wariant wariant
68
BLOG

Spalić wszystko, co sie da

wariant wariant Technologie Obserwuj notkę 3

Spalić wszystko, co się da

 Zbulwersowała mnie wiadomość, że nasze twórcze Ministerstwo Rolnictwa rozważa na poważnie sprawę przeznaczenia „gorszych gatunków zbóż” na paliwo dla elektrowni. Będzie to tak powszechnie promowane „biopaliwo”. A jak „bio” to czapki z głów, gęby w kubeł i do roboty. To przecież nie jakiś węgiel, zatruwający środowisko, nie atom, nie paliwa alternatywne, czyli odchody naszych miast, nawet nie drewno sosnowe, którego spalanie także niedawno nas bulwersowało, ale zboże, nasze polskie zboże, którego podobno mamy w nadmiarze.

 Jako stary już człowiek wychowałem się na naukach potępiających brutalny, nieludzki kapitalizm amerykański, który nadwyżki zboża topił w morzu, jakby nie mógł ich przesłać za darmo, a nawet naszymi statkami, dla naszych gierkowskich kurników. No, niechby dla zdychających z głodu Murzynów w Afryce. A ci grubi Jankesi topili zboże w Atlantyku. Tfu, ohyda – mówiliśmy wtedy.

 Ale czas płynie i nasi młodzi, dzisiejsi rolnicy nie pamiętają już słów ich babek, o szacunku dla każdej kromki chleba, wyrzucanego dziś dziesiątkami tysięcy ton do śmietników, nie pamiętają nauk o krwiożerczym kapitalizmie. Sami stalli się kapitalistami, jeszcze bardziej krwiożerczymi od grubych Jankesów z lat sześćdziesiątych.

Nie wiem, czy każda rzecz jest towarem, nie wiem, czy chleb jest towarem takim jak inne towary. Moim zdaniem tak nie jest.

Kiedyś napisałem wiersz, zatytułowany „Sklep”:

 Rzecz i zwierzę których  nie można kupić

prawdopodobnie nie istnieją

idea  która się nie sprzedaje umiera

ludzie są na sprzedaż w każdym rozmiarze i kolorze

to wszystko nieprawdy  które powoli stają się prawdami

prawdopodobieństwo zmiany trendu jest niewielkie

 Nie będę udawał moralizatora, że gdzieś tam niedożywione dzieci umierają, a my myślimy, jak spalać zboże. Chociaż nie brakuje nam węgla, który jacyś zdurnieli, brukselscy biurokraci okrzyknęli trucizną naszego środowiska, naszą klęską i nieszczęściem. I tak tego nikt nie posłucha. Lepiej przecież spalać to, co się odrodzi, czyli wyda plon stokrotny. To taki Feniks ministra Sawickiego, który odradza się z popiołów, pozostawiając w popiele Norwidowski „dyjament”. Oczywiście dla swoich, dla rolników wielkoobszarowych. Ci będą wiedzieli, co z nim zrobić. Spieniężą go.

 A nam podniosą ceny na chleb, bo tylko głupi wierzą, że będzie inaczej. No, ale może wtedy zaczniemy go bardziej cenić, bardziej oszczędzać, zbierając suchy chleb – do wyboru – dla konia, dla kurek, dla biednych murzynków.

 A potem, jak już kalorycznie i pieniężnie uda nam się eksperyment ze spalaniem zboża, można popróbować wykorzystać energetycznie inne, łatwopalne rzeczy. Na przykład wyciąć sady ze śliwkami i jabłoniami i obsadzić orzechem włoskim, którego skorupki są takie kaloryczne, a i olej z orzechów takoż, na polach zasadzić tylko wierzbę i trzcinę, może jeszcze makuchy (nie wiem co to), które także dobrze się palą, spalić stodoły małoobszarowców, by się wynieśli do miasta, przekazując pola wielkoobszarowcom, czyli niemodnym jeszcze obszarnikom, potem trochę lasów, które dziwnym trafem nadal są państwowe, by na pogorzelisku zasadzić zboża energetyczne, a na końcu ZUS i Sejm. KRUS- u będą broniły zastępy ochotniczych straży pożarnych. Od KRUS – u wara. No i oczywiście, od węgla.

 

wariant
O mnie wariant

Zasadniczy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie