnych, zaś każdy z nas, jako badający jest inną jej podobną, lecz zależną istnością, to każdorazowo odkryty w ten sposób nowy „byt” będzie miał zawsze postać złożoną.

 Na koniec chciałbym powiedzieć Wam, że zarówno odcinek 1 jak i choćby 5 innego myślenia bazowały na pewnym złożonym koncepcie teoretycznym, którego przedstawiona tutaj pop-wersja jest marnym „odpryskiem”. Grunt epistemologiczny dla tej wizji możecie znaleźć w takich odcinkach, jak choćby ten o pretensjonalnym tytule „odkrywam tajemnicę wszechświata” lub „jaki jest sens życia”.

 Na szersze dyskusje oraz daleko bardziej zaawansowaną, pisemną formę moich myśli zapraszam Was na moją grupę Discord, do której link znajdziecie w opisie. Zachęcam Was również do udostępniania tego filmu, subskrybowania kanału oraz wspierania – również finansowego. Stosowny link do tego znajdziecie również w opisie. 

 Pięknego Czasu, cześć. 


Książę Noldorów, epistemologiczny geniusz, twórca stylu soft-elvish-porn, superpozcyja narcyzmu i autoironii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości