Filip Memches Filip Memches
704
BLOG

Prilepin: Polacy powinni nosić Putina na rękach

Filip Memches Filip Memches Polityka Obserwuj notkę 2

Czy w Rosji nadchodzi koniec reżimu putinowskiego? Od chwili demonstracji na ulicach Moskwy po ujawnieniu niedawnych fałszerstw wyborczych, pytanie to traktowane jest jak najbardziej poważne.

W Polsce Putin jawi się jako polityk, który za fasadą mechanizmów demokratycznych rządzi w sposób autorytarny, konserwując – z uwagi na swoją KGB-owską przeszłość – patologie postkomunizmu. W tej sytuacji wystąpienia przeciwko niemu odbierane są w naszym kraju jako głos społeczeństwa obywatelskiego upominającego się o swoje prawa. Wiadomo zatem to, kto jest tu dobry, a kto zły.

Ten biało-czarny obraz komplikuje czołowy pisarz rosyjski młodego pokolenia Zachar Prilepin. Jego dwie powieści: „Sańkja” i „Patologie” ukazały się po polsku.

I nie chodzi bynajmniej o to, żeby wypowiedzi Prilepina posłużyły jako argumenty rehabilitujące Putina. One po prostu pokazują charakter, jaki może przybrać antyputinowska rewolta. Warto też wychwycić dość przewrotne kokietowanie polskiego czytelnika. Poniżej fragment rozmowy, jaką przeprowadziłem z Prilepinem – nie tylko zresztą znakomitym prozaikiem, ale, co znamienne, działaczem opozycyjnej i antysystemowej Partii Narodowo-Bolszewickiej – na łamach portalu Rebelya.PL:

Czy obecne protesty przeciw polityce władz w Rosji zwiastują jakąś poważną zmianę?

O takiej zmianie jest mówić za wcześnie. Dlatego, że przez minione dziesięciolecie znacząca część społeczeństwa nie brała aktywnego udziału w polityce. I nagle mnóstwo ludzi wyszło na ulice Moskwy. Każde zgromadzenie ściąga już 150 tys. osób. Naiwność protestujących polega jednak na tym, że im się wydaje, iż protest uliczny wystarczy do tego, żeby władze zaczęły naprawiać sytuację. Ale rządząca elita jest cyniczna i mądra, dlatego nic nie zrobi. Nie wprowadzi swobód politycznych, nie zweryfikuje sfałszowanego werdyktu ostatnich wyborów, nie uwolni więźniów politycznych. Patrzę więc na to wszystko sceptycznie. Póki ludzie nie zaczną się zachowywać agresywnie - w pozytywnym znaczeniu tego słowa - póty trwać będzie status quo.
 
Co się mogło takiego stać, że zdecydowali się oni na protesty?
 
Nadzieje, jakie wiązano z Putinem i Miedwiediewem, zniknęły. Na Zachodzie pokutuje przekonanie, że Rosjanie są agresywni i do rzeczywistości nastawieni konfrontacyjnie. To nieprawda. Tak naprawdę Rosjanie są cierpliwi i powściągliwi, mogą dużo znieść. Przez całą putinowską dekadę cierpliwie wyczekiwali zmiany. Muszę się nawet przyznać do tego, że i ja temu uległem. Minęło jednak 10 lat i nic się nie zmieniło. I w tej chwili dopiero ludzie dojrzeli, żeby zaprotestować. Stało się jasne, że Władimir Putin nie jest ani liberałem, ani lewicowcem, ani demokratą. To finansista, człowiek zarabiający pieniądze. Doprowadził on do władzy swoich kolegów z Petersburga, którzy doją kraj. Wywożą pieniądze za granicę i tym samym okradają ojczyznę.
 
A więc Putin po prostu rozczarował? Przełom, którego w przeświadczeniu wielu Rosjan dokonał - jak na przykład ukrócenie wpływu oligarchów na władzę polityczną - okazał się niewypałem?
 
Coś tam Putin zmienił, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Jeśli ktoś wskazuje jako jego zasługę rozprawę z oligarchami, to już od dawna w Rosji wiadomo, że po prostu jedni oligarchowie - tacy jak Bierezowski i Gusiński - zostali zastąpieni innymi. W okresie rządów Putina klasa oligarchów stała się ileś razy większa. Ludzi żyjących na poziomie ubóstwa też przybyło. Dalej, jesteśmy świadkami demograficznej degradacji Rosji. Nasz kraj wymiera najszybciej ze wszystkich krajów europejskich. Degradacja objęła również przemysł, szkolnictwo, wojsko. Putin używa pewnej retoryki, która nie ma żadnego pokrycia w jego działaniach. On chociażby wskazuje zagrożenie ze strony Zachodu. Ale robi to tylko po to, żeby Rosjanie upatrywali w nim silnego przywódcę, który obroni swój kraj. Podobnie zachowuje się na Zachodzie, gdzie jak potężny rosyjski niedźwiedź straszy tamtejszą opinię publiczną swoimi ostrymi wypowiedziami. Ale tak naprawdę Putin jako menadżer władzy jest nieefektywny. I jeśli sprawy się potoczą w tym kierunku, w jakim podążają w tej chwili, to Rosja się rozpadnie.
 
Z polskiej perspektywy wygląda to inaczej. Władimir Putin jawi się jako polityk, który dążył i dąży do odzyskania przez Rosję wpływów politycznych w krajach dawnego bloku wschodniego.
 
Ale o czym mówimy? Co dziś może Rosja? Czy ma pan na myśli secesję Abchazji i Osetii Południowej? Czy może kosmodrom w Bajkonurze, dzierżawiony przez Rosję od Kazachstanu, a który Kazachstanowi nie jest do niczego potrzebny? Tymczasem Rosja może stracić Syberię. Na olbrzymiej przestrzeni za Uralem zmniejsza się liczba ludności rosyjskiej, a zwiększa chińskiej. Jesteśmy w sytuacji, w której zmniejsza się wojsko rosyjskie. Podobnie jest z rosyjską milicją, przemianowaną na policję. Chroni ona zresztą nie obywateli, lecz władze przed ich gniewem. Tak więc ta część Polaków, która obawia się Rosji, powinna Putina nosić na rękach, ponieważ on robi wszystko, żeby Rosja jako mocarstwo się nie odrodziła. Putin nie jest imperialistą. On tylko używa kłamliwej imperialnej retoryki. Z tym, że jeśli jego zabraknie, to Rosja również Polsce nie zagraża, ponieważ wszystkie problemy, które stanowiły przyczyny konfliktów odeszły w przeszłość.

Publicysta magazynu tygodnik.tvp.pl. Poza tym mąż i ojciec, mol internetowy, autsajder, introwertyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka