Fideista Fideista
3086
BLOG

"Triangolo", czyli prawdziwa historia "kochanki" JP2

Fideista Fideista Polityka Obserwuj notkę 6

11 marca 2014 r., w programie red. Moniki Olejnik "Kropka nad i", lider Twojego Ruchu stwierdził, że "bardzo by się zdziwił, gdyby Karol Wojtyła nie miał nieślubnych dzieci". - Czy to coś złego? - pytał. Słowa Palikota to kolejny element długotrwałej kampanii prowadzonej przez Twój Ruch. Niejedyny element - wszak zbliżają się wybory i internetowe brygady Twojego Ruchu intensyfikują swoje poczynania, zalewając sieć kłamliwymi informacjami nt. Jana Pawła II i jego rzekomej "kochanki". W związku z powtarzanymi po raz kolejny wersjami starej, esbeckiej prowokacji, chciałem przypomnieć tekst napisany kiedyś przy innej okazji, w którym opisuję genezę i mechanikę tego powtarzanego od lat kłamstwa.


Operacja o kryptonimie "Triangolo" (z włoskiego - trójkąt) to jedna z najbardziej tajemniczych spraw, jakimi zajmowały się peerelowskie służby specjalne. Choć jej kulisy były wielokrotnie opisywane w prasie i doczekały się nawet kilku opracowań książkowych, to temat związków Ireny Kinaszewskiej, ks. Andrzeja Bardeckiego i Jana Pawła II powraca w mediach niezwykle często. Nic dziwnego - próby zdyskredytowania największego religijnego autorytetu Polaków są wciąż podejmowane przez różne środowiska. Zwłaszcza dziś, w przededniu uznania polskiego papieża za świętego, nieustannie próbuje się zniesławić osobę Jana Pawła II w oczach jego rodaków. Nihil novi sub sole, chciałoby się napisać - starania te podejmowane były od czasu, w którym wrogowie Kościoła w Polsce zdali sobie sprawę z wyjątkowości postaci Karola Wojtyły. Służba Bezpieczeństwa jeszcze długo przed tym, zanim Jan Paweł II został biskupem Rzymu, próbowała niemal wszystkiego, żeby uniemożliwić sprawowanie mu jego kapłańskiej posługi. Oto szczegóły operacji o kryptonimie "Triangolo" - jednego z najbardziej szatańskich planów wymierzonych w polski Kościół. 

Kulisy najważniejszej części tej operacji zdemaskowali dziennikarze Piotr Litka i Grzegorz Głuszak, którzy ujawnili szczegóły sprawy wymierzonej w Jana Pawła II. Z zebranych przez nich materiałów wynika, że mózgiem operacji był kapitan Grzegorz Piotrowski, późniejszy porywacz i zabójca ks. Jerzego Popiełuszki. Według jego zeznań, w jednym z krakowskich hoteli planowano nakręcenie dwuznacznego w wymowie filmu z udziałem Ireny Kinaszewskiej, współpracownicy "Tygodnika Powszechnego", wspominającej swoją znajomość z kardynałem Wojtyłą. Drugim wątkiem prowokacji miało być podrzucenie do mieszkania ks. Andrzeja Bardeckiego, przyjaciela Karola Wojtyły, sfałszowanego pamiętnika, którego autorką miała być Kinaszewska. Prowokacja miała być swego rodzaju szantażem wobec Ojca Świętego. 
 
Prace dziennikarzy pokazują wyraźnie - komunistyczne władze, które po ogłoszeniu stanu wojennego obawiały się wizyty Jana Pawła II w Polsce, chciały mieć wpływ na to, co papież powie rodakom podczas pielgrzymki. Przeprowadzenie operacji pozostawiono kapitanowi Grzegorzowi Piotrowskiemu, któremu pomagały dwie funkcjonariuszki. Wykorzystano przyjaźń księdza Andrzeja Bardeckiego i późniejszego papieża. Przyjaciółką księdza Bardeckiego była właśnie Irena Kinaszewska - to ona, w zamyśle Piotrowskiego, miała stać się podstawą obyczajowych zarzutów wymierzonych w Jana Pawła II. 
 
Esbeccy ludzie honoru 
 
Służba Bezpieczeństwa próbowała różnych metod. Ludzie Piotrowskiego zaprosili Irenę Kinaszewską do hotelu, tam podawali jej narkotyki i alkohol. Kobieta nic nie powiedziała, kazała esbekom się odczepić. Karola Wojtyłę nazwała "świętym człowiekiem". Piotrowski nie ustąpił - kolejnym krokiem obyczajowej prowokacji miał stać się sfałszowany pamiętnik, w którym Irena Kinaszewska rzekomo opisała swój romans z papieżem. Aby uwiarygodnić ów pamiętnik, posłużono się ludźmi zaprzyjaźnionymi z redakcją Tygodnika Powszechnego. Dziennikarz, który współpracował z TP (zarejestrowany jako TW Kwiatkowski), pozwalał uzgadniać szczegóły, które były niezbędne do realizacji prowokacyjnego materiału. 
 
SB planowało podrzucić pamiętnik i kilka innych przedmiotów świadczących o rzekomym romansie do mieszkania księdza Bardeckiego, ale akcja się nie udała - pomysłodawca upił się i spowodował wypadek. O tym, że pamiętnik istniał, wspomnieli dopiero esbecy, podczas śledztwa dotyczącego zabójstwa ks. Popiełuszki, prowadzonego na początku lat 90. Grzegorz Piotrowski, przesłuchiwany 13 grudnia 1990 roku, powiedział: "W moich działaniach (...) chodziło o następujące zagadnienia: - nakręcenie filmu przedstawiającego zwierzenia pani Kinaszewskiej na temat jej znajomości z Papieżem (...) doprowadziłem do takiej sytuacji, w której pani Kinaszewska, pod wpływem narkotyku, do ukrytej kamery udzieliła dłuższej wypowiedzi." To właśnie podczas tego przesłuchania esbek przyznał, że nieudana hotelowa prowokacja zaowocowała pomysłem na stworzenie pamiętnika. 
 
W połowie lat 90-tych Piotrowski i ks. Bardecki mieli okazję do ponownego spotkania. To Piotrowski odnalazł księdza Bardeckiego w Krakowie, w jego mieszkaniu. Ksiądz Andrzej opowiedział o tej rozmowie swoim przyjaciołom z Tygodnika Powszechnego, ale nie chciał nigdy mówić o jej szczegółach. "Mówił, że traktował ją jak spowiedź. Choć w rzeczywistości nie była spowiedzią" - wspominali po latach członkowie redakcji TP. Piotrowski nie chciał rozgrzeszenia. Ksiądz Bardecki wspominał po latach, jak bardzo zawiódł się na tym człowieku. "Oczekiwał po latach czegoś głębszego, a w rzeczywistości chodziło o pieniądze. On przyszedł po prostu po pożyczkę" - wspominał ks. Boniecki. 
 
Generał Kiszczak, nazywany przez redaktora naczelnego Gazety Wyborczej Adama Michnika "człowiekiem honoru", z którym spotkali się dziennikarze Superwizjera, stwierdził, że nie miał wiedzy o operacji, której celem było zbieranie obyczajowych "haków" na papieża. Poza tym - jego zdaniem - taka operacja w ogóle nie miała miejsca. Kiedy usłyszał, że co do jej istnienia nie ma już dzisiaj wątpliwości, wzruszył ramionami. Grzegorz Piotrowski po odsiedzeniu wyroku za zabójstwo ks. Popiełuszki zmienił nazwisko na Pietrzak i zamieszkał w Łodzi. Pracował jako dziennikarz, pisał dla gazety "Fakty i mity", której redaktor naczelny Roman Kotliński jest posłem w partii Janusza Palikota. Dziennikarze Piotr Litka i Grzegorz Głuszak, twórcy programu Superwizjer, za swoją pracę zostali nominowani do nagrody Grand Press. 
 
Schowani za moskiewską tarczą 
 
To, że "operacja Triangolo" była w istocie dużo większą sprawą, niż wąska tylko prowokacja obyczajowa skierowana przeciwko Janowi Pawłowi II, zasugerował dziennikarz śledczy Cezary Gmyz. Jego zdaniem, ogromny wstrząs, jakim był wybór Polaka na papieża dla całego IV Departamentu MSW (zajmował się zwalczaniem Kościoła i walką z religią) doprowadził do powstania dużo bardziej radykalnego planu, w którym swój udział miały także KGB i Stasi. Jednym z niewielu ocalałych śladów operacji jest spis wyjazdów IV departamentu MSW, który powstał już po wyborze Karola Wojtyły na papieża: - "Po 3 kwietnia 1979 na 6 dni do Wiednia - celem obsługi TW ps. "Tom" w ramach sprawy "Triangolo" - wyjechał Z. Płatek". Zdaniem Gmyza, notatka jest dowodem na to, że "Triangolo" była czymś znacznie więcej niż tylko jednorazową akcją Grzegorza Piotrowskiego - międzynarodową operacją tajnych służb, której cel był bardziej szokujący niż to, co próbowano zrobić w Krakowie. 
 
"Z. Płatek", o którym wspomina notatka, to sławetny szef IV departamentu - Zenon Płatek, który razem z generałem Ciastoniem oskarżony był o kierowanie porwaniem i morderstwem księdza Popiełuszki. W śledztwie, w którym skazano Grzegorza Piotrowskiego, Ciastonia i Płatka uniewinniono. Oficjalnym powodem był "brak dowodów winy", nieoficjalnie wielu historyków przyznaje, że o to, żeby takich dowodów nigdy nie udało się odnaleźć, zadbano wyjątkowo sprawnie. 
 
Nie wiadomo, kim jest "Tom" (gdzie indziej pojawia się pseudonim "Tango"), o którym wspomina notatka. To z nim miał spotkać się w Wiedniu Zenon Płatek. Gmyz sugeruje, że może tutaj chodzić o Mehmeta Ali Agcę, który pojawia się w Wiedniu po swojej ucieczce z Turcji. Jedno jest pewne - w kwietniu 1979 Płatek udał się do Wiednia by odbyć spotkanie z prowadzonym przez siebie tajnym współpracownikiem SB. 
 
W to, że tajne służby mogłyby próbować zamordować Jana Pawła II, nie wątpi nikt - zabójstwo księdza Popiełuszki pokazuje, jak bardzo IV departament MSW obawiał się religijnych autorytetów i do czego był zdolny, żeby się ich pozbyć. Jeśli kapelan warszawskiej "Solidarności" mógł zostać zamordowany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, to równie dobrze można sobie wyobrazić, iż mógł istnieć podobny, szatański plan, który dotyczył śmierci Jana Pawła II. 
 
Oczywiście byłaby to operacja dużo bardziej skomplikowana logistycznie, dlatego wymagała pomocy z zewnątrz. O tę, być może, poproszono KGB. Faktem są kontakty pracowników Służby Bezpieczeństwa z sowiecką bezpieką. 29 i 30 października 1979 roku do Moskwy po naukę wyjechał jeden z pracowników IV departamentu. Jego nazwisko zostało wymazane z notatki informującej o wyjeździe. Wiadomo jedynie, że ogólnym celem spotkania było "zwalczanie wrogich wpływów Watykanu", a moskiewska narada poświęcona była przede wszystkim nowemu biskupowi Rzymu, który odbył pielgrzymkę do kraju komunistycznego. Wyjazdy po instrukcje nie ustały nawet po zamachu na papieża. Rok po wydarzeniach na placu św. Piotra do Moskwy pojechał Adam Pietruszka, dwa miesiące później pojechał tam Zenon Płatek. W drugą rocznicę zamachu w Moskwie zorganizowano naradę, której celem było "zwalczanie dywersyjnej działalności Watykanu". Współpraca IV wydziału departamentu MSW i KGB trwała aż do 1989 roku. 
 
"Stopczyk, co wy tam palicie?" 
 
Nikt nigdy nie sprawdził, czy w archiwach polskich tajnych służb znajdują się informacje o tym, czy polskie Służby Bezpieczeństwa podejmowały próby zamachu na papieża. W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej "Rzeczpospolita" odkryła nieznany dotąd dokument, który potwierdza sowiecki ślad w zamachu na Jana Pawła II. Rzuca też światło na powody, dla których do niego doszło. 
 
"Koła powiązane z CDU/CSU, wcześniej związane z Gehlenem (generałem Wehrmachtu, który po wojnie tworzył zachodnioniemiecki wywiad) i zbliżonymi do niego wyższymi urzędnikami BND (Bundesnachrichtendienst - wywiad zachodnioniemiecki) rozpowszechniają na terenie RFN własną wersję zamachu na J. Pawła II. Sugerują, że za zamachowcem Turkiem Alim Agcą stoi radziecka służba wywiadowcza KGB - jako siła inspirująca i organizacyjna" - czytamy w raporcie, który powstał 27 czerwca 1981 r., niespełna dwa miesiące po zamachu. Dokument to wyciąg z raportu jednego z najcenniejszych źródeł wydziału XIV Departamentu I MSW - zajmującego się tzw. wywiadem. Agent o numerze 4072 działał na kierunku watykańskim. Historycy IPN przypuszczają, że był to Andrzej Madejczyk, ps. Lakar, który prowadził m.in. o. Konrada Hejmo. 
 
Źródło 4072 twierdzi też, że według BND celem zamachu było niedopuszczenie do przyjazdu Jana Pawła II na pogrzeb prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego (zmarł 28 maja 1981 r.). Służba Bezpieczeństwa od połowy kwietnia 1981 r. miała świadomość, iż papież wie, że kardynał jest umierający. 15 kwietnia wydano bowiem oficjalny komunikat o stanie zdrowia prymasa. "Przybycie J. Pawła II na pogrzeb kard. S. Wyszyńskiego do Warszawy spowodowałoby, że świadomość narodowa Polaków otrzymałaby siłę napędową - stąd należało papieża wyłączyć z gry" - czytamy w raporcie źródła 4072. 
 
Niemieckie służby wywiadowcze miały informacje o roli KGB w zamachu. Wydaje się wysoce nieprawdopodobne, aby IV departament Służby Bezpieczeństwa i reszta peerelowskich organów władzy nie miała wiedzy na ten temat. Zwłaszcza, że co najmniej do maja 1983 roku przebywał w IV departamencie N. Siemaszko - rezydent KGB. Szczególne zdziwienie budzi fakt, iż od roku 1956 roku KGB nie lokowało swoich przedstawicieli na tak wysokich szczeblach ministerialnych.
 
 
Fideista
O mnie Fideista

The truth is you're the weak. And I'm the tyranny of evil men. But I'm tryin', Ringo. I'm tryin' real hard to be a shepherd.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka