Kilka dni temu towarzystwo wzajemnej adoracji ogłosiło wyniki plebiscytu na człowieka roku 2011 w różnych kategoriach. W konkurencji "polityk roku" trofeum zwane wiktorem zdobył B.Komorowski zresztą drugi rok z rzędu. Dlaczego w ogóle pochylam się nad tym iwentem? Przypomniało mi to bowiem wykład prof. Fedyszak-Radziejowskiej rentransmitowany w TV przed kilkoma tygodniami. Wykład w TV TRWAM oczywiście, bo gdzieżby indziej traktował o politykach "władzy godnych" i kreacji medialnej "rzeczywistości".
Otóż analiza historycznych wyników badań przeprowadzanych przez mejnstrimową pracownię socjologiczną w kategorii "polityk roku" doprowadził prof. F.R. do ciekawego wniosku.
W ciągu 20 ostatnich lat politykiem roku z reguły zostawał ten wybrany w powszechnych wyborach lub ten obejmujący kluczowe stanowisko z nadania. To akurat jest oczywista oczywistość. Ze slajdu prof. F.-R. wynikało jednak, że A.Kwaśniewski w ciągu prezydentury az dziesięciokrotnie zostawał politykiem roku. Politykiem roku (chyba raz) został również Lech Wałęsa. Innych polityków - przez litość nie wspomnę.
Ani razu jednak politykiem roku, nawet w 2005 roku nie został śp. Lech Kaczyński i to pomimo faktów i zasług, z których wymienię te najbardziej oczywiste:
- śp L.Kaczyński był profesorem prawa (o tym, że jako jedyny pośród byłych prezydentów miał wyższe wykształcenie też pamiętamy)
- odniósł zasługi jako szef Najwyższej Izby Kontroli
- odniósł załugi jako Minister Sprawiedliwości
- wygrał demokratyczne, większościowe wybory na Prezydenta "liberalnej" Warszawy
- wygrał demokratyczne, większościowe wybory na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej
Inne tematy w dziale Polityka