Dzisiejszy film TVP1, w którym historycy Gontarczyk i Cenckiewicz próbowali pokazać kulisy i warsztat powstania swojej książki o Wałęsie, późniejsza rozmowa na antenie z udziałem m.in. Bogdana Lisa, Rafała Ziemkiewicza, Pawła Wrońskiego i zwłaszcza kolejna debata z udziałem samych autorów już na falach TV Polsat uzmysłowiły mi że w całej tej sprawie rzeczą najmniej istotną jest Lech Wałęsa i jego dowiedziona już właściwie bezsprzecznie esbecka przeszłość. Awantura ta jest w istocie tylko widzialnym fragmentem ogromnej, niezwykle ważnej, chyba nawet decydującej bitwy o świadomość historyczną Polaków i prawdę która się w naszym kraju teraz toczy. Chodzi tu właściwie o prawo do prawdy czyli krótko mówiąc o demokrację. Po jednej stronie mamy dwóch młodych historyków którzy z pasją i bez uprzedzeń oraz lęków przeszukali archiwa bezpieki i owoc swojej pracy przelali na papier, po drugiej całe zastępy obrońców ustroju który wyrósł w Polsce po obradach Okrągłego Stołu a w który ta historyczna praca tak celnie i mocno uderza. Wroński powiedział w programie wprost (zapewne wbrew intencjom )że książka ta jest świetnie napisanym aktem oskarżenia i ja się z tym zgadzam. Już samo to że ukazuje się ona tak późno i w takiej atmosferze pokazuje że elity III RP nie mogą się pogodzić z wolnością myśli a co dopiero demokracją i pluralizmem. Oskarżenie Wałęsy to bowiem w moim przekonaniu ostre jak brzytwa oskarżenie elit III RP o kłamstwo i grzech pierworodny u zarania ich dziejów. Początkowo były nadzieje na to że tę książkę uda się uwalić siłami salonu obecnymi także w IPN. Wiele osób próbowało zablokować wydanie tej publikacji zanim dowiedzieliśmy się że w ogóle ma ona powstać. Kiedy to się nie udało postanowiono starymi wypróbowanymi metodami zrobić z autorów zwykłych wariatów, ośmieszyć i skompromitować, a co dla historyka najważniejsze podważyć wiarygodność. Kiedy to się nie udało sięgnięto po argumenty „wydawnicze”… Frontowi krzykacze w osobach Żakowskiego, Friszkego, Milewicz czy samego Michnika zaczęli głosić że oni blokować nic nie chcą, ale to nie IPN powinien wydawać tę książkę, kiedy i ten argument się skompromitował (Instytut wydaje dziesiątki książek o różnej tematyce) odwołano się do kruczków prawnych i żenującego listu wiceprezes IPN (zdaje się do spraw administracyjnych – jakież to żałosne że nie znaleziono nikogo z „wyższej półki”), która nie miała żadnych podstaw merytorycznych do tak krytycznej oceny książki Cenckiewicza i Gontarczyka. Wszystko to zawiodło, nie udał się szantaż finansowy w stosunku do TVP w sprawie emisji filmu o książce, niebawem praca ta się zatem ukaże, a już dziś znamy jej fragmenty.
Jakie przychodzi mi do głowy podsumowanie całej tej sytuacji? Samozwańcze elity przegnitej III RP tak naprawdę za nic mają wolność słowa i demokrację. Traktowali to państwo przez 17 lat jak swoją bezwzględną własność. Przez całe lata izolowali swoich krytyków od dostępu do społeczeństwa, ośmieszali przeciwników politycznych w ten sam fałszywy sposób jak robią to dziś z autorami książki, odbierając im cześć i godność, kneblując usta, wciskając społeczeństwu frazesy o wolności z której tak naprawdę korzystali tylko oni sami. Dziś budowana tyle lat tama padła, a włodarze postkomunistycznej Polski skompromitowali się. Zerwana kurtyna odsłoniła prawdę o ich miałkości i prostactwie. Wystarczyło dziś słuchać i oglądać trzęsącego się ze strachu i złości profesora Machdzewicza, plączącego się w urojonych zarzutach, wystarczyło obserwować Tomasza Wołka gaszonego i demaskowanego ze swojej rażącej niewiedzy i głupoty w sposób totalny przez Cenckiewicza i Janeckiego. Dla całej Michnikowszczyzny są to dni niezwykle ciężkie. Są to ludzie przyzwyczajeni do tego że to ich zdanie i sądy stawały się obowiązującą wykładnią a rady wyrocznią we wszystkich sprawach. To ci ludzie mieli wcześniej decydować o tym co jest prawdą i o czym można mówić, a kiedy tej władzy zaczęli być pozbawiani sięgnęli po metody niegodne i obrzydliwe, aby utrzymać swoje nienależne pozycje.
Obłuda tych środowisk jest niepojęta. Kiedy ukazywała się szkalująca Polaków książka „Strach”, wszyscy jego przedstawiciele rozpływali się nad jej wartością merytoryczną, mimo iż sam autor twierdził że nie jest ona obiektywna. Bo książka ta uderzała w prostych ludzi, wieśniaków gdzieś tam z głębokiej prowincji, ich rodziców czy dziadków, pospólstwa którym salon „postępowców” zawsze się brzydził i w którego „wstecznej” woli upatrywał wszelkie zagrożenia. Podobnie z historią o żydowskim oddziale partyzanckim z Puszczy Nalibockiej, który dopuszczał się gwałtów i rabunków oraz zamordował kilkuset polaków. Dla tych zbrodniarzy Gazeta Wyborcza widzi usprawiedliwienia w postaci wojennej traumy, przejść obozowych, codziennego widoku śmierci. Takich usprawiedliwień nie ma już dla mieszkańców Jedwabnego czy Kielc. Oni traumy wojny nie przeżyli. Taką przewrotną i cwaniacką logikę widać we wszystkich działaniach salonu. Mam nadzieję że teraz, kiedy stało się jasne że moc tych tyranów całkowicie osłabła uda się zepchnąć ich na zupełny polityczny i intelektualny margines, czyli tam gdzie ich miejsce – na śmietnik historii. I tak jak nic nie zostało po zdemoralizowanych francuskich elitach lat 50-tych, rozgromionych przez De Guelle’a , tak nic nie zostanie w Polsce po Michnikach, Kwaśniewskich, Żakowskich, Lisach i ich innych licznych poplecznikach, którzy nigdy nie zasłużyli (co teraz najdobitniej udowadniają) na to aby się stać elitą intelektualną Polski.
Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka